Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nikoletta Dzióba, czyli twardzielka ze złotem

Szymon Kozica 68 324 88 63 [email protected]
Michał Pyszniak z Lublina to chłopak Nikoletty Dzióby. Poznali się na turnieju karate we Wrocła-wiu. W przyszłym roku chcą razem studiować na AWF-ie we Wrocławiu albo w Poznaniu.
Michał Pyszniak z Lublina to chłopak Nikoletty Dzióby. Poznali się na turnieju karate we Wrocła-wiu. W przyszłym roku chcą razem studiować na AWF-ie we Wrocławiu albo w Poznaniu. Archiwum Nikoletty Dzióby
- Mam ducha walki. Nigdy się nie poddaję - podkreśla Nikoletta Dzióba z Łęknicy. Upór i wiara w siebie doprowadziły ją do tytułu mistrzyni świata.

"Witam, nazywam się Nikoletta Dzióba, jestem młodzieżową mistrzynią świata w karate tradycyjnym w konkurencji kumite oraz mistrzynią Polski w tej samej konkurencji. Pochodzę z Łęknicy, z powiatu żarskiego i zdziwiło mnie to, że nie mogę wziąć udziału w plebiscycie na najpopularniejszego sportowca, gdzie żaden kandydat z mojego powiatu nie miał tytułu mistrza, wicemistrza lub brązowego medalisty na arenie międzynarodowej" - napisała 18-latka do naszej redakcji. Wyjaśniliśmy, że dziewczyna z takimi sukcesami nie będzie startowała w etapie powiatowym, tylko od razu znajdzie się w etapie wojewódzkim naszego plebiscytu, w gronie największych asów lubuskiego sportu. Na takie wyróżnienie wojowniczka z Łęknicy pracowała ładnych parę lat.
Kopniak w brzuch

Nikoletta, Nikoletta... - Gdy mama była ze mną w ciąży, oglądała film, którego bohaterka właśnie tak miała na imię. Bardzo jej się spodobało i tak zostałam Nikolettą - uśmiecha się sympatyczna mistrzyni. Karate wcale nie było pierwszą dyscypliną, za którą się wzięła. - Zawsze szukałam sportu dla siebie. Najpierw był ping-pong, ale za bardzo mi nie wychodziło. Później taniec nowoczesny - wspomina nastolatka. Aż któregoś razu zobaczyła w Łęknicy pokaz w wykonaniu karateków. I postanowiła zapisać się do klubu.
- Bardzo wstydziłam się pójść na pierwszy trening - zdradza dziewczyna. - Miałam 12 lat, a tam były osoby młodsze, już w dużym stopniu zaawansowane, z niebieskimi pasami, z osiągnięciami... Mnóstwo ludzi. Wtedy karate było niezwykle popularne, wszyscy chcieli trenować.

Gdy pytam, kiedy okazało się, że ma talent do sportów walki, Nikoletta protestuje. - Nigdy nie miałam talentu. Wszystko wypracowałam - mówi stanowczo. - Jak skończyłam 13 lat, mogłam startować w konkurencji kumite. To coś dla mnie, bo ja mam w sobie ducha walki, nigdy się nie poddaję.

I nie są to puste słowa. Dowód? Pierwszy oficjalny pojedynek, jaki stoczyła w życiu nasza mistrzyni. - To było w Łęknicy. Rywalka zasadziła mi takiego kopniaka w brzuch, że "złapałam rybkę", nie mogłam oddychać. Sędziowie chcieli zakończyć walkę, ale ja się nie zgodziłam. Pozbierałam się i wygrałam - zaznacza Nikoletta. Upór i wiara w siebie wkrótce doprowadziły tę twardzielkę na sam szczyt.

Do trzech razy sztuka

Pierwszy większy sukces - zwycięstwo w Pucharze Mistrza we Wrocławiu - przyszedł w roku 2011. - Stoczyłam trzy walki, wszystkie wygrałam i poczułam się... miło - nie ukrywa wojowniczka. Kolejny sezon to coraz silniej obsadzone turnieje ogólnopolskie i międzynarodowe. To także pierwsze mistrzostwa Polski, z których wróciła bez medalu. - Nie miałam szans, startowałam z kontuzją kostki, z zerwaną torebką stawową - usprawiedliwia się Nikoletta. Stanąć na podium nie udało się też rok później. - Zabrakło szczęścia. Jeszcze jedna wygrana walka i byłby brąz - nie może przeboleć ambitna dziewczyna.
Ale do trzech razy sztuka: ten rok należał już do 18-latki z Klubu Karate Kontra Łęknica. - W maju na mistrzostwach Polski wygrałam każdy pojedynek. Trener ocenił, że moje walki były efektywne i efektowne. W finale pokonałam przeciwniczkę w dogrywce, techniką kopnięcie na twarz - opowiada Nikoletta.

Mamie urosły skrzydła

Złoty medal nie był bezpośrednią przepustką na mistrzostwa świata, dał jednak awans do reprezentacji Polski. Wrzesień i październik to cotygodniowe, piekielnie uciążliwe wyjazdy na zgrupowanie kadry w Dojo Stara Wieś za Radomskiem. I trzy-cztery zajęcia dziennie, od piątku do niedzieli. - Trenerzy wybierali osoby, które pojadą na mistrzostwa świata. Ja byłam świeża, niedoświadczona. Trener powiedział, że na razie jestem na rezerwie. Zrobiło mi się przykro, ale też zmobilizowało mnie to - przyznaje zawzięta 18-latka. - Na ostatnim zgrupowaniu trener wyczytywał nazwiska tych, którzy wystartują na mistrzostwach, wyczytał też moje. Ukłoniłam się i rozpłakałam...

Takiej szansy Nikoletta nie mogła zmarnować. Po 24-godzinnej podróży do Genewy wyszła na matę jak mistrzyni. Pokonała kolejno: Brazylijkę, Polkę, Czeszkę i w pojedynku o złoto - przy wspaniałym dopingu koleżanek i kolegów z klubu, którzy niespodziewanie zjawili się w Szwajcarii - kolejną Polkę. - W finale dopiero tuż przed końcem udało mi się zdobyć punkt techniką na brzuch. Popłakałam się, ludzie zaczęli podchodzić i gratulować, przytulać mnie, nawet sędziowie - wspomina szczęśliwe chwile.
A w Łęknicy na swoją dzielną córkę czekała pani Agnieszka. - Mama była ze mnie bardzo dumna, dostała skrzydeł - cieszy się wojowniczka. I dodaje: - Mama jest dla mnie autorytetem, nigdy mnie nie zawiodła. Jest moim przyjacielem, któremu mogę zwierzyć się ze wszystkiego.

Baza firm z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska