Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Właściciel farmy: Wybaczcie, ale gnój śmierdzi!

Artur Matyszczyk
Mechiel Melse na swojej farmie
Mechiel Melse na swojej farmie Mariusz Kapała
Jak bumerang wraca temat farmy bydła w Kruszynie. Mieszkańcy się skarżą na zapachy, a właściciel robi co może, żeby było dobrze.

Lidia Wiśniewska mieszka w Sulechowie, tuż przy wjeździe do miasta. Kobieta zadzwoniła do redakcji, bo już nie może znieść smrodu, który dochodzi z farmy w Kruszynie.

- Na litość boską, od kilku dni nie można wytrzymać. Śmierdzi przeokropnie. Nie da się normalnie żyć - wkurza się Czytelniczka. - Jakbyśmy w szambie mieszkali.
Podobnych sygnałów mieliśmy ostatnio więcej. O dziwo, nie od mieszkańców samej Kruszyny, a z miasta. - Trudno się temu dziwić. Ludzie we wsi słowem się nie odezwą, bo wszyscy pracują na farmie. Boją się stracić robotę. Ale prawda jest taka, że jak się gnój na pole wywiezie, to trzeba go od razy zaorać. A w Kruszynie tak się nie dzieje - skarży anonimowa osoba.

Zobacz też: Żubr maszeruje przez Lubuskie. Internauta nagrał go na polu (wideo)

Natychmiast po otrzymaniu tych opinii dziennikarze "GL" pojechali do Kruszyny. Spotkali się z właścicielem miejscowej farmy. Mechiel Melse zaprzecza zarzutom. Mało tego, zarzeka się, że robi wszystko, żeby być jak najmniej uciążliwym dla mieszkańców. - Niestety, prawda jest taka, że gnój śmierdzi i ja tego nie zmienię - rozkłada ręce sympatyczny Holender. - Mieszkańcy powinni się cieszyć, że stosuję naturalny nawóz, a nie chemiczny, po którym wszyscy byśmy tu w nocy świecili.

Melse dodaje, że informacje o tym, jakoby nie orał nawozu zaraz po jego rozwiezieniu, są nieprawdziwe. Aby to udowodnić, mężczyzna zabrał nas na pole. Właśnie trwały prace, dookoła faktycznie roznosił się zapach obornika. - Taka jest natura. Cykl pracy w polu rządzi się swoimi prawami. Teraz muszę rozwieźć nawóz, bo zgodnie z przepisami nie mogę tego robić od listopada do kwietnia. Latem natomiast - rozumiem mieszkańców - i tego nie robię. Bo wiem, że zapach może być dla niektórych przykry. Podobnie jest z jesiennymi weekendami. Wiem, że ludzie często siedzą na ogródkach, grillują, piją piwko. Nie chcę być uciążliwy, więc i w sobotę, i w niedzielę odpuszczam z robotą - zapewnia.

Współpracownicy Holendra podkreślają, że o ewentualnych zapachowych niedogodnościach odpowiednio wcześniej uprzedzają urzędników. - Kilka dni przed rozwiezieniem obornika informujemy miejscowy wydział ochrony środowiska. Zawsze na stronie internetowej urzędu miasta można przeczytać, kiedy należy się spodziewać uciążliwości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska