Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Lubecki, chłopak z Zielonej Góry profesorem na amerykańskiej uczelni

Małgorzata Sobol
Jacek Lubecki
Jacek Lubecki Jacek Lubecki
Mówi, że jest typowym Lubuszaninem, bo jego ojciec przyjechał tu z Kresów, a mama z poznańskiego. Urodził się w 1965 w Świebodzinie. W Zielonej Górze skończył szkołę (I LO). Kocha to miasto i cały region. Ponad ćwierć wieku temu wielu zaskoczył, bo zrezygnował z kariery naukowej w Polsce i zaczął wszystko od nowa w Stanach.

Dlaczego student prawa, przed którym otwierała się kariera naukowa, zdecydował się na tak radykalną zmianę w swoim życiu - zaczynanie wszystkiego od nowa w USA?
- Jest to skomplikowana historia. Na pewno nie była to decyzja przemyślana, ale z drugiej strony ,,wszystkie drogi do niej prowadziły''. Paradoksalnie, nigdy nie planowałem swojego życia za granicą, kojarzyło mi się to raczej z wygnaniem politycznym lub z wyjazdem zarobkowym, zaś ambicje miałem raczej naukowe lub zawodowe - chciałem być wybitnym prawnikiem albo naukowcem, nie zaś przedsiębiorcą lub politykiem (na pewno nie za komuny) zaś tego typu kariery były dla mnie tylko wyobrażalne w Polsce - jeśli w ogóle wyobrażalne, bo sytuacja była skomplikowana moralnie i politycznie - moje pokolenie np. chyba nie oczekiwało tak nagłego ,,wyjścia z komunizmu". Z drugiej strony studiowałem siedem języków obcych, byłem głodny szerokiego świata i otwarty na różne możliwości. Lato 1988 spędziłem w Francji, nawiązałem tam dużo przyjaźni i kontaktów, i chciałem tam studiować, ale naraz zdarzył się wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Mój kolega ze studiów Boguś Kański mnie do tego namówił, więc wyjechałem i od razu się znalazłem na Princeton University, w samym sercu amerykańskiego świata naukowego. I znowu Boguś mnie skusił, by próbować się dostać na studia podyplomowe właśnie na Princeton. Za pierwszym razem się nie udało, zaś on wrócił do Polski i zakończył studia na UAM. Ja zaś się zaciąłem - chociaż było to trudne, zdałem egzaminy wstępne i w roku 1990 dostałem się na studia Stosunków Międzynarodowych na University of Denver, na ich Wyższej Szkole Studiów Międzynarodowych imienia Jozefa Korbela - ojca Madeleine Albright i nauczyciela Condoleezzy Rice, założyciela tej szkoły. Oczywiście, tysiące przypadków sprawiło, że się tam znalazłem i dostałem, ale co mnie prowadziło to głód wiedzy, i ambicja pokazania, że jestem w stanie osiągnąć rzeczy trudne - w gruncie rzeczy, niewyobrażalne, przynajmniej dla mnie w tym czasie. Do dzisiaj tak trochę funkcjonuję - stawiam sobie zadania trudne, czasem niemożliwe, jak np. w mojej obecnej pozycji jako Dyrektor Centrum Studiów Międzynarodowych, znalazłem się naraz znacznie wyżej niż mierzyłem (bo ambicje miałem raczej naukowe, nie administracyjne, na pewno nie ,,szefowskie") . W sumie nie wiem, dlaczego tak działam - może to ambicja, ale nie jestem osobą z wielkim ego, lubię ludziom pomagać i być dyplomatą, ale nie więcej. Nie lubię być na świeczniku, nie szukam pochwał tłumów. Chcę się, być może, ,,sprawdzić"?

Jaka była droga od młodego imigranta do "Assistant Vice-President for Academic Affairs Director of the Center for International Studies"?
- Początki mojej kariery już opisałem. Jak najbardziej musiałem pracować, a czasem bardzo ciężko i fizycznie przez pierwsze dwa lata mojego pobytu. Przyjechałem tu zupełnie sam, nie znałem nikogo, nie miałem nic. Spotkałem wspaniałych ludzi, którzy mi pomogli. Jednym z nich był Witold Macyszyn, którego spotkałem w New Jersey. To geniusz, wynalazca z paroma patentami w Stanach, żyje raczej biednie, kariery nie zrobił bo to non-konformista, i człowiek z wielkim sercem. Później w Denver, na studiach, spotkałem wiele dobrych ludzi, chyba dla mnie najważniejszy był mój profesor i mentor Spencer Wellhofer. Było wielu innych dobrych kolegów i przyjaciół. Ci ludzie i stosunki z nimi to najlepsze wspomnienia. I na odwrót, najgorsze wspomnienia związane są ze złymi stosunkami z ludźmi - na przykład teraz, jako Dyrektor Centrum Studiów Międzynarodowych i Zastępca Wice-Prezydenta do Spraw Naukowych muszę istnieć trochę w ,,piekle" bardzo kiepskich stosunków międzyludzkich - przynajmniej z paroma ważnymi osobami, które są mi wrogie. Na początku mojego pobytu właśnie niektórzy ludzie byli moim piekłem. Pamiętam również czasy, kiedy pracowałem i w dzień, i w noc - bez czasu na sen. W czasie mojego pierwszego lata na studiach nie miałem pieniędzy na jedzenie i czynsz - szukałem różnej pracy, było ciężko, ale wszystko to wyszło mi na dobre, i było wielką nauką życia.
Najgorsza była jednak samotność. Dopiero od niedawna nie jestem sam - przez 20 lat tutaj byłem w gruncie rzeczy sam, chociaż niby miałem żonę, ale ona żyła we własnym świecie, a ja we własnym. Często chciałem wrócić, właśnie z tego powodu. W roku 1991, jak mi umarł tata, było szczególnie ciężko, bo do niczego nie miałem energii. Pomógł mi wtedy kolega ze studiów, Chester Lee Brinser III. On z kolei też zmarł tragicznie, około 10 lat temu. Co mi pomogło to moja wiara katolicka, moje książki, itp. Jak sobie o tym myślę, to zawsze tak było w moim życiu, emigracja zmieniła tylko kontekst i zmusiła mnie do szybszego uczenia się.
Moja kariera była ,,klasyczna". Master's w 1993, a potem Doktorat w roku 2000. Już od 1992 roku byłem asystentem i wykładowcą na uczelni, od 1998 roku na pełnym etacie, i wszędzie się ,,sprawdzałem" po pewnym trudnym okresie wstępnym. W 2005 zostałem dyrektorem małego program Studiów Międzynarodowych na Univeristy of Arkanasas w Little Rock, zaś w 2012 przejąłem moją obecną pozycje na Georgia Southern University. Nie wiem, czy długo tu zostanę, bo stosunki międzyludzkie są kiepskie. Z drugiej strony, są tu też wspaniali ludzi, zwłaszcza studenci i koledzy. Zobaczymy.

Czy USA to nadal szansa na zrobienie kariery przez zdolnych imigrantów?
Jak najbardziej. I wtedy i teraz - nic się nie zmieniło. Jest to nadal kraj otwarty, ze sporym dynamizmem, bogaty. Nigdy tu nie czułem dyskryminacji z tytułu tego, że jestem Polakiem. Wprost przeciwnie.

Jak wygląda twoja dotychczasowa kariera akademicka? Czy jesteś aktywny w amerykańskich mediach?
- W mediach byłem bardziej aktywny jak żyłem w Little Rock, stolicy stanu Arkansas. Teraz jestem trochę na prowincji, więc się mniej udzielam. Ale ostatnio miałem wywiad w kwestii zestrzelenia samolotu malezyjskiego nad Ukrainą. Doktorat pisałem o “galicyjskiej" kulturze politycznej - polska wersja ostatnio się ukazała w “Pracach Historycznych" Uniwersytetu Jagiellońskiego (2012). Publikowałem na różne tematy - ostatnio o Piłsudskim jako myślicielu wojskowym. Uczę się arabskiego, wykładam na tematy bliskowschodnie. Tenure, czyli odpowiednik naszej habilitacji, dostałem w roku 2009.

Czy utrzymujesz kontakty naukowe z polskimi uczelniami?
- Jak najbardziej. Jestem naukowcem, piszę na tematy polskie. Związany jestem z paroma środowiskami naukowymi w Polsce. Z moim kolegą Lechem Szczegółą z Uniwersytetu Zielonogórskiego wspólnie napisałem artykuł na temat apatii politycznej w Polsce - on ostatnio na ten temat wydał książkę. Współpracuję z Jarkiem Moklakiem, który jest wykładowcą historii na Jagiellonce i szefem Wydziału Stosunków Międzynarodowych na Państwowej Wyższej Szkole Wschodniej w Przemyślu, gdzie on również redaguje “Nową Ukrainę" (jestem członkiem jej rady redakcyjnej). Stworzyłem, wspólnie z Jarkiem “Centralną Konferencję Slawistyczną" w Polsce i na Ukrainie - pierwsza konferencja odbyła się w lipcu 2012 roku na PWSW. Publikowałem w “Pracach Historycznych" Jagiellonki, jak również w “Nowej Ukrainie." Współpracuję również z Witoldem Michałowskim (znanym pisarzem "rusożercą" i redaktorem czasopisma “Rurociągi") i z Igorem Witkowskim, popularnym pisarzem i wykładowcą. Jakbym miał więcej czasu, więcej bym na pewno pisał, i po polsku.

Gdzie w Stanach do tej pory mieszkałeś i czy masz jakieś ciekawostki do przekazania?
- Mieszkałem na początku w New Jersey i Polonii raczej unikałem, bo Witek Macyszyn miał o niej najgorsze zdanie. Później mieszkałem w Denver, gdzie Polaków raczej nie ma, więc tam jak najbardziej byłem związany z polonią, z klubem polskim, itp - a zwłaszcza, że wtedy Aurora i Zielona Góra miały być miastami partnerskimi (Aurora jest tuż koło Denver). Dawne stereotypy Polaka są tu martwe, ale nie wiem jak jest jednak np. w Chicago. Polacy z którymi się spotykałem to normalna klasa średnia albo naukowcy - chociaż wcześniej byłem w środowiskach raczej biedniejszych. Normalni ludzie, żadnych nowych ,,polskich kawałów" zaś nie znam.
Uczestniczyłem w akcjach za zniesieniem wiz dla Polaków, i nie wiem dlaczego nie ma tu lepszych wyników. Np. lobbing w kwestii przyjęcia Polski do NATO był bardzo skuteczny. Jakieś studium porównawcze polskiego lobby w tych dwóch kwestiach by się przydało - może je napiszę.
Jeśli chodzi o wizy: jest faktem, że wielu Polaków nadal pracuje nielegalnie w Stanach - zwłaszcza rodacy z Małopolski tradycyjnie to robią. Ameryka patrzy na te statystyki. Być może nie chodzi tu tylko o wielką politykę i lobbing, ale również o kwestie bardzo przyziemne.

Czy bierzesz pod uwagę to, że pracowałbyś w przyszłości naukowo w Polsce albo w innym kraju europejskim?
- Jak najbardziej - otwarty jestem na wszelakie możliwości, pod warunkiem, że bym zachował moje obecne zarobki. Bardzo fajnie by było pracować i funkcjonować po francusku albo po polsku. Tutaj pracuję prawie wyłącznie po angielsku, więc moja znajomość języków trochę się marnuje.

Czy masz czasami myśli typu: ,,Co by było gdyby'', czyli historia alternatywna: profesor na wydziale prawa albo praca w wielkiej kancelarii?
- Czemu nie? Pracuję teraz na dużym uniwersytecie, i w administracji. Przygotowanie mam prawnicze. Kto wie, co by się stało, jakbym w Polsce został. Podejrzewam, że sukces finansowy byłby większy w Polsce.

Czy studia w Polsce zmieniły się na lepsze od czasu, kiedy wyjechałeś z Polski?
- Oczywiście, że studia w Polsce się zmieniły na lepsze. Nadal jest to jednak system bardziej europejski, oparty o wykłady, bardzo hierarchiczny. Stany są bardziej otwarte i demokratyczne. Stosunki student-profesor są bardziej bezpośrednie. Polscy studenci często mają większą wiedzę, ale amerykańscy są bardziej otwarci na wiedzę. Ciekaw jestem, jaka jest ostatnia generacja polskich studentów.

Czy analizujesz sytuację w Polsce? Wielu twierdzi, że Polska jest neokolonią.
- Nie jesteśmy neokolonią, ale częścią struktury światowego i europejskiego kapitalizmu, która wszędzie tworzy swoje realia. Polska i Polacy uczynili wolny wybór, by być częścią tego świata (chcieliśmy być krajem ,,normalnym"). Więcej wszelkie bezpośrednie porównania do PRL to trochę bzdura, no chyba że jest to pojęcie abstrakcyjne (tak, byliśmy częścią systemu ze swoją logiką, teraz również jesteśmy częścią systemu ze swoją logiką). Polska chce być wykorzystywana przez Stany, bowiem ich potrzebujemy przeciwko Rosji. (O tym pisałem artykuł “Poland in Iraq" - zapraszam do przeczytania). Rujnowanie polskiego przemysłu zbrojeniowego przez lobby amerykańskie to inna kwestia - tu korupcja naszych urzędników i władzy jest oczywista, ale my, nie Ameryka, jesteśmy winni. Każdy kraj dba o własne interesy, za korupcję naszych urzędników proszę winić ich, a nie obcych.
Kilka informacji o życiu prywatnym, rodzinie...
- Mam córeczkę, która jest na Pomona College w Kalifonii i chce być aktorką (Francesca Lubecki-Wilde). Jest to była Junior Miss stanu Iowa. Jestem również zaręczony z Christine Barsky. Moi bracia są lekarzami, starszy brat, Krzysztof, ma prywatną klinikę w Raculi, a młodszy, Mariusz, jest anestezjologiem w Nowej Soli. Obaj mają znacznie więcej pieniędzy i lepsze samochody niż ja. Niech żyje Polska!!!

Dziękuję za rozmowę.

Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska