Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Hołowczyc: Żużel? Ma wszystko to, co kocham

Jakub Lesiński 68 324 88 69 [email protected]
Krzysztof Hołowczyc ma 52 lata. Rajdowy mistrz Europy, trzykrotny mistrz Polski. Uczestnik Rajdu Dakar.
Krzysztof Hołowczyc ma 52 lata. Rajdowy mistrz Europy, trzykrotny mistrz Polski. Uczestnik Rajdu Dakar. Jakub Lesiński
- Myślę, że wielu żużlowców byłoby bardzo dobrym materiałem na kierowcę rajdowego - uważa Krzysztof Hołowczyc.

- Jaki był pana pierwszy samochód?
- Duży fiat 125p, który pożyczałem od ojca prosząc: "tato daj, pojadę gdzieś tam", a on dawał. Kiedy razem budowaliśmy domek letniskowy, pomagałem mu, przybijałem gwoździe, szlifowałem deski, za to wieczorem w nagrodę mogłem pojeździć tym fiatem. Jednak często wracałem nie do końca sprawnym samochodem. Ojciec musiał ze mną czyścić silnik i reperować skrzynię biegów lub naprawiać inne usterki. Wreszcie uznał, że znacznie lepiej będzie, jak w końcu sprezentuje mi ten samochód i sam będę o niego dbał.

- Czym pan obecnie jeździ, na co dzień? Może ma pan w kolekcji kilka pojazdów?
- Od zawsze staram się mieć takie auto, które daje mi pełne poczucie komfortu, bezpieczeństwa i mocy, dającej wiele radości z jazdy. Samochód musi jeździć i mieć niespokojną duszę, tak jak ja. Obecnie poruszam się nissanem GTR i mogę śmiało powiedzieć, że obaj mamy bardzo podobne do siebie charaktery. Poza tym bywają też i takie dni, kiedy mogę wejść na parking SuperCar Clubu i zapuścić się pomiędzy zaparkowane tam jedne z najwspanialszych samochodów sportowych świata. Wydawać by się mogło, że będąc kierowcą rajdowym, superauta już nie robią na mnie wrażenia. Jednak jest inaczej. Siadając za kierownicą ekskluzywnego potwora, za każdym razem odkrywam nowe oblicze mojej pasji.

- Jest pan zadowolony z dotychczasowej kariery rajdowej?
- Muszę przyznać, że wciąż czuję niedosyt i trwam w postanowieniu, że Dakar będzie jeszcze należeć do mnie. I tutaj nie spocznę, dopóki nie dopnę swego. Być może wtedy powiem, że czuję się spełniony. Chociaż ci, którzy mnie lepiej znają twierdzą, że tak będzie tylko przez 15 minut. Później wyszukam sobie kolejne ambitne cele, które będę chciał osiągnąć. Taki już jestem.

- Jeżeli chodzi o starty w Dakarze, to miewał pan pecha...
- Największy zawód, jaki mnie tam spotkał, to awaria w 2012 roku. Przeżyłem podczas tego rajdu wspaniałe momenty, kiedy wygrywałem i prowadziłem, ale również osobisty dramat, gdy staliśmy pięć godzin na pustyni i nie mogliśmy nic zrobić. Marzyliśmy, żeby tylko ruszyć. Ale taki to jest rajd, nie można się na niego obrażać i trzeba akceptować wszelkie jego uroki. Tu należy mieć naturę zwycięzcy, niezłomnie wierzyć w sukces i dążyć do osiągnięcia celu nawet, jeśli wydaje się on być bardzo trudny do osiągnięcia. W trakcie walki wiele razy brakuje szczęścia, czasami prześladuje człowieka pech. Ale to powinno być motywacją do jeszcze bardziej wytężonej pracy, aż do chwili, kiedy wszelkie okoliczności szczęśliwie złożą się na pełne powodzenie. Dlatego nie wolno się nigdy poddawać.

- W swojej karierze miał pan kilka trudnych sytuacji na drodze. Która była najcięższa?
- Bezsprzecznie wypadek podczas Rajdu Faraonów w 2007 roku, kiedy doznałem złamania kompresyjnego kręgosłupa. Sam uraz był nieskomplikowany, jednak ewentualne powikłania mogły spowodować załamanie kariery i tego obawiałem się najbardziej. Na szczęście każda rana goi się na mnie "jak na psie" i już dwa miesiące później znów siedziałem w rajdówce. Po tym ciężkim wypadku bardzo zmieniłem styl i technikę jazdy. Nawet mój ówczesny pilot, Jean-Marc Fortin, śmiał się, że jeździmy już normalnie, a nie jak szaleńcy. Być może ten kolejny wypadek w 2013 roku też był potrzebny. Co cię nie zabije, to cię wzmocni. Ja w to głęboko wierzę.

- Interesuje się pan żużlem?
- Jestem jego wiernym fanem, uwielbiam tę dyscyplinę. Ten sport ma wszystko to, co kocham: prędkość, adrenalinę, ryzyko. Bardzo cenię polskich zawodników, bo są w ścisłej światowej czołówce. Przyznam się szczerze, że dla mnie moment przyjazdu na zawody Grand Prix zawsze był wielkim wydarzeniem. Bardzo przeżywałem każdy występ Tomasza Golloba. Często na stojąco z podniesionymi rękami dopingowałem go na torze.

- Rajdy można jakoś porównać do "czarnego sportu"?
- Żużel to niesamowite emocje i za każdym razem, kiedy widzę czterech zawodników przygotowujących się pod taśmą do startu, jestem podekscytowany. W dzisiejszym sporcie rzadko mamy do czynienia z tak bezpośrednią walką, która wymaga od sportowców niesamowitej precyzji. Tak samo jak podczas rajdów - liczy się prędkość, bezproblemowe pokonanie trasy. W żużlu, podobnie jak w rajdach, bardzo duże znaczenie ma czynnik ludzki. W bardzo dużej mierze od zawodnika zależy odpowiednie ustawienie motocykla, co bezpośrednio przekłada się na wyniki.

- Czy żużlowiec mógłby zostać rajdowcem?
- Ci pierwsi stanowią grono starannie wyselekcjonowanych zawodowców. Oczywiście każdy z nich musi być szaleńcem, bo bez tego w sporcie ani rusz. Wszyscy są stuprocentowymi profesjonalistami, świadomymi tego, co muszą zrobić, by osiągnąć sukces. Myślę, że wielu z nich byłoby bardzo dobrym materiałem na kierowcę rajdowego.

- Robert Kubica wróci jeszcze do F1?
- On sam niejednokrotnie podkreślał, że jego prawdziwą miłością są rajdy. Myślę, że zakochał się w tej dyscyplinie na tyle, że już w niej zostanie. Spora część kibiców zapewne wolałaby, żeby wrócił do F1, lecz moim zdaniem Robert robi teraz to, co kocha i niech tak zostanie.

- Jest pan osobą znaną, medialną. Uważa się pan za celebrytę?
- Nie. Owszem, muszę się pokazać tu i tam. Mam poważnych sponsorów, którzy patrzą na różne słupki i decydują, czy jestem przydatny i warto we mnie inwestować. Jestem trochę taką małpką, która musi wyskoczyć i pomachać ogonkiem, ale na koniec to ja wsiadam w samochód rajdowy i walczę o coś, co jest moim marzeniem. Za to właśnie płacę cenę bycia rozpoznawalnym medialnie.

- Miał pan epizod z polityką. Było to panu potrzebne, coś dało?
- W grudniu 2007 roku postanowiłem wesprzeć kolegów z PO i przyjąłem mandat poselski do europarlamentu. Zastąpiłem na tym stanowisku panią Barbarę Kudrycką, która otrzymała nominację na ministra w polskim rządzie. Zostałem członkiem między innymi Komisji do spraw Transportu i Turystyki, której jednym z podstawowych obszarów działań było bezpieczeństwo ruchu drogowego. Wiedziałem, że to będzie świetna okazja do tego, aby z jednej strony poznać wielką politykę "od kuchni" i zdobyć nowe doświadczenia, a jednocześnie zrobić coś pożytecznego dla nas wszystkich. Kwestia poprawy bezpieczeństwa drogowego w Europie dotyczy również Polaków. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że było to cenne doświadczenie, które pozwoliło mi spojrzeć na problematykę bezpieczeństwa dużo szerszym aspekcie, niż obserwacje czynione wyłącznie na naszym rodzimym podwórku.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska