- Pracujemy praktycznie od rana do rana. O piątej rano przychodzą już ludzie do zbierania owoców, więc przed piątą muszę wstać. Cały dzień jest zbieranie, po 14.00 wszystko trzeba załadować dla odbiorców, rozwieźć. A po powrocie przygotować kolejne pojemniki, rozwieźć je po sadzie. Gdy już wraca się do domu, parę godzin do tej piątej rano zostaje. Potem sprzedaję wiśnie za 1,1 zł i wiem, że nic na tym nie zarobię - opowiada Waldemar Surma, sadownik ze Strzelec Kraj.
Wszystkie informacje o Przystanku Woodstock 2014:
Przystanek Woodstock 2014 - program, koncerty, gościeW jego sadzie dojrzewają setki ton jabłek i wiśni rocznie. Obecnie każdego dnia kilkudziesięciu pracowników przyjeżdża zrywać wiśnie. Każdemu płacone jest 50 gr za kilogram owoców, sadownikowi zostaje więc 60 gr. - Nie utrzymam za to ani sadu, ani siebie. Przecież potrzebne są pieniądze na paliwo, sprzęt, kredyty, pielęgnację, opryski, inwestycje - mówi Waldemar Surma.
Niepokoi się też Irena Lisowska-Szron z Sadu Solniki pod Nową Solą. Przedsiębiorstwo działa na rynku od niemal 20 lat, a tereny pod uprawy to dziś 200 ha. - Od dwóch tygodni wiemy, że ceny skupu owoców będą mniejsze niż koszty produkcji. Jesteśmy tym przybici. Jeśli przetwórcy się ze sobą dogadali, to co możemy zrobić? Grupy producenckie mogą nieco więcej, bo mają ludzi którzy szukają nowych rynków zbytu. Ale mali rolnicy nie są w stanie się przebić - mówi Irena Lisowska - Szron.
Więcej przeczytasz w poniedziałek, 28 lipca, w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?