Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak to wszystko grało, że wójt pokonał prezydenta

Redakcja
Jarosław Miłkowski
W stwierdzeniu, że to zasługa Wójcickiego, jest tyle prawdy, ile w tym, że Wałęsa obalił komunę. Czyli: część prawdy. Ile? Nie wiem. Ale na pewno „do tanga trzeba dwojga”. No i muzyki.

Aby wybory skończyły się tak, a nie inaczej, musiał być więc Jędrzejczak, żeby przegrać. Musiał też być ktoś, kto niezatapialnego Jędrzejczaka tym razem zatopi. Potrzebne były okoliczności towarzyszące, które jednemu pomogły wygrać, a drugiemu przegrać. Powiedzmy: muzyka do wyborczego tanga.Spróbujmy teraz podsumować, jak tańczył Jędrzejczak, jak Wójcicki i jak grała im muzyka.W sierpniu na polu woodstockowym koło Kostrzyna widziałem chłopaka w koszulce z napisem: Lubię tanie wino, bo jest dobre i tanie. Pomyślałem sobie wtedy, że to trochę tak, jak w Gorzowie: prezydentem jest Jędrzejczak, bo jest prezydentem i nazywa się Jędrzejczak. Gorzowianie przyzwyczaili się do tego, że to on rządzi miastem. Po 16 latach prezydentury jest tu najbardziej rozpoznawalnym politykiem (oprócz może byłego „premiera z Gorzowa"). A to już bardzo wiele, bo zwykli ludzie (raz na cztery lata nazywani wyborcami) politykami interesują się mało, lokalną polityką jeszcze mniej, a lokalnymi politykami to już prawie wcale. Miał więc Jędrzejczak ogromny kapitał, który pozwalał mu wygrywać wybory w cuglach, czyli w pierwszej turze. Ale go zmarnował, o czym się dowiedział 16 listopada, kiedy też w pierwszej turze, ale przegrał.Jeszcze cztery lata temu Jędrzejczak był tak mocny, że nie pokonała go afera budowlana. Przez trzy miesiące miastem rządził zza krat aresztu, o czym mówiła cała Polska. Co więc sprawiło, że jego notowania poleciały na łeb, na szyję? A właściwie: kto? Odpowiedź: on to sprawił. Kiedy jeszcze przeciętny gorzowianin nie słyszał o Wójcickim, w sondażu na zlecenie „Gazety Wyborczej" jedna trzecia wyborców Jędrzejczaka z 2010 r. deklarowała, że już na niego nie zagłosuje.Moim zdaniem nie wpłynęły na to twarde fakty z dziedziny zarządzania miastem: przyciąganie kapitału, wielkie inwestycje, strategie rozwojowe, fundusze unijne itp. Choć i tu lista błędów Jędrzejczaka jest długa, to zastanówmy się: ilu ludzi o tym wie? Ilu się na tym zna? Ilu potrafi odróżnić ziarno od plew? Każdy z nas ma za to uczucia i emocje, a one doskonale potrafią nam podpowiedzieć, kiedy ktoś zawodzi nasze zaufanie. W skali miasta zaufanie do prezydenta to już sfera obywatelska, nowocześniej: społecznościowa. Tymczasem Jędrzejczak przez 16 lat zawodził gorzowian, co rusz lekceważąc grupy społeczne i zawodowe.Ogłaszał konsultacje społeczne, ale nie realizował ich wyników (kto dziś pamięta, co - zgodnie z wolą gorzowian - miało być w łaźni albo gdzie miała stanąć filharmonia?).Gdyby słowa prezydenta stawały się ciałem, halę sportową mielibyśmy w czterech miejscach. Nie mamy w żadnym. Fani sportu patrzyli na degradację ukochanych klubów piłki ręcznej, nogi i siatki, gdy prezydent z wrażliwością drwala ciął im finanse. Pamiętacie marsz rozpaczy tysiąca zjednoczonych kibiców ze stycznia 2011? Znacie inne miasto, w którym kibice i działacze różnych dyscyplin maszerowaliby ramię w ramię, żeby zaprotestować przeciw polityce prezydenta? Jędrzejczak lekceważył też tych gorzowian, którym „chciało się chcieć". Społecznicy, którzy stawiają - nie za pieniądze miasta! - pomniki byłych gorzowian o potyczkach z urzędnikami mogliby napisać książkę. Prezydent nie organizował regularnych spotkań z parlamentarzystami z Gorzowa. Na sesje rady miasta nie chodził i jeszcze się tym chełpił. Dziennikarzy próbował stawiać poza nawias lokalnej społeczności. Naszą gazetę nazywał „zielonogórską", do nas puszczał oko, że obcy są ci z „Wyborczej", a dziennikarzom Teletopu mówił, że tylko oni są prawdziwie gorzowscy. Fenomenem naszych czasów jest tworzenie się różnego typu społeczności. Jędrzejczak jakby żył w innym świecie - on społeczności dzielił. Nawet takie, które wydawały się niepodzielne, jak środowisko uczelniane, które marzyło (i marzy) o wspólnej akademii gorzowskiej.Jędrzejczak nie dostrzegł, że dziś ludzie nie chcą być już maszynkami do głosowania raz na cztery lata. Chcą udziału w rządzeniu na co dzień. - Miasto to ja - w myśl takiej zasady rządził tymczasem Jędrzejczak. Nie liczył się z mieszkańcami i w szczegółach i ogółach, sam lepiej wiedział, co jest dla nich dobre. Gdy dwa lata temu przyszło do wdrażania budżetu obywatelskiego, pierwszy był przeciw, bo „cały budżet miasta jest obywateli". Gdy przyszło do likwidacji cokołu fontanny Pauckscha, jednego z symboli Gorzowa, długo nie słuchał protestów ani mieszkańców, ani ekspertów. Wycofał się w ostatniej chwili, gasząc rosnący bunt. Ta sztuka mu się nie udała z protestem przeciw planom wycinki 26 lip w alejkach przy ul. Marcinkowskiego. Donosiły o tym już wszystkie gorzowskie media, buzował Facebook, a wiceprezydent Stefan Sejwa powtarzał, że do urzędu „nie wpłynęło żadne pismo". Gdy ekipa Jędrzejczaka się zreflektowała, było już za późno. Ruch oporu przeciw siekierezadzie doprowadził do powstania Ludzi dla Miasta. I to był początek końca Jędrzejczaka.W tym roku „grała muzyka", która Jędrzejczakowi w wyborczym tangu plątała nogi, a Wójcickiego uskrzydlała. Jedynym ogólnopolskim tematem kampanii stało się ograniczenie do dwóch kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów. A Jędrzejczak ma na koncie już cztery... Co z kolei niosło Wójcickiego? Moda na ruchy miejskie. W mediach ogólnopolskich odmieniano je przez wszystkie przypadki. W Gorzowie ruch Ludzi dla Miasta miał świetny start (plany wycinki lip oburzyły nie tylko mieszkańców osiedla Staszica), niektóre ścieżki przetarte (Rowerowy Gorzów pokazał, że na masę krytyczną da się regularnie ściągać po 500-600 osób) i przygotowany grunt. - Każdy, byle nie Jędrzejczak - powiedział znany gorzowski polityk, gdy zapytałem o preferencje tuż przed wyborami. Dr Tomasz Marcinkowski, politolog, komentował sondaże Homo Homini dla „GL", które wskazywały na rosnącą popularność Wójcickiego: - Gorzowianie oczekują zmiany stylu rządzenia, najlepiej kandydata niepartyjnego, bo partie nie potrafiły odsunąć Jędrzejczaka od władzy.Na początku kampanii aż kilkanaście procent poparcia miał w sondażach Ireneusz Madej, kandydat Solidarności. Marcinkowski podkreśla: - Ale potem pojawił się „bardziej niepartyjny" Jacek. 33-letni Wójcicki mógłby być synem Jędrzejczaka. Uczniem niekoniecznie. Już trzy lata temu opowiadał mi, że na bieżąco jest w kontakcie z prezydentami dużych miast w kraju, jeździ do nich regularnie, podgląda, jak oni pracują. Hobby? - Robię podyplomówki - mówił. To wtedy wygadał się w „GL", że kandydowanie na prezydenta Gorzowa chodzi mu po głowie (za co później przyjął na klatę ataki Jędrzejczaka). W tym czasie w gminie Deszczno wszystko już poukładał. Zaczął tam rządzić jako 25-latek, jeden z najmłodszych wójtów z Polsce. Dobrał sobie równie młodych: on, wicewójt i sekretarz mieli razem mniej lat niż poprzedni wójt. Deszczno z samorządowego ogona w regionie przesunęło się na czoło. Wójcicki zaczął zgarniać nagrody za nowoczesne zarządzanie wiejską gminą.- Chciałby pan kiedyś zostać prezydentem Gorzowa? - zapytałem. Odpowiedział uśmiechem i chwilą milczenia. - Nie znam człowieka, który by nie chciał zarządzać tak wspaniałym miastem - stwierdził w końcu. Przyznał też, że dostał od Jędrzejczaka propozycję objęcia funkcji wiceprezydenta, ale odmówił, bo nie odpowiada mu „ten styl rządzenia".Podkreślmy: to był wrzesień 2011 r. Ci, którzy mówią, że Ludzie dla Miasta wyciągnęli Wójcickiego jak królika z kapelusza na miesiąc przed ostatnimi wyborami, są więc w błędzie. Ludzie i Wójcicki spotkali się w połowie drogi: oni szukali kandydata z filozofią rządzenia krańcowo odmienną od Jędrzejczaka, on już od dawna myślał o kandydowaniu.I nie był w ciemię bity. Zanim w ostatniej chwili, bo dopiero w październiku, „dał się namówić" do startu w wyborach, zlecił swoje badania. Mówiły, że ma szansę pokonać Jędrzejczaka.W Gorzowie był już grunt pod zmianę. Pozostawał tylko jeden problem: zwykłym mieszkańcom Wójcicki wciąż był mało znany. To dlatego wpompował ogromne pieniądze w reklamy, na których pokazywał tak naprawdę tylko swoją twarz i nazwisko. Aktywność sztabowców i innych zwolenników, media społecz - nościowe i stara dobra propaganda szeptana załatwiły resztę. - To się już samo napędzało - mówił dr Marcinkowski.Do gorzowian przebiła się informacja, że nie muszą wybierać między Jędrzejczakiem a innymi oklepanymi politykami. Że jest ktoś nowy, młody, z werwą, ale i doświadczeniem. Że to nie jest facet przywiązany do stołka, tylko gość, który jako strażak ochotnik jeździ na akcje, potrafi też wsiąść za kierownicę tira, żeby zawieźć dary swoich mieszkańców dla powodzian na drugim końcu Polski. I - przede wszystkim - że ten ktoś ma inny pomysł na miasto, które w odczuciu wielu gorzowian stało się brzydkie, zaniedbane i nieprzyjazne mieszkańcom.- Gorzów z ogromnym potencjałem i potężną machiną urzędniczą powinien być liderem działań na rzecz całej północy regionu.- Mogę wziąć Radę Miasta Gorzowa i z nią ułożyć współpracę. Mieszkańcy nas wszystkich wynajęli do tego, żebyśmy pracowali na rzecz miasta czy gminy, a nie się na kogoś obrażali.- Gorzów to świetne miasto, genialne miejsce do życia, uśmiechnięci ludzie z ogromnym potencjałem.Tak mówił Wójcicki. Nie, nie w tej kampanii. W wywiadzie dla „Gazety Lubuskiej" trzy lata temu.Chcesz poznać inne opinie związane z wyborami? W czwartkowej "Gazecie Lubuskiej" przeczytacz opinię Piotra Klatty, w piątkowej - Jerzego Synowca, a w sobotę - Wiesława Ciepieli.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jak to wszystko grało, że wójt pokonał prezydenta - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto