Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moim zdaniem: Duch ciągle nie ginie...

Andrzej Flügel
Andrzej Flügel
Andrzej Flügel Archiwum GL
No wreszcie się zaczęło. Nie muszę specjalnie opowiadać jak byłem wściekły kiedy oglądałem wyczyny Legii w meczu z Jagiellonią i jakich grubych słów używałem patrząc na to co wyrabiali obrońcy mistrzów Polski. Zapomnę o tym pod warunkiem, że dziś Legia przynajmniej zremisuje w Amsterdamie z Ajaksem.

Ten początek tak mnie zainspirował, że czując już wiosnę zapytałem prezesa wiejskiego klubu kiedy oni startują. Myślałem, że tak jak to bywało kiedyś, gdzieś z końcem marca. Kiedy usłyszałem, że 18 kwietnia, a sezon kończą 13 czerwca pomyślałem sobie, że to śmieszne kiedy runda wiosenna trwa półtora miesiąca. Co to za rozgrywki! Ale skoro postanowiono zrobić nikomu niepotrzebną reformę i dołożono po jednej grupie klasy A? W efekcie teraz w najniższej lidze, gdzie ludzie co tydzień dla przyjemności biegali za piłką, robią to dalej, ale znacznie krócej. Czemu? Tego nie wie nikt...

Prezes, który już tyle rzeczy w lokalnej piłce widział, że nic go nie zdziwi opowiedział mi taką oto historię. Związek przekłada mu mecz wyjazdowy z godziny 17.00 na 11.00. Prezes interweniuje. Mówi, że jego ludzie rano pracują, że nie zbierze ekipy. Przekładacze są nieugięci. Prezes więc dzwoni i oświadcza, że skoro nikt go nie chce wysłuchać, to jego zespół się nie pojawi, bo o tej porze nie ma ludzi. Szkoda więc powiększać koszty przez przyjazd sędziów, uruchamianie zwykłych meczowych czynności jak malowanie linii czy wieszanie siatek. Związek w odpowiedzi wymierza mu karę 100 zł. Prezes czuje się skrzywdzony i potraktowany z buta. Zapowiada więc odwołanie. Mówią mu, że owszem, może tak zrobić, ale to kosztuje 100 złotych. Prezes łapie się za głowę. Czyli nawet jeśli odwołanie będzie uznane za zasadne i stówa kary cofnięta, to i tak będzie miał sto złotych do tyłu, bo tyle kosztuje odwołanie. I co ma robić? Postanawia więc dać sobie spokój z szukaniem sprawiedliwości, bo tak czy siak w każdym przypadku ma d.... z tyłu.

Ale wśród działaczy duch nie ginie. Redakcyjny kolega, który poszedł na bal w Gorzowie, podczas którego ogłoszono wyniki plebiscytu na najlepszych lubuskich piłkarzy i trenerów opowiadał, że niektórzy jeszcze przed oficjalnymi uroczystościami byli już nieźle trafieni. I bardzo dobrze. Przecież piłka lubi pływać, a futbol wymaga ofiar. Mnie to zupełnie nie razi. Wręcz przeciwnie. Jeśli są u nas działacze, którzy jeszcze przed oficjalnymi przemówieniami potrafią w cichości i dyskretnie obalić flaszkę schłodzonej, to z naszym lubuskim futbolem nie jest tak źle jak złośliwie rozpowiadają niektórzy.

Martwią mnie kłopoty gorzowskich siatkarzy. Przecież jeszcze kilkanaście lat temu Stilon grał w europejskich pucharach, a w hali przy ulicy Czereśniowej nikt z tuzów naszej siatkówki nie miał łatwo. Dziś to już tylko wspomnienie. Niestety. Nie wiem czy jest w naszym regionie klub, który w ostatnich latach zaliczył taki zjazd. Chyba nie. I pomyśleć, że dzieje się tak w czasie kiedy siatkówka w kraju szybuje w górę. Zupełnie tego nie rozumiem...

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska