Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużlowe szkiełko: Są dni, kiedy nie lubię żużla

Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz Archiwum ,,GL"
W takich dniach nie lubię żużla. Informacja o tragicznej śmierci Grzegorza Knappa dotarła do mnie, gdzieś w połowie drogi pomiędzy Lublinem a Warszawą.

Wracałem z meczu, w którym startowała drużyna GKM-u Grudziądz. To była jego drużyna, drużyna z jego miasta i klub, w którym stawiał pierwsze kroki. Nie wiem czy był to znak, ale deszcz przerwał to spotkanie. Może właśnie stało się to w momencie, gdy gdzieś w dalekim Heusden-Zolder do swojego ostatniego wyścigu w życiu stawał Grzegorz Knapp.

To zawsze są najsmutniejsze chwile związane z tak piękną, ale też niebezpieczną dyscypliną sportu. Grzegorz kochał się ścigać. Właśnie odwaga i próba dokonania czegoś wyjątkowego pchnęła go, by zostać jednym z Gladiatorów ścigających się na lodzie. Ambicją i pracą, mimo finansowych i pogodowych przeciwności piął się w hierarchii dotąd niedostępnej dla Polaków. Stał się naszym pionierem w dyscyplinie, która u nas traktowana jest z przymrużeniem oka. Rokrocznie w Sanoku rozgrzewał kibiców skuteczną jazdą walcząc ramię w ramię z najlepszymi na świecie. Zyskał uznanie największych gwiazd, bo niespodziewanie szybko stał się jednym z najlepszych w tej dyscyplinie. Żużel klasyczny był dla niego zawsze formą przygotowań do lodowego sezonu. On przecież kochał i musiał się ścigać. On miał to we krwi, bo przecież każdej kolejnej zimy chciał być jeszcze lepszym… Niestety, kolejnej zimy, kolejnych zawodów w Sanoku z Grzegorzem Knappem już nie będzie. Wielka strata!

Szybko na tragiczną wieść z Belgii zareagowały władze polskiego żużla i przede wszystkim Speedway Ekstraligi. Minuta ciszy poprzedzająca wszystkie żużlowe spotkania poświęcona Grzegorzowi Knappowi każdemu z nas musiała uzmysłowić jak niebezpieczny i ekstremalny - w swoim założeniu - sport oglądamy. Każdy z nas powinien pamiętać, że ci śmiałkowie, których oklaskujemy wyjeżdżając na tor już są bohaterami. Odważnymi facetami, o odwadze których my zwykli śmiertelnicy możemy tylko pomarzyć. Szanujmy ich wszystkich.

W niedzielne popołudnie i wieczór wszystko co żużlowe zeszło na dalszy plan. Każdy wyścig, każdy mecz odbywał się w cieniu tragedii. Lubuskie Derby znów nie miały szczęścia. Żużlowy świat jednak normalnieje, więc widowisko w Gorzowie było przednie. Nie zabrakło niczego. Mecz mimo kilku absencji trzymał w napięciu do końca i tak być powinno. Bonus uciekł tak Stali, jak i Falubazowi - zresztą nie pierwszy raz w historii derbowych zmagań. Wszystko jednak wskazuje na to, że najlepszą drużynę Ziemi Lubuskiej jeszcze w tym sezonie poznamy w bezpośredniej rywalizacji na torze. Półfinał musi wyłonić zwycięzcę. Czekając na kolejne derby pamiętajmy, że cień śmierci jest wpisany w scenariusz tej szalonej rywalizacji. Pamiętają o tym też zawodnicy, zwłaszcza kiedy odchodzi jeden z nich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska