Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek W. nie chce pójść za kratki, więc... nie idzie

Filip Pobihuszka 68 387 52 87 [email protected]
Sąd odroczył odsiadkę Marka W. bo ten miał leczyć się na błahą dolegliwość. Prokuratura decyzję sądu zaskarżyła.
Sąd odroczył odsiadkę Marka W. bo ten miał leczyć się na błahą dolegliwość. Prokuratura decyzję sądu zaskarżyła. 123RF
Zarzucano mu wielomilionowe wyłudzenia, torturowanie pracowników i próbę ucieczki z aresztu. A co tymczasem robi Marek W.? Szaleje po mieście w wypasionym mercedesie.

Jak kpić z prawa, to tylko w stylu z amerykańskich filmów. Z takiego założenia wychodzi zapewne Marek W., biznesmen z Nowej Soli. Teoretycznie już dawno powinien oglądać świat zza krat, ale póki co skutecznie zamienia więzienną pryczę na dużo wygodniejsze siedziska. Na przykład na fotel kierowcy mercedesa (nie byle jakiego oczywiście), którym szaleje na drogach. Przed tygodniem wpadł w ręce nowosolskiej drogówki, ale zanim się to stało, Marek W. zdążył złamać kilka przepisów. Uciekającego przed radiowozem nie zatrzymały nawet opuszczone rogatki na przejeździe kolejowym, które sprawnie ominął. W końcu jednak górą byli mundurowi. Biznesmen stracił prawo jazdy, bo w tym przypadku nie było mowy o zwykłym wlepieniu mandatu. - Kierowca mercedesa naruszył wiele przepisów i spowodował zagrożenie na drodze, stąd zostało mu zatrzymane prawo jazdy. Wniosek o ukaranie kierowcy zostanie przesłany do sądu - mówi Katarzyna Wąsowicz, rzecznik prasowy nowosolskiej policji.

Brak prawa jazdy to jednak najmniejsze zmartwienie Marka W. O ile w ogóle są jakieś kary, którymi biznesmen się przejmuje.

Sześć milionów, piętnastu oskarżonych, a wyroku brak

Marka W. już raz wyciągano z samochodu. W sierpniu 2011. Tyle że wówczas było to jego słynne czerwone ferrari, a stróżami prawa nie byli policjanci z drogówki, tylko uzbrojeni po zęby funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego. Uzbrojeni, bo zachodziła obawa, że właściciel sportowego auta również może mieć przy sobie broń. Na początku mówiło się, że zatrzymanie ma jakiś związek z łamaniem praw pracowniczych w firmie Marka W., ale interwencja CBŚ kazała przypuszczać, że chodziło o coś więcej. Agenci pojawili się także w firmie biznesmena i wszystkich należących do niego mieszkaniach, a tych w Nowej Soli miał aż cztery. I faktycznie, wkrótce okazało się, że sprawa ma drugie dno, którym okazały się wielomilionowe wyłudzenia. Marek W. miał oszukać Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa na ok. sześć milionów zł. Sprawa trafiła do prokuratury okręgowej w Zielonej Górze, a na jej finał czekamy do dziś, choć akt oskarżenia trafił do sądu jeszcze w październiku 2012.

Krótko potem wyszło na jaw, że niektórzy z oskarżonych (a jest ich w sumie piętnastu) wyrazili gotowość do przyjęcia wyroku w sprawie bez przeprowadzenia rozprawy, na uzgodnioną z prokuratorem karę. Nie wiadomo jednak, czy jest wśród nich Marek W. - Sąd nie wydał do tej pory pozytywnej decyzji w tej sprawie. Natomiast w lipcu wyłączono jedną z tych piętnastu osób do odrębnego postępowania. Ale to nie był Marek W. - wyjaśnia Ryszard Rólka z sądu okręgowego w Zielonej Górze. Kolejna rozprawa w sprawie pozostałej czternastki zaplanowana jest na połowę marca. Być może na niej w końcu doczekamy się jakiegoś przełomu w sprawie.

Miasto obok, cyfra dwa i leczenie impotencji

Jakkolwiek wyłudzenia pieniędzy mogą bulwersować, są niczym przy "łamaniu praw pracowniczych", choć w tym wypadku jest to wybitny eufemizm. Zdecydowanie bardziej na miejscu byłoby słowo "tortury". W firmie Marka W. zakazane było używanie nazw miast Zielona Góra i Poz¬nań. W zamian za to pracownicy mieli mówić "miasto obok" i "większe miasto". Na cenzurowanym była także cyfra dwa. W każdej konfiguracji. Podobnie zresztą jak imię "Monika" czy określone kolory tuszu w długopisie. Karę od szefa można było dostać za wszystko, najczęściej za niewykonanie zadania. A te często były do bólu absurdalne. Marek W. wściekał się i rzucał w pracowników telefonami komórkowymi. Kto ponosił koszt naprawy - nietrudno zgadnąć. Potrafił też w przypływie złości wbić komuś długopis w rękę.
Już dzień po zatrzymaniu przez CBŚ Marek W. miał postawionych pięć zarzutów. Chodziło głównie o fizyczne i psychiczne znęcanie się nad pracownikami, a dokładniej wielokrotne bicie, kopanie, wyzywanie, poniżanie czy stosowanie gróźb. - Do tego dochodzi jeszcze bezprawne pozbawianie wolności. Pracownicy byli zamykani w pomieszczeniu gospodarczym nawet na kilkanaście godzin - wylicza Ł. Wojtasik, szef nowosolskiej prokuratury, która przyjrzała się też procederowi zatrudniania ludzi "na czarno", bez płacenia jakichkolwiek ubezpieczeń czy przestrzegania czasu pracy.

Skalę tego, co działo się w firmie Marka W. w pewnym stopniu obrazują też liczby: 27 pokrzywdzonych, 50 świadków. I tylko jeden oskarżony, ale za to z trzema obrońcami. Biznesmen przyznał się tylko to części zarzutów. Zaproponował również karę, jaką miałby odbyć - rok więzienia oraz odszkodowania dla poszkodowanych pracowników. Dla nowosolskiej prokuratury było to jednak za mało. Według niej Marek W. powinien trafić za kratki na rok i osiem miesięcy. Do tego odszkodowania od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych, w zależności od tego, jak bardzo pokrzywdzeni byli gnębieni podczas "pracy". Ostatecznie sąd uznał nowosolskiego biznesmena winnego wszystkich zarzucanych mu czynów, także tych, do których Marek W. nie raczył się przyznać. Wyrok: rok i trzy miesiące. Najwyższe odszkodowanie miał dostać mężczyzna, którego podczas pracy w firmie Marka W. przegoniono nago po parkingu. Wyrok był prawomocny. I co? I nic.

- Epopeja sądowa trwa dalej - wzdycha szef nowosolskiej prokuratury rejonowej, Łukasz Wojtasik. - Sąd w Lesznie uwzględnił pierwszy wniosek o odroczenie kary. Nie zgodziliśmy się z tą decyzją i sąd w Poznaniu przyznał nam rację - przypomina prokurator. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że argumentacja, jaką posługiwali się adwokaci Marka W. dotyczyła leczenia schorzenia, które w żadnym wypadku nie było groźne dla życia biznesmena. Dzień po oddaniu tego tekstu do druku, na wokandzie sądu w Lesznie ponownie pojawiła się sprawa Marka W. - To kolejny wniosek o odroczenie kary. Tym razem również chodzi o problemy zdrowotne. Ale konkretów niestety nie znam - wyjaśnia Ł. Wojtasik. Sąd może oczywiście takiego wniosku nie uwzględnić, to jednak sprawi, że cała procedura "wsadzania" Marka W. za kratki zacznie się od nowa. Wezwanie do stawiennictwa, które biznesmen zapewne zignoruje, wizyta policjantów, którzy zapewne go nie zastaną...

Można przeskoczyć przez płot, można wyjść... drzwiami

Adwokaci Marka W. wiedzą, jak uchronić swojego klienta przed odsiadką. On sam jednak najwyraźniej lubi brać sprawy w swoje ręce, jak na przykład wtedy, gdy planował ucieczkę z aresztu. Pierwotnie plan polegał na... przeskoczeniu płotu spacerniaka. Namawiany przez Marka W. współosadzony, niejaki Wiktor D., miał mu pomóc w zerwaniu siatki a następnie podsadzić aresztowanego biznesmena, tak by ten mógł się wydostać za mury aresztu. Później wręczył mu numer telefonu do osoby, która miała zorganizować ucieczkę biznesmena. Ostatecznie plan spalił na panewce, bo nikt z aresztowanych nie skusił się na udzielenie pomocy nowosolaninowi, choć ten obiecywał wpłacenie stosownej kaucji, jako formy podziękowania. Od tamtej pory Marka W. klasyfikowano jako "więźnia niebezpiecznego". Co to oznacza? Pomarańczowy kombinezon i kajdanki. Zestaw dokładnie taki, jaki widuje się na filmach.

Mimo wszystkich swoich wybryków biznesmen nie spędził zbyt wiele czasu w areszcie. Wyjść na wolność pomogli mu adwokaci i... pieniądze oczywiście. Obrońcy Marka W. wysyłali kolejne zażalenia, aż w końcu zielonogórski sąd areszt uchylił. Jednak warunkowo, bo za poręczeniem majątkowym w wysokości 500 tys. zł., wspomniana kwota miała zostać przelana już następnego dnia. Czy to dużo? Na pierwszy rzut oka tak, ale niedługo później okazało się, że nowosolanin składał już wcześniej wniosek o możliwość zastosowania poręczenia majątkowego w wysokości... 14 mln zł. Prokuratura w Nowej Soli stanowczo odmówiła.
Dlaczego więc sąd zadecydował się na wypuszczenie Marka W.? - Sąd doszedł do odmiennych niż prokuratura ustaleń, że na obecnym etapie postępowania przygotowawczego nie występuje ze strony Marka W. ryzyko matactwa - tłumaczył niedługo po tej szokującej decyzji R. Rólka, będący wówczas jednym z członków składu orzekającego w tej sprawie. Sędzia podkreślał też, że obawa o możliwość popełnienia przez Marka W. "czynów przeciwko życiu i zdrowiu innych osób" również nie jest realna, a "na obecnym etapie można zastosować inne niż areszt, wolnościowe środki zapobiegawcze".
Nowosolska drogówka zdążyła już przekonać się, jak Marek W. wykorzystuje te "wolnościowe środki zapobiegawcze".

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska