Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wieś żyje w strachu. "Braknie stodół, spali nam chałupy"

Artur Matyszczyk 68 324 88 53 [email protected]
- Dyżury obywatelskie nic nie dadzą! Niech policja nas porządnie przesłucha, wiemy kto podpala - mówi Danuta Piosik.
- Dyżury obywatelskie nic nie dadzą! Niech policja nas porządnie przesłucha, wiemy kto podpala - mówi Danuta Piosik. Mariusz Kapała
Małą miejscowość terroryzuje podpalacz. W ciągu siedmiu lat z dymem puścił sześć stodół i kurnik z dobytkiem wartym milion złotych. Mieszkańcy twierdzą, że wiedzą, kto stoi za dramatem.

Świadkowie mówią, że wszystkie podpalenia mają cechy wspólne. Płoną tylko duże obiekty. Zawsze jedną z pierwszych osób na miejscu jest młody mężczyzna. I nie pomaga ludziom. Tylko stoi jak wryty i gapi się w jęzory ognia.

Gdybym ja go dorwał...

Miłów to malutka miejscowość w gminie Maszewo, raptem 40 domów. Ludzie znają się jak łyse konie. Nawet gdyby chcieli, to nie mają przed sobą tajemnic. Wszystko prędzej czy później wyjdzie na jaw. Do wsi wiedzie długa i kręta droga przez głęboki las. Z pozoru sielanka. Ale od siedmiu lat wszyscy tu żyją w strachu. Ktoś co jakiś czas podkłada ogień. W ostatnich siedmiu latach wybuchło dziewięć pożarów. Przez dwa lata był spokój. Aż do święta Trzech Króli...

Stodoła Henryka Bukato była chyba największa we wsi, potężny budynek. Mężczyzna trzymał w niej siano i chował sporo maszyn rolniczych. Teraz stoi przed tym, co z niej zostało. Sterta niemal doszczętnie zwęglonych kikutów. W powietrzu wciąż roznosi się drażniący smród. - Dochodziła 22.30. Psy ujadały jak szalone. Ogień wybuchł w rogu. Nie było szans. Kwadrans i wszystko poszło z dymem. Gdybym ja go tylko dorwał, ale to przecież się nie upilnuje łobuza - Bukato kręci głową z niedowierzaniem.
Halina Wojtczak mieszka obok. Gdy wybiegła z domu, cała stodoła stała w ogniu. - Boże, nie można już pomóc, pomyślałam od razu. Szybko się zajęło. Do dziś nie mogę się pozbierać, przecież to się wariata nie upilnuje - łapie się za głowę.

Pozbierać nie może się cała wieś. Ludzi od środka rozsadza bezradność. Wszystkim się wydawało, że podpalacz dał sobie spokój. Dwa lata nic, aż tu nagle znów blady strach padł na wioskę. - Wszyscy od paru dni żyjemy w niepewności. Przecież jak we wsi się skończą stodoły, to ten człowiek gotowy się wziąć za nasze chałupy. Nie upilnujemy go - pokazuje swój dom Danuta Piosik.

Kaptur zaciągnął i patrzył

Smaczku sprawie dodaje fakt, że niemal wszyscy mieszkańcy wskazują na jedną osobę. Cień podejrzeń rzucają na 31-letniego mieszkańca wsi. - Wie pan... Ja go widziałem, jak tuż przed pożarem jechał rowerem, dróżką nieopodal. A potem pojawił się nagle na moim podwórku. Wszyscy biegali, krzyczeli, próbowali pomóc. A on tylko stał. Jak słup soli. Kaptur zaciągnął na głowę i patrzył - wspomina Bukato. - Jak to możliwe, że niemal zawsze jest pierwszy albo drugi przy pożarze?

Mirosławie Wojtczak też spaliła się stodoła. Kilka lat temu. - Policji jakoś to nie dziwi, że na miejscu zawsze jest on albo jego rower? Dlaczego go od razu po pożarze nie przesłuchali, tylko parę dni po fakcie? No, kto to widział tak działać? I jeszcze jedno. On do mnie zadzwonił. Która to mogła być godzina? Może 22.40... Powiedział tylko, że stodoła się u Heńka pali. Czemu akurat do mnie? Niech policja nas przesłucha, przecież nie złapią go na gorącym uczynku, tego się nie upilnuje - zastanawia się kobieta.
Co ciekawe podejrzewany mężczyzna 6 stycznia u Wojtczaków wymieniał drzwi. - Panie, bo to robotny chłopak, jakich mało. Z synem byśmy się tydzień męczyli, a on przyszedł. Trzask, prask i do wieczora zrobione. Potem - wiadomo, jak to po robocie - flaszkę żeśmy wypili - mówi mąż pani Mirosławy. Jego syn Michał Wojtczak wtrąca: - Po paru kieliszkach zaczął wspominać poprzednie pożary. Widać było, że coś go nosi, jakby się zaczął nakręcać. Nagle wziął telefon i wyszedł.

Ja sobie upilnuję

Jedna z młodych mieszkanek (prosi o anonimowość) najwięcej pretensji ma do policji. - Każdą sprawę umarza z powodu "braku dowodów". Osoby poszkodowane zgodnie wskazują sprawcę. Oskarżają psychopatę, który najprawdopodobniej cierpi na zaburzenie piromanii. Pokazują palcem dowody przy oględzinach śledczych, natomiast funkcjonariusze zbywają ich tylko słowami: "to pomówienia" - złości się kobieta. - Przy wcześniejszych przesłuchaniach ten mężczyzna zawsze ma fałszywe alibi, teraz najprawdopodobniej nawet go nie przesłuchali, nie wspomnę o tym, że powinien to zrobić psycholog policyjny a nie zwykły policjant. To nie do pomyślenia, aby w gminie było aż tyle pożarów, co dopiero w jednej małej wsi, a na policji nie robi to wrażenia, może musi ktoś zginąć, aby ludzie otrzymali pomoc?

Wspomniany 31-latek nie unika kontaktu z dziennikarzami. Spotykamy się z nim i jego mamą. Oboje podchodzą do sprawy bardzo emocjonalnie. Proszą a zachowanie anonimowości. - Ja już nie wiem, czego ci ludzi od nas chcą. Mój syn jaki jest, to jest. Ale ja bym przecież pod dachem nie trzymała takiego. Jeśli to on zrobił, to niech go już zamkną. Ale najpierw niech udowodnią, bo ja mówię, że to nie on. Przecież jak niektóre pożary były, to on w delegację akurat pojechał. A tu się tylko jego ciągle czepiają. On taki uczynny, wszystkim dookoła pomaga. I przede wszystkim policja go przesłuchiwała. Nic nie udowodnili - zarzeka się kobieta.

Sam zainteresowany przeżywa mocno oskarżenia miejscowych. - Ja to już najchętniej bym się stąd wyniósł. Niczego nie chcę, tylko święty spokój. Pracuję, dziecko wychowuję, nie wiem, skąd się o mnie takie opinie biorą - mężczyzna zaciska wargi.
- A pan się boi o swój dobytek? - pytamy.
- Pewnie, że się boję, Kto by się nie bał.
- Następna stodoła może być pana...
- To ja już sobie upilnuję.

Monitoring to kierunek

W środę w Miłowie wójt zwołał spotkanie. Zaprosił mieszkańców, a także policję, straż pożarną, straż graniczną, wszystkich, którzy mogą pomóc. - Po pierwsze, to zaraz po ostatnim pożarze na całą noc zapaliłem we wsi światła. Zaproponowałem też straż obywatelską, ale nie ma komu jej pełnić. Bo młodzi wyjechali za pracą, a starsi przecież po nocach nie będą biegać - Dariusz Jarociński szuka możliwości rozwiązania problemu. - Doszliśmy więc wspólnie do wniosku, że skuteczny może być monitoring. Tam, gdzie mogę, ustawię kamery. To na pewno wystraszy podpalacza. W tej chwili szacujemy koszty inwestycji.
Sprawę ostatniego podpalenia prowadziła policja w Krośnie Odrzańskim. - Po otrzymaniu zgłoszenia wykonane zostały wszelkie niezbędne czynności. W tym oględziny miejsca, jak również przesłuchanie osoby wskazanej przez pokrzywdzonego jako tej, która mogła się dopuścić zabronionego czynu - mówi rzecznik krośnieńskiej policji Justyna Kulka.

Po zebraniu materiałów dowodowych policja przekazała sprawę dalej do zielonogórskiej prokuratury. - Faktycznie, jest wszczęte postępowanie. Pobrane są próbki ziemi pod kątem badań fizykochemicznych. Powołamy biegłego do spraw pożarnictwa. Sprawdzimy, czy ogień nie był wynikiem zwarcia instalacji. Na razie nie zakładamy wersji podpalenia, choć i takiej nie wykluczamy - informuje rzecznik prokuratury Zbigniew Fąfera.

Czy prokuratura sprawdziła bilingi tuż po pożarze? - pytamy. Fąfera natychmiast odpowiada: - Świadkowie są przesłuchiwani, sprawa jest rozwojowa, na pewno wszystko będzie sprawdzone - zapewnia.

Zobacz też: Pożar w stadninie koni w Zielonej Górze to podpalenie (zdjęcia)

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska