Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie ma kary dla kierowniczki z muzeum

Anna Białęcka
W czwartek zakończył się proces, w którym pokrzywdzoną byłaAnna Włodarczyk. Prokurator Marcin Bobola będzie apelował.
W czwartek zakończył się proces, w którym pokrzywdzoną byłaAnna Włodarczyk. Prokurator Marcin Bobola będzie apelował. Anna Białęcka
W czwartek, 24 lipca, w sądzie zakończył się proces przeciwko kierowniczce pracowni konserwacji zabytków głogowskiego muzeum. Była ona oskarżona o naruszanie praw pracowniczych. Jako pokrzywdzona w tym procesie występowała Anna Włodarczyk, była pracownica muzeum.

Sąd zamienił kwalifikację czynu. Ostatecznie sprawa została umorzona, choć sędzia Andrzej Molisak przyznał w uzasadnieniu swojej decyzji, że doszło do sytuacji, które zarzucała swojej szefowej pracownica. Jedną z takich sytuacji było nakazanie pracownicy noszenia przypiętych do fartucha kartek z poniżająca treścią.

To był już drugi proces w tej sprawie, i wygląda na to, że nie ostatni, gdyż prokurator Marcin Bobola zapowiedział po ogłoszeniu wyroku, że będzie składał apelację. Przypomnijmy pierwszy proces zakończył się nałożeniem na oskarżoną grzywny w wysokości 4 tys. zł, kobieta odwołała się od tego wyroku i jak widać było to dla niej korzystna decyzja.

Zdarzenia, którymi zajmował się sąd rejonowy, miały miejsce w czerwcu 2011 roku. Jak wynika z prokuratorskiego dochodzenia, kobieta kierująca pracownią konserwacji zabytków, stosowała wobec A. Włodarczak poniżające ją działania. Tą, która była najgorsza, było nakazanie podwładnej noszenia na fartuchu przypiętej karteczki, na której były zdjęcie uszkodzonego przez nią zabytku z brązu i napis "Ania psuje zabytki z brązu". Kartki podobnej treści pojawiły się także na biurkach w pracowni. To miało trwać kilka tygodni. Miała być forma kary za uszkodzenie zabytku.

W czasie procesu sąd podkreślił, że kodeks pracy nie przewiduje takich kar dla pracownika. Uznał więc działanie kierowniczki za wykroczenie. Jednak nie zastosował kary, gdyż jej czyn zgodnie z kodeksem wykroczeń, po dwóch latach uległ przedawnieniu.

- Moje działanie nie były pokierowane chęcią zysku czy zemsty - uzasadniała powiadomienie prokuratury A. Włodarczak. - Chciałam zrobić wszystko co w mojej mocy, by ukrócić ten proceder w muzeum - kumoterstwo, bezkarność i upokarzanie pracowników. Nie żądałam powrotu do pracy. Dzięki temu, że odeszłam z muzeum powoli odzyskuje wiarę w drugiego człowieka i chęć do życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska