Dramat rozegrał się w 2012 r. - Dostałam bóle 13 kwietnia, pojechaliśmy do szpitala, trafiłam na ginekologię, dostałam zastrzyki i na następny dzień wypisali mnie - opowiada Monika Klimas.
Dziecko jednak nadal chciało przyjść na świat i jego mamę tego samego dnia pod wieczór znowu złapały bóle. Znowu udała się ze swoim chłopakiem do Szpitala na Wyspie i tym razem znalazła się na porodówce.
- Rano obudziłam się koło piątej, miałam znowu silne bóle. Położna zbadała ponownie tętno dziecka i powiedziała, że nic złego się nie dzieje. Prosiłam o cesarskie cięcie. Powiedziano mi, że mam czekać na wizytę lekarza. Ten z kolei powiedział, że mam bardzo duże skurcze i poczekamy na kolejną zmianę lekarzy. Po kwadransie położna stwierdziła, ze tętno dziecka nie jest wyczuwalne. Wezwali lekarza, potem zrobili usg. Zawieźli mnie na blok operacyjny i zrobili cesarskie cięcie. Kiedy się obudziłam, dowiedziałam się, że moja Ola nie żyje - wspomina pani Monika.
Sprawą zajęła się prokuratura. Po zakończeniu postępowania skierowała do sądu akt oskarżenia.
Więcej o tej sprawie przeczytasz w środę (18 czerwca) w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej"
Zobacz też: Poród na luzie w krośnieńskim szpitalu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?