Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każdy radny jest... bezradny? Kto rozdaje karty w gminach?

Jakub Nowak 68 387 52 87 [email protected]
Rzadko głosowania wzbudzają tyle emocji. I zainteresowanie wyborców. Na zdjęciu głosowanie rady zielonogórskiej gminy nad połączeniem jej z miastem
Rzadko głosowania wzbudzają tyle emocji. I zainteresowanie wyborców. Na zdjęciu głosowanie rady zielonogórskiej gminy nad połączeniem jej z miastem Mariusz Kapała
- Nawet aktywni radni nie zawojują świata, bo... za nic nie odpowiadają - mówią samorządowcy.

- Jak to kto rządzi? Burmistrz rządzi! - mówi mi dobitnie jedna z kobiet, gdy pytam ją o to, kto sprawuje realną władzę w jej gminie.
- Zaraz, zaraz... A radni? Ich też przecież pani wybierała... - dopytuję.
- Panie, a co taki radny może? Ja nawet nazwisk moich nie pamiętam. Burmistrz rządzi! Do widzenia! - odpowiada kobieta, oddalając się pospieszenie w swoim kierunku.
No właśnie. Kto tak naprawdę ma największy wpływ na to, co dzieje się w danej gminie czy mieście? Radni, którzy przegłosowują (lub nie) poszczególne projekty uchwał, czy może wójt, burmistrz albo prezydent, którzy je przygotowują i wykonują?

Przeczytaj też:Wybory samorządowe 2014. Oficjalne wyniki wyborów w Lubuskiem na wójtów, burmistrzów, prezydentów i do rad (raport)

Bezradni radni

- Radni? Radni za nic nie odpowiadają - mówi mi szczerze Jacek Zych z Nowej Soli, emerytowany samorządowiec i były radny z wieloletnim stażem. - Tylko i wyłącznie wójt, burmistrz czy prezydent ma realny wpływ na to, co się w danym samorządzie dzieje - podkreśla zdecydowanie. Dlaczego? - To włodarze podejmują wszystkie najważniejsze decyzje, a co za tym idzie ponoszą również odpowiedzialność za ich konsekwencje. To oni nadają ton uchwałom, które podejmowane są na sesjach i to w ich gestii jest w ogóle ich przygotowanie. Trzeba powiedzieć wprost: radni nie mają dziś właściwie żadnych realnych kompetencji, nie są również w żaden sposób odpowiedzialni za swoją pracę. Po reformie samorządowej ich rola została znacznie zmniejszona - komentuje zdecydowanie J. Zych. I, jak dodaje po chwili, w obecnym systemie nie powinni po prostu brać za swoją pracę wynagrodzenia. - Moim zdaniem, przy braku odpowiedzialności za podejmowane decyzje, radni powinni pracować społecznie - mówi mi na koniec były samorządowiec.

Dzwonię do kolejnej osoby.
- Wie pan, równie dobrze można zapytać, kto tak naprawdę rządzi w wojsku. Generał czy jego armia? - odpowiada mi jeden z byłych już rajców. - No dobrze, a co jeśli w tej armii jest więcej buntowników niż wiernych żołnierzy? - pytam, kontynuując jego porównanie. - To wtedy mamy wojnę domową, a na niej tracą tylko cywile, czyli w tym przypadku mieszkańcy - odpowiada szybko mój rozmówca.

Kompetencyjny spór

I... trudno nie przyznać mu racji. Przykładów nie trzeba zresztą szukać daleko. Ostatnia kadencja w niewielkim Nowym Miasteczku, gdzie urzędujący burmistrz miał przeciwko sobie zdecydowaną większość rady gminy, minęła pod znakiem niekończących się kłótni oraz awantur, które ostatecznie doprowadziły nawet do czasowego zamknięcia ośrodka kultury (radni chcieli przekształcić jak najszybciej tę instytucję, burmistrz był temu przeciwny).
- Przez całą kadencję robili mi na złość, szkodząc tym samym gminie - mówi Wiesław Szkondziak. - W pewnym momencie dochodziło do takich absurdów, że nie chcieli przegłosować przesunięcia pieniędzy na inwestycję, na którą otrzymaliśmy pieniądze z Unii Europejskiej. Trudno to nazwać zdrowym rozsądkiem - komentuje włodarz.

- Burmistrz notorycznie nie stawiał się na komisje i sesje rady, realizował wybiórczo tylko te inwestycje, które sam uznawał, pomijając te wskazywane przez radę, ograniczał też dostęp do informacji publicznej - wyliczają z kolei radni, którzy na koniec minionej kadencji przegłosowali nawet, w formie uchwały, specjalne oświadczenie, w którym podsumowali fatalną współpracę z "organem wykonawczym". Sami mieszkańcy, niezależnie od tego czy popierali burmistrza, czy radnych, patrzyli z kolei na całą sytuację z niesmakiem. - Tracą na tym tylko zwykli ludzie - mówili nam wielokrotnie na naszych łamach.

Czy wspomniana patowa sytuacja, gdy między radą a burmistrzem dochodzi do kompetencyjnego sporu i wzajemnych przepychanek, co de facto doprowadza do destabilizacji w gminie, może być winą obecnego systemu?
- Żadne zmiany w prawie nie zabezpieczą przed głupotą czy obrażaniem się - komentuje z uśmiechem profesor Jarosław Macała, politolog z Uniwersytetu Zielonogórskiego. - Żadna zmiana przepisów nie zagwarantuje nam tego, że rada i organ jednoosobowy będą ze sobą zgodnie współpracować. To zależy już tylko od ludzi, nie od przepisów - mówi wprost. Jak zaznacza, obecny system wydaje się być dobrze przemyślany, choć z pewnością wymaga doprecyzowania pewnego poziomu relacji przy silnym organie jednoosobowym i, już w szerszym wydaniu, uwzględnienia choćby specyfiki danego regionu. - To chyba oczywiste, że inaczej jest w woj. mazowieckim, a inaczej w lubuskim - podkreśla profesor UZ.

"Dwór" włodarza

Wspomniane napięte relacje zdarzają się w wielu innych gminach, jednak generalnie są raczej rzadkością. Jak mówią moi rozmówcy, o wiele częściej dochodzi do obsadzenia rady przez "dwór" danego włodarza, co w praktyce wyklucza jakąkolwiek szerszą debatę i uwzględnianie postulatów opozycji. - To bardzo przykre, gdy widzę, jak ludzie ambitni, aktywni, którzy naprawdę sporo zdziałali już w samorządzie, przegrali w tych wyborach z radnymi marki bmw - biernymi, marnymi, ale wiernymi. Do rady weszli głównie dzięki nazwisku swojego lidera, to on tak naprawdę ich wprowadził, bez niego by wiele nie zdziałali - mówi mi jeden z obecnych samorządowców. - Jestem rozgoryczony, bo byłem przekonany, że jednomandatowe okręgi wyborcze zmienią takie sytuacje. Przeliczyłem się. Cały czas liczy się głównie siła nazwiska danego burmistrza czy prezydenta - dodaje z żalem.

- Proszę spojrzeć na Nową Sól. Tam opozycja już wcześniej była słaba, a teraz właściwie nie będzie istnieć (na 21 radnych 19 jest z komitetu prezydenta, dop. red.) - zwraca mi uwagę kolejna osoba, która również związana była w ostatnich latach z samorządem. - Wystarczył jeden magiczny uścisk dłoni Tyszkiewicza z każdym z kandydatów na plakacie, by obsadzić niemal całą radę. A śmiem wątpić, by ludzie głosowali, kierując się tylko dokonaniami i aktywnością konkretnego rajcy - dodaje.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że popularność urzędującego od 12 lat prezydenta Nowej Soli pozwoliła mu już wprowadzić swoich ludzi także do powiatu i współrządzić tam w ostatniej kadencji (w tej również zapowiada się podobnie, mało tego, Lepsze Lubuskie, sygnowane przez Tyszkiewicza, wprowadziło po raz pierwszy w historii bezpartyjnych radnych do sejmiku województwa). - Zgadza się, popularność i ogromny autorytet lidera listy, w tym przypadku Tyszkiewicza, może sprawić, że część osób, nawet nie znając poszczególnych nazwisk startujących radnych, uwierzy autorytetowi i zagłosuje na osobę, którą on wystawi - analizuje w rozmowie ze mną prof. Macała. Krótka sonda na ulicy zdaje się potwierdzać wspomnianą tezę. - Nie pamiętam dokładnie nazwiska, ale na taką kobietę od Tyszkiewicza... - odpowiada mi jeden z nowosolan, gdy pytam go o to, na kogo zagłosował. - Wszystkie krzyżyki na jego listy dawałem - uśmiecha się także pan Paweł. On znał akurat większość nazwisk rajców jeszcze z poprzedniej kadencji, jednak generalnie również, jak przyznaje, liczy się siła Tyszkiewicza. - Zrobił bardzo dużo dobrego, dlatego ufam jemu i jego ludziom - mówi.

Siła partii

- W małych miejscowościach kandydaci na listach są o wiele bardziej rozpoznawalni, więc łatwiej wyborcom kierować się tam konkretną sympatią. W większych miastach, gdzie jest również większa anonimowość, często oddaje się głos na dany szyld, lidera czy partię - mówi mi później prof. Macała. O sile partii w większych ośrodkach, jak choćby w lubuskim sejmiku, mówił zresztą sam Tyszkiewicz. - Nie dawano nam żadnych szans, ale jednak udało się, po raz pierwszy w historii województwa, przełamać monopol partii na władzę absolutną - komentuje. W niedzielę w jego sztabie również wracał argument siły nazwiska. - Gdyby komitet nazywał się nie Lepsze Lubuskie, a Lepsze Lubuskie Wadima Tyszkiewicza, to wynik byłby pewnie... lepszy - komentowano na gorąco wyniki wyborów.

Prof. J. Macała zwraca mi na koniec uwagę również na osobny problem. - Sporo do myślenia powinien dawać fakt, że ponad połowa ludzi nie chodzi jednak na wybory. A wie pan, natura nie znosi próżni - mówi sugestywnie. - Słaba aktywność społeczna często powoduje zagarnięcie pustego pola przez partie. Z wszystkimi pozytywnymi i negatywnymi konsekwencjami - dodaje.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska