Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużlowe szkiełko: Źle - czyli dobrze

Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz Archiwum ,,GL"
Pięćdziesiąty drugi tydzień roku dobiega końca. Za chwilę moc życzeń i wszystko ruszy od początku. Tydzień pierwszy, tydzień drugi…

Pytanie: podsumowywać czy życzyć - wraca jak bumerang. Dylemat to tradycyjny. W żużlu sprawa jest trudniejsza, bo przecież sezon kończy się gdzieś w połowie października, więc podsumowania trwają od co najmniej dwóch miesięcy. Wszystko i wszyscy zostali już rozebrani na czynniki pierwsze. Gdyby tak spróbować mijający rok ocenić wybierając z dwóch - dobry czy zły - to jaki on był? Trudne zadanie.

Argumentów po stronie "dobry" jest sporo. Przy słowie "zły" również punktów nie brakuje. Gdyby tak odrzucić elementy czysto sportowe, lokalne ambicje i spełnione bądź niespełnione marzenia, to cóż nam zostanie? Zostanie nam strona organizacyjno-sportowa i tutaj rok mieliśmy najgorszy od lat. Upadek dwóch dużych klubów to zdarzenie bez precedensu. Argument, który przeważa szalę na stronę "zły". Obserwujący dyscyplinę, choć trochę analitycznie - odrzucając ślepą miłość do jazdy w lewo - musieli wiedzieć, że wcześniej czy później do takiego przesilenia dojść musi. I doszło. Źle się stało, ale jak pokazuje czas w efekcie "zła" pojawiło się "dobro". Z tej lekcji już dziś czyli jeszcze w starym roku wszyscy wyciągają właściwe wnioski. I tu mamy paradoks podsumowania. Coś co z założenia i oceny jest porażką dyscypliny - bo przecież długi, brak licencji i upadek żużla w Częstochowie i Gdańsku były nośnym tematem dla mediów - staje się zwycięstwem całego środowiska żużlowego. To jaki w końcu był ten rok? Dobry czy zły? To oceni historia. Może za miesiąc, może za rok, a może na taką ocenę przyjdzie poczekać kilka sezonów. Taką cenzurkę wystawi życie i przyszłość dyscypliny.

Póki co mamy czas - a jakże, taka tradycja - plebiscytów, podsumowań i wszelakiej maści wyborów. We własnym sosie górę biorą emocje i animozje. Na zewnątrz dyscyplina jest jednolita. Tak jest od lat i to żużla wartość największa i niezbywalna. Mijający roku w całym naszym sporcie był wyjątkowy. Gdzie nie spojrzeć sukces gonił sukces. Medale olimpijskie, tytuły mistrzowskie i wreszcie spektakularne zwycięstwa, bo przecież z Niemcami wygrywa się tylko raz na tysiąc lat.

Gdzie w tym wszystkim żużel? Jestem spokojny, że gdzieś pomiędzy Stochem, a Bródką, Kowalczyk a Wlazłym czy może Kwiatkowskim, Lewandowskim a Majką znajdzie się Krzysztof Kasprzak. Medialnie daleko mu do wzorca czyli Tomasza Golloba, Jarosławem Hampelem też jeszcze nie jest. "Kasper", jak każdy z tej niezrozumiałej ze względu na popularność dyscypliny, ma za sobą poparcie armii ludzi. Kibice, którymi na co dzień targają miedzyklubowe animozje, gdy przychodzi walczyć o żużel stają w jednym szeregu. Żużlowiec poparcie miał, ma i mieć będzie. Twardy, wierny i zdyscyplinowany elektorat postawi na swojego kandydata. Głos kibica wprowadzi Kasprzaka na salony. To jeszcze w styczniu, a już w kwietniu żużlowy lud opanuje Warszawę. Do Siego Roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska