Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużlowe szkiełko: W żużlu wszystko jest na oko

Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz Archiwum
Mamy jesień. Lato było gorące. Zupełnie niespodziewanie rekordową temperaturę odnotowano w ostatnią letnią niedzielę w Gorzowie. Przed oczami widzów na stadionie oraz telewidzów - cała Polska to widziała - w jednej chwili stanęły znane z przeszłości wszystkie złe żużlowe duchy.

Minęło trochę czasu, parę nowych osób pojawiło się na planie, ale kabaret żużlowy jak się okazuje ma się dobrze.

Trzech panów, nie licząc technicznego, nie potrafiło podjąć męskiej decyzji. Wiadomo, naciski były, ale pomysł żużlowego jury miał zapobiec tego typu działaniom. Nie zapobiegł. Żużel znów stał się pośmiewiskiem, derby znów okryły się złą sławą, ogólnie znów wstyd. Winni szybko zostali ukarani. Sędzia, komisarz i jeszcze przewodniczący jury do wymiany. Kolejny występ kabaretu w granatowych marynarkach już w środę. Nowi mają dać radę zielonogórsko-gorzowskiej wojnie podjazdowej. Duety Dobrucki - Frątczak i Paluch - Orzeł nie jedną bitwę wygrali. W środę znów będą faworytami. Trójeczka tarnowsko - gliwicko - rawicka będzie pod wielką presją. Jeśli dadzą radę będzie szansa, by żużlowcy choć trochę się pościgali. Muszą, bo w niedzielę finał.

Nie jechali w Gorzowie, nie jechali w Tarnowie, smakiem obeszli się też w Grudziądzu i Rzeszowie. W tym ostatnim zrobili to szybko i bezboleśnie. Bez sędziego, bez komisarza i jury. Powód był prosty. Brak stawki, bo w teorii bój o pierwszoligowy finał w tej parze jest rozstrzygnięty. Z planowanych wielkich emocji wyszło niewiele. Do szczęśliwego, aczkolwiek niezbyt imponującego finału dobrnęły rozgrywki o mistrzostwo Europy. Złoto zgarnął Emil Sajfutdinow. Polacy bez medalu. W Częstochowie wszyscy gwizdali na wszystkich. Tak na dobrą sprawę pod Jasną Górą nikt nie wie, o co w tym wszystkim chodzi. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to jak zwykle chodzi o pieniądze. Tych w klubie nie ma i raczej nie będzie. Wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku w Speedway Ekstralidze będziemy mieli dwóch beniaminków. Nawet wygrany baraż nie uratuje Włókniarza.

Jutro zamiast znanej i lubianej piłkarskiej środy będziemy mieli żużlową środę. To jedyny termin, kiedy można rozegrać zaległe spotkania. Stawka ogromna, emocje także. Kibic znów kupi bilety i zasiądzie na trybunach. Przyjedzie telewizja. Media już nakręcają atmosferę i dmuchają żużlowy balonik. Tak ma być i to ma sens. W końcu po to wymyślono play off, by rozrywka była najprzedniejsza i przyciągała setki tysięcy kibiców. Tymczasem mecze o stawkę od minionej niedzieli kojarzyć mi się będą z sędzią Wojciechem Grodzkim spoglądającym przez wlot tłumika w zachmurzone niebo nad Grudziądzem. W efekcie działań mędrca szkiełko i oko zakwestionowało dwa tłumiki. Nasz żużel coraz częściej odbywa się na oko. Na oko tor nadaje się do jazdy, na oko tłumiki są nieregulaminowe, na oko decyduje się o kolejności na mecie, a tak naprawdę to na oko powinno się leżeć w szpitalu. Na moje oko to w środę jedyna szansa na pewne emocje jest w Ostendzie, gdzie Stelmet zagra z Uniksem Kazań o Euroligę.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska