Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urzędnicy wtargnęli do biblioteki. Dyrektorka: to bezprawie!

Lucyna Makowska, Janczo Todorow
W czwartek, po komisyjnym otwarciu magazynu w bibliotece, obrazy Stanisława Antosza zostały opisane i wywiezione na wystawę do Zielonej Góry. Na zdjęciu: Katarzyna Walczak, p.o. dyrektorki Żarskiego Domu Kultury oraz Beata Kłębukowska, p.o. dyrektorki biblioteki.
W czwartek, po komisyjnym otwarciu magazynu w bibliotece, obrazy Stanisława Antosza zostały opisane i wywiezione na wystawę do Zielonej Góry. Na zdjęciu: Katarzyna Walczak, p.o. dyrektorki Żarskiego Domu Kultury oraz Beata Kłębukowska, p.o. dyrektorki biblioteki. Janczo Todorow
Pracownicy urzędu w Żarach z polecenia burmistrza wtargnęli do pomieszczeń miejskiej biblioteki. Dyrektorka placówki uważa najście za bezprawne i zgłasza je w prokuraturze.

Sceny żywcem wzięte z kryminału przypominało poniedziałkowe wkroczenie pracowników Urzędu Miejskiego w Żarach do gabinetu dyrektorki i pomieszczeń biblioteki, gdzie przechowywane były obrazy zmarłego przed dziesięciu laty malarza Stanisława Antosza. Skończyło się na interwencji policji.
- Urzędnicy wykorzystali poniedziałek, kiedy pracujemy krócej niż zwykle - opowiada zbulwersowana Joanna Issel, dyrektorka Miejskiej Biblioteki Publicznej. - W tym czasie byłam w służbowej sprawie w prokuraturze. O wtargnięciu powiadomił mnie mój pracownik. Naczelniczka oświaty z urzędu miejskiego wraz ze swoją zastępczynią wzięły klucz i bez mojej wiedzy weszły do gabinetu, gdzie trzymam wszystkie kody dostępu, hasła. Gdy dotarłam na miejsce, panie wraz z dyrektorką Żarskiego Domu Kultury były już w pomieszczeniach, gdzie przechowujemy zbiory obrazów S. Antosza.

J. Issel twierdzi, że burmistrz od dwóch tygodni próbował wpłynąć, by przekazała obrazy artysty do znajdującego się w sąsiedztwie biblioteki Żarskiego Domu Kultury. Szefowa biblioteki ostro się temu przeciwstawiła, bo twierdzi, że dzieła są własnością zarządzanej przez nią placówki. - Oczywiście mogłam je wypożyczyć na wystawy, ale dopiero po skatalogowaniu zbiorów i ich ubezpieczeniu, ale nie oddać protokołem, bo to ja odpowiadam za powierzone mienie, nie burmistrz - dodaje. - Postawiłam się, więc urząd postanowił sprawę rozwiązać siłowo. Czemu przez ostatnie dziesięć lat nikt nie interesował się tymi zbiorami, nie były inwentaryzowane?
Dyrektorka przyznaje, że włodarz zapowiedział, że jeśli nadal będzie się opierać, pozbawi jej funkcji. Nie ugięła się.

- Artysta nie żyje, dziś jego dzieła są bardzo cenne, poza tym gdy tworzył, mieszkał na terenie biblioteki i obrazami płacił za czynsz - wylicza. - Potwierdzeniem tego jest umowa zawarta między S. Antoszem, a ówczesnym dyrektorem biblioteki, Janem Tyrą, w obecności pracownika urzędu.
Obrazy miały być wystawione w zielonogórskiej galerii Pro Arte 26 września. W bibliotece pojawiła się przedstawicielka galerii, ale jak mówi J. Issel, kobieta nie wylegitymowała się, więc obrazów nie wydała.
Dyrektorka prosiła o przesunięcie wystawy, by miała czas na skatalogowanie prac. Bez odzewu. Postawiona pod ścianą dyrektorka wezwała policję. Interwencja mundurowych uniemożliwiła działania urzędników.

- Nigdy nie spotkałam się w swojej pracy z takim brakiem elementarnych zasad - zaznacza dyrektorka. - Na przekazanie się nie zgodzę, nawet gdybym miała stracić stanowisko. I straciła, jeszcze we wtorek po południu dostała telefon z ratusza, że jest odwołana.
Udostępnić, ale nie oddać

We wtorek burmistrz komentował to zajście następująco: - Biblioteka nie jest odpowiednią instytucją do przechowywania takich dzieł, ale dom kultury owszem - tłumaczy Wacław Maciuszonek. - Zaleciłem udostępnić obrazy na wystawę, ale nie je przekazywać, dyrektorka tego nie zrobiła. Jeśli nie wykonuje poleceń przełożonego, to są podstawy by ją zwolnić. Mam też inne zastrzeżenia do jej pracy. Choćby nepotyzm. Zatrudnienie swojego ojca, jest szczególnie niezgodnie z regulaminem organizacyjnym.
Urszula Antosz, wdowa po artyście, jest oburzona skandalem, do jakiego doszło, kiedy Joanna Issel, dyrektorka biblioteki odmówiła wydania i użyczenia obrazów na wystawę.

- Po upublicznieniu tej sprawy, z powodu wypowiedzi pani Issel, w internecie pojawiły się zgryźliwe komentarze, że Stasiu, mój nieżyjący mąż był bezdomny, bo mieszkał w bibliotece. Jest to absolutna nieprawda, on miał swój dom, a w bibliotece jedynie pracował nad obrazami. Opinia, że mąż mieszkał w pracowni, jest bardzo krzywdząca dla mnie i obraża jego pamięć - podkreśla U. Antosz. - Co najmniej połowa prac zaginęła, a na stanie w bibliotece znaleziono tylko 45 sztuk. Nie pozostawię tej sprawy bez echa - denerwuje się kobieta.

W żarskiej prokuraturze potwierdzono, że Issel złożyła doniesienie w tej sprawie.

Radny Franciszek Wołowicz przyznaje, że to kpina z ogólnie przyjętych zasad i standardów. - To przypomina typową kradzież z włamaniem, ale to sposób, w jaki obecna władza rozwiązuje konflikty. Wywołuje skandal, a potem zwalnia.

Marcin Grubizna, szef komisji oświaty, też nie kryje oburzenia ze sposobu załatwienia sprawy. -Powiem wprost, tylko złodziej tak postępuje - dodaje.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska