Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co planuje wiceprezydent Gorzowa Agnieszka Stanisławska

Wojciech Wyszogrodzki
Agnieszka Stanisławska ma 43 lata. Mieszka w Trzebiszewie. Skończyła gorzowski AWF.
Agnieszka Stanisławska ma 43 lata. Mieszka w Trzebiszewie. Skończyła gorzowski AWF. Łukasz Kulczyński/UM Gorzów
- Zauważyłam, że każdy wywiad musi dotyczyć pieniędzy na sport. A mnie zależy na tym, żeby sport był dla dzieci, dla młodzieży - mówi Agnieszka Stanisławska, wiceprezydent Gorzowa ds. społecznych.

- Nowe firany?
Tu w ogóle nie było firan.

- Jest więc jakaś zmiana. Ponoć kosztowały 3,8 tys. zł…
A nie wiem, ale to niemożliwe, żeby kawałek materiału tyle kosztował.

- To prawda. Przyszedłem do pani na posiedzenie rady pedagogicznej. Dotychczas była pani dyrektorem szkoły w Boleminie, gdzie było sześć klas, a w urzędzie ma ich pani cztery - edukację, sprawy społeczne, obywatelskie oraz kulturę ze sportem. Już pani wie, kto jest prymusem, kto dostanie szansę, kto będzie relegowany z wilczym biletem?
Nie można tego tak rozpatrywać. Jest nowa sytuacja, Rozmawiamy, współpracujemy. Każdy ma szansę. Nie dystansuję się do nikogo.

- Prezydent Wójcicki powtarzał, że zwolnień nie będzie, że musi dać szansę, że się przyjrzy, aż tu nagle 11 lutego owo przyglądanie się dobiegło końca. U pani na razie żadnych zmian nie przeprowadzono…
Czasem trzeba dłużej się przyglądać.

- W urzędzie przeprowadzono restrukturyzację. Połączono sport z kulturą, bo…
Zaproponowałam, bo wydział sportu składał się z sześciu osób, a to oznacza, że może działać jako referat w większym wydziale. I bardzo dobrze jak dotąd funkcjonuje

-Ale dlaczego sport z kulturą, a nie np. z edukacją?
Podobnie jest w innych miastach i ta struktura zdaje tam egzamin.

- Myśli pani, że artyści żyjący w innym świecie mogą dogadać się ze sportowcami twardo stąpającymi po ziemi?
W ten sposób wprowadzimy nieco delikatności do gorzowskiego sportu. (śmiech) Poważnie mówiąc, referat sportu będzie nadal pracował swoim tokiem.

- Rozumiem, że sport jest dla pani prymusem?
A skąd takie przypuszczenie?

- Analizowałem pani uśmiech podczas różnych wydarzeń w mieście. Oglądałem zdjęcia i trudno ukryć, że szczerze uśmiecha się pani jedynie na zawodach sportowych…
(Śmiech). Sport każdemu z nas jest bliski, wywołuje pozytywne emocje. W gorzowskich realiach powinien to być sport masowy, dzieci i młodzieży. Takim naszym modnym stylem życia.

- Którą dyscyplinę promowałaby pani najchętniej?
Nie chciałabym składać takich deklaracji, bo zaraz kluby sportowe zapytają, czemu o nich nie mówię. Każdy sport jest dobry, gdy niesie za sobą zdrową rywalizację.

- Mówiła pani o pozytywnych emocjach związanych ze sportem. W Gorzowie chyba jest inaczej, myślę tutaj o podziale pieniędzy między klubami. Nie bardzo rozumiem, po co powstał zespół i rada ds. sportu? Nie ufa pani swoim pracownikom? I dlaczego o pieniądzach dla klubów mają decydować sami zainteresowani?
To nie jest kwestia braku zaufania. Pewnie pan śledził temperaturę rozmów między radnymi i dyrektorem wydziału. Razem z prezydentem uznaliśmy, że w radzie i poza nią są osoby związane ze sportem, które obiektywnie mogą odnieść się do podziału pieniędzy i skutecznie doprowadzić do porozumienia.

-Jak mogą obiektywnie dzielić pieniądze, gdy one potem mają do nich trafić?
Te gremia mają jedynie rolę doradczą.

- Niby doradczą, ale potem władza może powiedzieć: to nie my, to oni. I zrzucić odpowiedzialność na innych…
Nie było naszym zamiarem zrzucać odpowiedzialność na kogokolwiek. Chcieliśmy jedynie, by osoby spoza urzędu przeanalizowały tę sytuację. Po stworzeniu strategii sportu będą czytelne kryteria.

- Ale kryteria już są - radni w ubiegłej kadencji wraz z urzędnikami stworzyli chyba zasady, których wystarczy się trzymać. Jerzy Synowiec, z koalicyjnego klubu PO, w wywiadzie radiowym podkreślał niedawno, że zasady zostały spisane i do podziału pieniędzy wystarczą jednemu urzędnikowi dwie minuty. Rady i zespoły są tu zbędne…
Zauważyłam, że każdy wywiad musi dotyczyć pieniędzy na sport. A mnie zależy na tym, żeby sport był dla dzieci, dla młodzieży.

- Płynnie przejdźmy zatem do kultury. To prawda, że boi się pani radnej Wojciechowskiej?
(Śmiech). A można jej się bać? Mam bardzo dobre relacje z panią Grażyną…

- Za czasów poprzedniego prezydenta radna dla prowadzonej przez siebie fundacji dostawała drobne kwoty, kilka tygodni temu ta suma znacznie wzrosła, co oburzyło środowisko ludzi kultury. Dodajmy, że jedna z członkiń komisji przyznającej pieniądze z tego powodu nie chciała podpisać protokołu. Nawet proprezydencka radna Marta Bejnar-Bejnarowicz w radiu zauważyła, że "dostają ci, co krzyczą, im trzeba dać, żeby się nie pienili"...
Wnioski rozpatruje zespół, sugeruje pan, że to on się boi? Z mojej strony nie było żadnych sugestii. Zapewne wniosek spełniał kryteria.

- Prezydent Wójcicki zapowiedział, że w kulturze też powstanie zespół i rada. Rozumiem, że i tutaj nie ufacie urzędnikom?
To nie jest wotum nieufności wobec pracowników. Być może mieszkańcy Gorzowa zbyt rzadko uczestniczyli w decydowaniu o sprawach miasta. Teraz mogą i powinni poczuć się bardziej potrzebni.

- Złośliwi twierdzą, że nowa władza Gorzowa załatwia sprawy od ręki, obiecując wszystko głośnym interesantom. Gdy pojawili się niezadowoleni z podziału pieniędzy na działania kulturalne, natychmiast usłyszeliśmy, że powstanie nowy regulamin. A co jest złego w obecnym?
Trudno teraz mówić, co nie gra. Minęły dopiero dwa miesiące, więc niemożliwe jest wypracowanie takiego modelu, który zadowalałby wszystkich.

- Są strategie marki i rozwoju kultury - może po prostu trzeba postępować zgodnie z nimi? Nad tymi dokumentami pracowali przecież fachowcy, mieszkańcy brali udział w jej tworzeniu. Przeglądała pani te strategie? Są złe? Należy je wyrzucić?
Nie twierdzę, że są złe, ale życie idzie do przodu. Strategia powinna ewoluować.

- Kiedy powstanie zespół i rada ds. kultury?
Pracujemy, zapewniam pana, że szybko poinformuję, gdy to nastąpi.

- Ma pani ulubioną instytucję kultury?
Nie podchodzę do tego w ten sposób. Gdy jest coś, co chciałabym zobaczyć, czy pokazać moim dzieciom, wtedy korzystam z oferty.

- Ewa Pawlak, dyrektor wydziału kultury, ma po co wracać z urlopu po urodzeniu dziecka, czy lepiej, żeby płynnie przeszła na macierzyński?
(śmiech) Nie mnie o tym sądzić. Jestem za tym, by rodziny były jak najliczniejsze. Z panią Ewą miałam okazję spotkać się raz przed Bożym Narodzeniem. Szanuję i doceniam jej dokonania w wydziale kultury.
A ma pan jakieś wieści co do jej planów?

- Staram się jedynie wybadać, kogo pani ma zamiar zwolnić…
O, czyli mamy lobbystę. (śmiech) Mogę zapewnić, że nie będzie zwolniona.

- Czyżby była prymuską?
Ale ja tego nie powiedziałam! (śmiech) Raz się spotkałyśmy i moje wrażenia są bardzo pozytywne.

- Kolejna pani działka to sprawy społeczne. Czy dyr. Modrzejewska-Karwowska już się pakuje?
Pan znowu o zwolnieniach…

- Polityka nowych władz miasta opiera się na spełnianiu marzeń radnych. Skoro wspomniana już dzisiaj radna w interpelacjach domaga się odwołania dyr. Karwowskiej, pytanie jest jak najbardziej zasadne…
Na pewno nie chodzi o to, by każdy radny był zadowolony.

-Potrafi pani powiedzieć "nie"?
Oczywiście. Dbam o interesy mieszkańców miasta. Daleka jestem od sugerowania się opiniami innych. Dobrze współpracuję z dyr. Karwowską, z całym wydziałem. Ulepszamy pewne mechanizmy.

- Wydział spraw obywatelskich z Sylwią Bagińską na czele też może spać spokojnie?
Żartuję sobie, że to wydział, który stwarza najmniej problemów. Ma mnóstwo pracy, a warunki średnie. Nie mam zastrzeżeń.

- W swoim pierwszym wywiadzie w radiu dosyć chłodno wyraziła się pani o szefie wydziału edukacji Adamie Kozłowskim…
Takie pan odniósł wrażenie?

- Było bardzo dyplomatycznie, ale między wierszami wyczytałem "Adamie, uważaj, przyglądam się"…
(śmiech) Bo się przyglądam. Na razie się poznajemy.

- I na razie pani nie potwierdzi, że radny PiS Roman Sondej go zastąpi?
Ależ pan ma wieści! (śmiech)

- Na darmo głosowałby za budżetem?
Nie mam jeszcze nawet pomysłu na zmianę, a pan już zna zwycięzcę ewentualnego konkursu.

- To prawda, że źle ocenia pani gorzowską oświatę?
Jeśli coś takiego powiedziałam, pewnie chodziło o zaplecze, o obiekty.

- Czyli brakuje pieniędzy?
A kiedy ich nie brakowało?

- To może skoro edukacja jest zadaniem miasta, porządnie ją dofinansować, a nie wchodzić w szkolnictwo wyższe, które takim zadaniem nie jest?
W miarę możliwości inwestujemy w edukację. Jest ona na dobrym poziomie.

- Myślała pani, dlaczego Jacek Wójcicki wybrał panią na to stanowisko? Mam wrażenie, że szukał gospodarnej, kobiecej ręki…
Dziękuję! (śmiech)

- Bo faceci obecnie rządzący miastem są strasznymi biedakami….
A, przejrzał pan oświadczenia majątkowe!

- Łukasz Marcinkiewicz zaoszczędził 1,5 tys. zł, Jacek Szymankiewicz 3 tys. zł, sam Wójcicki 30 tys. zł, a pani prawie ćwierć miliona. Mam wrażenie, że powinna pani zostać skarbnikiem, żeby mnożyć pieniądze…
(śmiech) Dlaczego ludzie odnoszą wszystko do pieniędzy? To spore wyzwanie, lubię pomagać. Jacek Wójcicki nie patrzył na moje oszczędności.

- Co chce pani zostawić po sobie w mieście?
Chciałabym, aby rozwijał się sport masowy dzieci i młodzieży, by sport stał się ich stylem życia. Choćby dlatego, że borykamy się z problemem nadwagi u dzieci, z częstym korzystaniem ze zwolnień lekarskich. Myślę też o likwidacji barier architektonicznych, aby osoby niepełnosprawne czuły się dobrze w mieście.

- Mają czuć się dobrze, a konsultacje w sprawie konsultacji miasto organizuje na ostatnim piętrze w budynku bez windy…
Chcemy to zmienić.

- Wracając do masowego uprawiania sportu - rozumiem, że wiosną na Starym Rynku czy stadionie poprowadzi pani gimnastykę dla gorzowian?
Teraz nie mam kiedy ćwiczyć, czy jak to się mówi, odreagować… (śmiech)

- Byłaby więc okazja. Dziękuję za rozmowę.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska