Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czuję się tutaj jak zwierz, który cały dzień walczy o przetrwanie

Zbigniew Borek 95 722 57 72 [email protected]
Piotr Klatta ma 42 lata. Jest politologiem, wykładowcą PWSZ, od roku członkiem PSL.
Piotr Klatta ma 42 lata. Jest politologiem, wykładowcą PWSZ, od roku członkiem PSL. Mariusz Kapała
- Moje miasto nie wspiera ani mnie, ani innych mieszkańców, tylko patrzy jak nas złupić - mówi dr Piotr Klatta.

- Oddali to miasto całkowicie" - tak pan skomentował wiadomość, że w zamkniętych miejskich lokalach przed eurowyborami zawisły plakaty Bogusława Liberadzkiego. Komu oddali?
- Tadeuszowi Jędrzejczakowi.

- To źle? Gorzowianie wybrali prezydenta, żeby miastem rządził.
- Źle. Miasto nie składa się ze 120 tys. Tadeuszów Jędrzejczaków, ale ze 120 tys. ludzi, którzy mają swoje odrębne poglądy. I mieszkają w Gorzowie, a nie w Chwalęcicach, jak prezydent.

- O co panu chodzi?
W piątek 9 maja prezydent zdecydował, że w miejskich lokalach kandydaci mogą wywieszać swoje plakaty. I jeszcze tego samego dnia we wszystkich zawisły plakaty Liberadzkiego z SLD. Jakby całe miasto go popierało. Wydawało mi się, że z takimi zwyczajami zerwaliśmy 25 lat temu, gdy padała komuna.

- Kto komu zabronił wieszania innych kandydatów?
- Innym zainteresowanym kazano słać pisma. A sęk w tym, że demokracja oznacza taki sam dostęp do takich samych praw, w tym wypadku do kontaktu z wyborcami. Tę sprawę winna być może zbadać prokuratura, a gorzowskie partie powinny się postawić na pewno. W imię obrony demokracji, ale też we własnym dobrze pojętym interesie. Bo przecież trudno uwierzyć, że o prawie do darmowego wywieszania plakatów wiedział - i to natychmiast! - tylko jeden kandydat. A u nas? Cisza. Oddali to miasto całkowicie.

- Ale kilka dni później widziałem w tych witrynach również plakaty innych kandydatów.
- Inne plakaty pojawiły się dopiero po weekendzie, w trakcie którego w centrum odbywał się transmitowany w TV festiwal Alte Kameraden. A ja wcześniej napisałem i poszedłem do innych partii, żeby zapytać, czy coś zamierzają z tym zrobić.

- I co?
- Reakcja prawie żadna. "Prawie", bo zareagował Marek Surmacz. Ponoć właśnie po tym fatalnym weekendzie przystawił im "pistolet do głowy" i wywiesił plakty PiS.

- Czy pan nie przesadza? Gdzie plakaty a gdzie oddanie miasta?
- To jest tylko fragment większej całości pod tytułem: słabość ugrupowań politycznych w Gorzowie. Od 15 lat miastem rządzi jeden człowiek, z którymi gorzowskie partie nie są w stanie nawet toczyć równorzędnej dyskusji. A jest o czym rozmawiać, zwykli gorzowianie widzą to gołym okiem. Drogi mamy w fatalnym stanie. Chodniki też. Tramwaje? Katastrofa. Budynki komunalne? Jak coś się remontuje, to żeby się nie zawaliło. Gdy jest na coś kasa, odwala się fuszerkę, jak na ul. Wyszyńskiego. Buduje się u nas głównie w roku wyborczym, jak teraz ul. Dekerta. I na dodatek miasto tak naprawdę realizuje plany inwestycyjne, które powstały za epoki Gierka - tak jest przecież z przebudową okolic dworca. Jakby nic się w Polsce i Gorzowie przez ten czas nie zmieniło. Jakby tu nie żyli młodzi ludzie, z innymi niż wtedy problemami.

- Coś w panu siedzi?
- Siedzi, narastająca frustracja. Wie pan, ja przed rokiem obroniłem doktorat, tymczasem moje życie w tym mieście rozpatruję w kategoriach sukcesu ewolucyjnego i biologicznego. Czuję się tu jak zwierz, który cały dzień walczy o przetrwanie, jakoś się dowlecze do domu, do legowiska, i zasypia ze strachem o jutro - swoje, swojej żony i dziecka. Tak nie powinno być. Jestem gorzowianinem z krwi i kości, tu się urodziłem, tu całe życie mieszkam - z przerwą na studia, po których wróciłem do Gorzowa, oczywiście z sentymentu do mojego miasta i z przekonania, że tu będę normalnie żył. A moje miasto nie wspiera ani mnie, ani innych mieszkańców, tylko patrzy jak nas złupić.
- Złupić?
- Lokalne podatki są coraz wyższe. Sklepy padają jak muchy, ale czynszu dzierżawnego miasto nie opuści. Znajomy, który handluje w Berlinie, płaci niższy czynsz niż obowiązuje w Gorzowie! Gdy inne miasta myślą o darmowej komunikacji, nasze podwyższa ceny biletów. Do tego ta atmosfera niemożności połączona z epatowaniem wielkimi inwestycjami: stadionem czy filharmonią, gdy podstawowe sprawy nie są załatwione.

- No i z tego wszystkiego postanowił pan wejść do polityki.
- Tak. Od roku jestem w PSL. Powiedziałem sobie, że coś w naszym mieście zmienię, a przynajmniej o to powalczę.

- To z kim ja teraz rozmawiam: z politologiem czy z politykiem?
- Rozmawia pan ze świadomym mieszkańcem Gorzowa, który uznał, że swoją wiedzę ekspercką musi wykorzystać w inny niż dotychczas sposób.

- Co to ma wspólnego z ekspercką niezależnością?
- Ta niezależność jest bardzo iluzoryczna. Owszem występuję w mediach, komentuję różne sprawy, ale to nic nie zmienia. Wie pan, po co politykom eksperci? Po to, żeby zapytać ich o zdanie po fakcie. Dzwoni do mnie jeden czy drugi polityk, zaprasza: "panie Piotrze, pan przyjdzie na spotkanie, pan powie, że ten nasz pomysł się sprawdza i dlaczego jest taki fajny. Oczywiście wszystko to społecznie, bo przecież u nas ekspertom nie trzeba płacić. Ekspert nie spawacz. Miałem już dość.

- I wybrał pan PSL, który ma krótką ławkę kadrową i bliżej w nim do stanowisk?
- Gdybym myślał w taki sposób, wybrałbym PO, która ma więcej do zaoferowania.

- Więcej jest fruktów w PO niż buraków w PSL?
- Obrazowo pan to ujął.

- To dlaczego PSL?
- Gdy zdecydowałem, że wejdę do polityki, wziąłem programy wyborcze wszystkich partii, wziąłem flamaster i wykreślałem to, z czym się nie zgadzam. Najmniej skreśleń miałem w PSL. Tylko w PSL liderzy zmieniają się w drodze wyborów wewnątrzpartyjnych. Ta partia dojrzała też, żeby budować siłę w miastach, nie tylko takich, jak Gorzów, ale i Drezdenko. Ubywa rolników, przybywa ludzi mieszkających na wsiach jak w sypialniach...

- Ubywa PSL-owi elektoratu na wsi, przybywa PiS-owi. Trzeba to kompensować w mieście. Pan jako politolog tego nie widzi?
- Widzę, ale nie o to chodzi. Dla PSL to nie jest ruch na jedne wybory czy jedną kadencję. A ja mieszkam w Gorzowie, tu chcę żyć i działać.

- I co przez ten rok pan zdziałał?
- Na razie rozmawiamy. Wiem, jak to brzmi, ale nie chcemy wyjść do ludzi z pustymi hasłami. Wszystkie ugrupowania utrzymują, że wiedzą, co tu trzeba zrobić, np. stworzyć miejsca pracy. Niektóre wiedzą nawet, jak: ściągnąć inwestorów itd. A my chcemy odpowiedzieć, dlaczego.

- No to mnie pan rzeczywiście powalił... To dlaczego?
- Żeby w Gorzowie żyć, a nie przeżyć.

- Ładne hasło na plakat.
- Dlatego o tym w PSL rozmawiamy, żeby dojść do sedna i nie opowiadać banałów, że "pieniądze muszą się znaleźć" na to czy na tamto, bo akurat decydent uznaje właśnie to za ważne. Moim zdaniem najrozsądniejsze jest realne współdecydowanie obywateli. Dziś nikt nie ma rzeczywistego wpływu na to, co powstanie np. za fundusze unijne. Obywateli się pomija. Ktoś coś wymyślił i tak ma być. Konsultacje polegają na zapytaniu, który z dwóch, trzech projektów bardziej nam się podoba, a nie czy to coś jest nam w ogóle potrzebne.

- Czyli jesienią startuje pan w wyborach samorządowych?
- Chcę kandydować na radnego. Chcę wpływać na procesy decyzyjne, a nie tylko opiniować je po fakcie.

- A jak się nie uda, to się pan z Gorzowa wyniesie?
- Życie w Gorzowie jest bezterminowe. Tu mam rodzinę, przyjaciół, mieszkanie.

- A dlaczego PSL też "oddało miasto" prezydentowi?
- PSL prowadziło kampanię w mniejszych miejscowościach, Na Gorzów dopiero się otwieramy.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska