Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużlowe szkiełko: Wakacje odwołane

Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz Archiwum
Nowością i atrakcją obecnego sezonu miały być wakacje. Przerwę w rozgrywkach zsynchronizowano z zakończeniem roku szkolnego. W szkołach wszystko poszło planowo. Zabrzmiał ostatni dzwonek, rozdano świadectwa i rozpoczęła się dwumiesięczna kanikuła. Na żużlu tak łatwo nie poszło.

Już w piątek odwołano dwa mecze, w niedzielę kolejny i z wakacji nici. Trzeba będzie odrobić zaległości, bo przecież program trzeba zrealizować w wyznaczonym terminie. Żużlowe wakacje storpedowała pogoda. Czy aby na pewno?

O ile niezgodność na linii Gorzów - Toruń mnie nie dziwi, ten drugi typ tak ma i do tego chyba wszyscy już zdążyli się przyzwyczaić, o tyle zgodność leszczyńsko-gdańska oraz wrocławsko-zielonogórska wydaje się być podejrzana. Nikt nikogo za rękę nie złapał, ale odwołanie spotkań we Wrocławiu i Lesznie to przykład na zwycięstwo zdrowego rozsądku. Triumf dbałości o klubowe budżety, a zarazem wotum nieufności wobec pomysłodawców kalendarza.

Dla Unii, Sparty - podobnie jest w przypadku Stali i Włókniarza to był lub miał być trzeci mecz w roli gospodarza w miesiącu. W miesiącu, w którym dodatkową konkurencją jest mundial. Sto, dwieście a może nawet trzysta złotych. Ilu jest kibiców, których stać na taki wydatek? Suma rośnie, gdy przyjmiemy, że na mecz wybieramy się rodzinnie. Trzy wypady na żużel w ciągu 28 dni ogromne obciążenie dla każdego domowego budżetu. Efekt jest znany. Rezygnacja z oglądania na stadionie meczu ukochanej drużyny. Przesunięcie meczów - w sukurs przyszła burzowa aura - to szansa na większą frekwencję. W domowym budżecie lipca będzie można coś wysupłać. Dla klubowych księgowych to szansa na większe wpływy, choć pewności nie ma.

W Gorzowie wyższa frekwencja na meczu z Unibaksem to konieczność. Tylko komplet publiczności pozwoli pokryć straty, które poniósł klub w wyniku "widzimisię" torunian. Klub z Torunia tym razem regulaminu nie złamał, ale po raz kolejny na szwank naraził całą ligę. Przecież poza Stalą koszty - i to nie małe - poniosła telewizja, a ramówkowa dziura wartości Speedway Ekstraligi nie podnosi. Wręcz przeciwnie, to kolejna wizerunkowa strata.

W Grand Prix na czele Greg Hancock. Facet z dobrego rocznika kroczy po trzeci w karierze tytuł mistrza świata. Jedynym realnym zagrożeniem wydaje się być obrońca tytułu. Tai Woffinden dosiada rakietowego sprzętu. Takie "rakiety" ma także Troy Batchelor. Wyniki z Kopenhagi to nie przypadek. Hancock ma jednak coś więcej. Ma doświadczenie, umiejętności i ten kowbojski uśmiech. Trzymam kciuki za Amerykanina. Za naszych też. Powinni utrzymać się w cyklu. Smutne to, ale prawdziwe. W lipcu Drużynowy Puchar Świata i nie zazdroszczę Markowi Cieślakowi. Finał w Bydgoszczy, więc tytuł powinien być nasz. Tylko kim jechać panie trenerze, kim?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska