Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozgrywającej klubu z Gorzowa boi się cała Polska

Paweł Tracz 95 722 69 37 [email protected]
Sharnee Zoll nienawidzi przegrywać, dlatego w trakcie meczu daje z siebie ponad 100 proc. W Gorzowie słusznie porównuje się ją z Australijką Samanthą Richards, legendą akademiczek.
Sharnee Zoll nienawidzi przegrywać, dlatego w trakcie meczu daje z siebie ponad 100 proc. W Gorzowie słusznie porównuje się ją z Australijką Samanthą Richards, legendą akademiczek. Bogusław Sacharczuk
"Nie cierpię wolnych dni, bo wtedy urlop ma też mój duch rywalizacji" - to motto oddaje charakter Sharnee Zoll, rozgrywającej klubu z Gorzowa.

Po ośmiu kolejkach KSSSE AZS PWSZ Gorzów zajmuje piąte miejsce, z perspektywą walki o strefę medalową. Przed akademiczkami są tylko najbogatsze kluby w Polsce: Wisła Can-Pack Kraków, Energa Toruń, CCC Polkowice i Artego Bydgoszcz. Finansowo wszystkie biją nasz na głowę. To właśnie w barwach polkowickiego zespołu rozpoczęła się cztery lata temu bardzo udana przygoda Zoll z polską ekstraklasą. I trwa do dziś, choć od 2013 roku Amerykanka reprezentuje już gorzowski zespół.

Wysoka pozycja w tym sezonie ekipy trenowanej przez Dariusza Maciejewskiego i jego asystenta Roberta Pieczyraka to w ogromnej mierze właśnie zasługa Zoll. Po ostatniej kolejce statystyki tej zawodniczki są imponujące: średnio 20,25 pkt. na mecz (2. miejsce w klasyfikacji), skuteczność 54,8 proc. (8.), rzuty za trzy - 75 proc. celnych (1.), rzuty wolne - 83,7 proc. (2.) oraz asysty - średnio 8,8 na mecz, w sumie aż 70 (druga w rankingu Julie Mc Bride z Artego ma o 19 mniej). A przecież Amerykanka to "tylko" rozgrywająca. Rozgrywająca, której zazdrości nam cała nasza liga.

Zoll ma 28 lat. Urodziła się w Filadelfii, ale dzieciństwo spędziła w niemieckim Sembach, gdzie stacjonowała jej mama, weteranka amerykańskiej armii. 10 lat temu przyszła gwiazda naszej ekstraklasy trafiła na Uniwersytet Virginia, gdzie jako koszykarka dała się poznać z bardzo dobrej strony. Już tam pobiła rekord asyst - 785, należący wcześniej do legendarnej Dawn Staley, wybranej do piętnastki najlepszych zawodniczek w historii Stanów Zjednoczonych.

W 2005 roku Zoll zdobyła z reprezentacją mistrzostwo świata do 19 lat i jej kariera nabrała przyspieszenia. Po skończeniu studiów została wybrana w drafcie do Los Angeles Sparks. Potem miała epizodzik w Minnesota Lynx, a następnie spróbowała chleba za granicą. Zanim trafiła do Polkowic, grała w Rumunii i Turcji.

Już w pierwszym roku gry w CCC_rozgrywająca zza Oceanu dała się poznać z jak najlepszej strony. Filigranowa zawodniczka od razu podbiła serca polskich kibiców i działaczy, dwukrotnie zdobywając tytuł najlepiej podającej. Jej znakomitą postawę dostrzeżono również w rodzinnym kraju. Zoll znów podpisała kontrakt z ekipą Sparks i w 2012 roku miała szansę powrotu do WNBA. Zagrać jej jednak nie było dane.

- Zerwałam więzadła krzyżowe w lewym kolanie. Wszystko wydarzyło się podczas treningu. Postawiłam stopę, a moje kolano strasznie się wygięło. Lekarz powiedział, że nie tylko więzadła się zerwały, ale jeszcze przekręciły się o 180 stopni - wspomina koszykarka KSSSE_AZS_PWSZ. Zamiast grać, musiała rozpocząć kilkumiesięczną rehabilitację. Wtedy marzyła o powrocie do CCC. Los pokierował jednak jej życiem inaczej, bo formę odbudowała już w Gorzowie.

Pierwotnie Zoll nie była brana pod uwagę, ale kontuzja jej utalentowanej rodaczki Andrei Riley już w pierwszym meczu poprzedniego sezonu sprawił, że gorzowscy działacze szybko musieli znaleźć zastępczynię. Gdy okazało się, że do KSSSE_AZS_PWSZ przychodzi Zoll, część osób od razu okrzyknęła to wielkim wydarzeniem, ale dopiero po zakończeniu rozgrywek okazało się, że był to prawdziwy hit. Dzięki Amerykance akademiczki otarły się o strefę medalową, ostatecznie zajmując piąte miejsce. Do gry w półfinale zabrakło zaledwie jednego zwycięstwa...

- Nie znoszę porażek, choć jestem spokojną osobą. Taki mam charakter i już - śmieje się nasza "jedynka". Bo choć ma tylko 170 cm wzrostu, potrafi napsuć krwi znacznie wyższym rywalkom.

Jej zdaniem w koszykówce najważniejsza jest ambicja i instynkt współzawodnictwa. I Zoll posiada te cechy. Ba, nie cierpi przegrywać w czymkolwiek!

- Nie wierzę w żadne wymówki, bo to, jak ciężko pracujesz, zależy tylko od ciebie. Jeżeli przeciwniczka jest większa ode mnie, muszę ją zabiegać. Bo jeśli tego nie zrobię, mogę mieć kłopoty - przekonuje gwiazda polskiej ligi. - Poza boiskiem daleko mi do wojowniczki. Jestem dość nieśmiała. Chętnie poświęcam czas rodzinie i kocham się śmiać.

O tym, że Zoll uwielbia kontakt z ludźmi, możemy przekonać się choćby dzięki technicznym nowinkom. Jeszcze dwa lata temu działała jej internetowa strona oraz blog, dzięki czemu fani mogli lepiej ją poznać. Teraz informacji z życia Sharnee można szukać na Facebooku i Twitterze, gdzie chwali się m.in. zwycięstwami KSSSE_AZS_PWSZ. Niektóre wpisy są nawet... po polsku!

Naszego języka Zoll uczyła się już w Polkowicach, teraz też bierze "lekcje" u koleżanek z ekipy. Miłym zaskoczeniem było, gdy po meczu z Artego ocenę spotkania wypowiedziała właśnie po polsku.

Amerykanka nigdy się nie poddaje. Gdy doznała wspomnianego wyżej urazu, napisała na Twitterze: "Nie współczujcie mi. Wrócę jeszcze silniejsza". Słowa dotrzymała.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska