Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Celem Zawiszy ekstraklasa

Jakub Lesiński 68 324 88 69 [email protected]
Od kilku sezonów siatkówka żeńska przybliża się do męskiej - uważa Mariusz Wiktorowicz. Utytułowany zawodnik i trener w tym roku zdecydował się na powrót w rodzinne strony.

- Jak pan wspomina swoją karierę zawodniczą?
- Bardzo dobrze. Jestem zadowolony z tego, co udało mi się osiągnąć. W wieku 17 lat wyjechałem z Sulechowa, żeby dalej rozwijać się jako siatkarz i kontynuować grę w klubach, które w Polsce już coś znaczyły. Zaczynałem w miejscowym Orionie, z którego przeszedłem do AZS-u Częstochowa. Dzięki temu moja kariera nabrała tempa. Byłem kapitanem kadry juniorskiej, dwa razy wystąpiłem w pierwszej reprezentacji. Przez te wszystkie lata udało mi się zrealizować wcześniejsze marzenia. Doświadczyłem możliwości zwiedzenia kilku ciekawych zakątków świata, pracowałem z bardzo fajnymi trenerami i świetnymi zawodnikami, od których wiele wyniosłem. Kiedy czasami opowiadam swoim dzieciom, jak to wszystko wyglądało, mam czym ich zachęcić do uprawiania sportu. Syn trenuje wszystko po trochu, natomiast córka bardzo dobrze radzi sobie w siatkówce.

- Jak pan został dyrektorem sportowym Rolteksu Zawiszy Sulechów?
- Pochodzę z Sulechowa. Naturalną koleją rzeczy był fakt, że skoro przestałem pracować w Policach to przeniosłem się do tego miasta po 22 latach, wraz z rodziną. Moje dzieci tutaj kontynuują naukę. Zawisza to ambitny pierwszoligowiec, od którego dostałem propozycję. Staram się wywiązywać z tej funkcji jak najlepiej potrafię.

- Co należy do pana obowiązków?
- Jest ich sporo. Podstawową kwestią nie jest praca szkoleniowa, ale obserwacja, jak rozwija się miejscowa młodzież. Podglądam także pierwszą drużynę. Do tego dochodzi pozyskiwanie sponsorów, co po części należy do moich zadań. Wiadomo przecież, że bez odpowiednich pieniędzy ciężko zbudować odpowiedni zespół i funkcjonować na najwyższym poziomie. W klubie nieco zmieniło się od strony marketingowej. Do sprzedaży trafiły oficjalne koszulki, na mecze zapraszamy młodych kibiców. Staram się przekazać swoją wiedzę i doświadczenie, abyśmy wspólnie mogli dążyć do najlepszych ekip w kraju. Mamy się od kogo uczyć. Jeszcze długa droga przed nami.

- Czy jakoś pomaga pan w prowadzeniu pierwszej drużyny?
- Nie. Trener ma do dyspozycji swój sztab. Tylko czasami pojawiam się na ich zajęciach, popatrzę, pomogę, jeżeli istnieje potrzeba zorganizowania czegokolwiek. Oczywiście mam swoje spostrzeżenia i takimi informacjami się wymieniamy. Natomiast przyjęliśmy taką strategię, że nie ingeruję w system szkolenia. Jako dyrektor sportowy też odpowiadam za wyniki zespołu. Jeżeli coś szłoby nie tak, zawsze możemy wspólnie reagować. Nie ma co patrzeć, z kim gramy. Zawsze musi obowiązywać maksymalne podejście. Ekipa Zawiszy ma potencjał i jeszcze bardzo duże rezerwy. To szeroki skład, jest kim grać i uważam, że ta drużyna będzie się coraz lepiej prezentować. Trzeba to wszystko wykorzystać do końca.

- Wspomniał pan o chęci dalszej pracy szkoleniowej. W przypadku otrzymania oferty wiązałoby się to z koniecznością rezygnacji w sulechowskim klubie?
- Na razie nie wybiegam daleko w przód. Jestem na miejscu i działam. Pojawiło się światełko w tunelu, że w Rolteksie Zawiszy może być całkiem fajnie. Jeżeli pojawiłaby się jakaś propozycja to można się zastanawiać. Na razie nie było żadnego tematu.

- Proszę za ocenić poziom pierwszoligowych rozgrywek.
- Jeżeli chodzi o zespoły z naszej pierwszej czwórki, to tylko delikatnie odbiegają od tego, co prezentują drużyny z dołu tabeli ekstraklasy. Nie ma co porównywać spotkań turniejowych, przedsezonowych. Tam trenerzy stosowali różne warianty w okresie przygotowawczym.

- Waszym założeniem jest wejście do czwórki. Czy możemy spodziewać się, że w niedługim czasie będzie można oglądać Roltex Zawiszę w rozgrywkach ekstraklasy?
- To nasz cel. Jednak aby go zrealizować, należy spełnić szereg różnych wymagań. Wiadomo, że Orlen Liga jest otwarta, panują nieco inne reguły, bo na przykład nikt nie spada. Trzeba znaleźć się w gronie czterech czołowych ekip, aby mieć możliwość zgłoszenia się do najwyższej klasy. Należy posiadać halę z odpowiednimi wymiarami i ilością miejsc. Wymaga się także pewnego budżetu. Specjalna komisja weryfikuje niżej notowane klub z ekstraklasy, później przygląda się tym z jej zaplecza. Nie wybiegamy tak daleko. Często jest tak, że planuje się przyszłość, a rzeczywistość potrafi zaskoczyć.

- Ciekawostką jest fakt, że żeńskie zespoły prowadzą głównie mężczyźni, a nie kobiety...
- Tak się przyjęło (śmiech). Jest w sumie kilka kobiet, które dobrze sobie radzą, ale jednak stanowią one mniejszość. Chodzi chyba o inne podejście. W prowadzeniu dziewcząt potrzeba takiej męskiej ręki. Siatkarki niekiedy bywają charyzmatyczne, posiadają mocne charaktery, ale w późniejszym etapie życia decydują się poświęcić rodzinie. W przypadku mężczyzn bywa inaczej.

- Na czym polega różnica w prowadzeniu kobiet i mężczyzn?
- Od kilku sezonów siatkówka w wykonaniu pań przybliża się do drugiej płci. Dotyczy to szczególnie najlepszych drużyn. Gra jest szybsza, bardziej siłowa, akcje bywają krótsze. Kiedyś tego brakowało, było delikatnie, jak rywalizacja w tenisa stołowego. Myślę, że obecnie kobiety podchodzą do tego inaczej pod względem mentalnym. Zmienia się przygotowanie motoryczne. Faceci nie boją się ciężarów, idą i mocno ćwiczą. Dziewczyny wcześniej miały małą barierę przed siłownią. Teraz widać, że nie da się bez tego elementu grać na wysokim poziomie. Poza tym spora cześć zawodniczek ma na głowie także inne obowiązki. Dzieci potrzebują matki. Z doświadczenia wiem, że siatkarki czasami oczekują innego spojrzenia na pewne sytuacje. Jednak w sporcie zawodowym zwykle potrafią pogodzić te wszystkie role.

- Śledzi pan wyniki Oriona?
- Przyglądam się im. Kiedyś, jak jeszcze sam grałem w tym zespole, to w większości występowali w nim miejscowi siatkarze. Teraz jest inaczej. Trzeba zadać sobie pytanie: co dzieje się ze szkoleniem? Nie ma juniorów, kadetów. Wiem, że dopiero teraz wchodzą młodzicy. Bardzo fajnie pracuje z nimi pan Mieczysław Puchalski. Orion dwukrotnie spadał z drugiej ligi, ale utrzymywał się, bo inne kluby nie dawały radę zgromadzić odpowiedniego budżetu. Odwiedziłem chłopaków na kilku treningach. Przyszło kilku zawodników, mają szeroki skład. Widzę w nich potencjał, zapunktowali z drużynami, z którymi mało kto spodziewał się zwycięstw. Fajnie, że w jednym mieście w siatkówkę grają mężczyźni i kobiety.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska