Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieli u stóp świat i zabili. Sławni żużlowcy mordercami

Kamil Kromski 68 324 88 44 [email protected]
Podczas procesu obaj żużlowcy szli w zaparte, zrzucali winę na siebie.
Podczas procesu obaj żużlowcy szli w zaparte, zrzucali winę na siebie. Archiwum GL
Od tego brutalnego zabójstwa minęło już 20 lat. Złoci medaliści, żużlowcy "Morawskiego" Zbigniew B. i Marek M. z zimną krwią zamordowali handlarza samochodów. Bili metalową rurką aż zabili. Dziś są już na wolności.

Zbigniew B. i Marek M. - obaj rocznik 1967. Wychowankowie Falubazu. Poznali się w połowie 80. lat w szkółce żużlowej. Szybko zostali dobrymi kumplami. Łączyły ich wspólne imprezy, odwiedzali się w domach. W 1991 roku sięgnęli po złoty medal drużynowych mistrzów Polski. Właściciel klubu Zbigniew Morawski płacił żużlowcom hojną ręką. Młodzi żużlowcy mieli wszystko: sukcesy, pieniądze i sławę. Na początku 90. lat byli najbardziej rozpoznawalnymi ludźmi w mieście. I wszystko zaprzepaścili.

Zobacz też: Mieszkania na sprzedaż z woj. lubuskiego. Najnowsze oferty!

Do okrutnego mordu doszło 31 stycznia 1992 roku. Ten wieczór Zbigniew i Marek zaczęli w hotelu "Morawski", w pokoju dziewczyny tego pierwszego. Wspólnie ze swoimi partnerkami spędzali czas przy alkoholu. Około godz. 21 do drzwi zadzwonił Jacek O. Chciał sfinalizować ze Zbigniewem sprzedaż samochodu. Byli umówieni. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami tego dnia żużlowiec miał zapłacić mu ostatnią ratę za opla omegę. Auto kosztowało 90 mln starych złotych, do spłaty zostało jeszcze 32,4 mln zł. Przerejestrowanie auta miało nastąpić po całkowitej spłacie, ale żużlowiec od miesięcy zwlekał. Tym razem zapewniał, że całą kwotę ma w swoim mieszkaniu przy ul. B. Krzywoustego. Kilkadziesiąt minut później cała trójka - Zbigniew, Marek i Jacek przybyła do wspomnianego lokalu. Było już ciemno, więc handlarz nie zwrócił uwagi na zawieszony w oknie koc, który tej nocy miał zabezpieczyć morderców przed oczami ciekawskich. Już to pokazuje, że mordercy mieli wszystko zaplanowane.

Później przed sądem Marek zeznał, że jeszcze poprzedniego dnia planowali użyć broni palnej. On sam pożyczył nawet pistolet gazowy od klubowego kolegi. Kilka godzin przed zabójstwem Marek i Zbigniew za pomocą wiertarki chcieli ją przerobić tak, żeby mogła strzelać ostrą amunicją. Nie udało się, więc naprędce obmyślili inny plan. Zgodnie z nim gospodarz posadził O. w fotelu, tyłem do telewizora. Właśnie tam Zbigniew ukrył metalową rurkę - narzędzie, które pożyczył z warsztatu samochodowego kolegi z Jędrzychowa. Z kolei w bagażniku opla omegi leżał szpadel.

Jacek O. usiadł w fotelu za stołem i dostał umowę do przeczytania. Już po chwili Zbigniew zaskoczył go od tyłu. Na głowę handlarza spadły 2-3 bardzo silne ciosy metalową rurką. Ciało ofiary zawisło na lewym oparciu fotela, a z ust zaczęła sączyć się krew. Uderzony z trudem łapał oddech, gdy na jego głowę spadły kolejne, tym razem śmiertelne ciosy. Po chwili jego martwe ciało zsunęło się na podłogę. Wszędzie było pełno krwi. Ciosy były tak silne, że krew znalazła się na ścianach, suficie, meblach i żyrandolu. Zbigniew wyciągnął z kieszeni zmarłego kluczyki do auta i przestawił opla rekord na ul. Zakręt. Wrócił po 15 minutach i zabrali się do ukrycia zwłok, które w pierwszej kolejności owinęli kocem.

Mordercy nieśli ciało do przedpokoju, gdy zadzwonił dzwonek. To ich kobiety przyjechały sprawdzić, co się dzieje, że nie wracają. Przed otwarciem drzwi żużlowcy przenieśli ciało do kuchni. Aby uniknąć awantury na klatce schodowej, mordercy zostawili ciało w mieszkaniu i czym prędzej odwieźli panie. Kilkadziesiąt minut później wrócili. Znieśli ciało i wrzucili do bagażnika opla omegi. Po krótkiej naradzie ustalili, że zakopią zwłoki na łąkach w pobliżu Odry. Jednak grunt był tam za twardy, więc pojechali do lasu w pobliżu Łężycy. W lesie porzucili też koc i szpadel. Wrócili do mieszkania, żeby posprzątać i usunąć ślady krwi. Dywan i fotel były tak zakrwawione, że postanowili je wyrzucić. Zbigniew wywiózł fotel aż do lasu w Ochli.
Później Zbigniew podrobił umowę kupna samochodu i zarejestrował go na siebie. Wspólnie z partnerką odmalowali mieszkanie.
Zaginięcie O. po trzech dniach zgłosił jego szwagier, który tamtego wieczoru miał go przenocować. Szwagier wiedział, w jakim celu O. ma spotkać się ze Zbigniewem B. Policja potrzebowała dwóch miesięcy, aby powiązać wszystkie wątki i zatrzymać żużlowców.
Podczas procesu obaj żużlowcy szli w zaparte, zrzucali winę na siebie. Zbigniew B. zeznał, że uderzał Marek M. On miał parzyć herbatę w kuchni, kiedy ten zadał pierwsze ciosy rurką. Chciał rzekomo zatamować krew i przerażony poszedł do kuchni po ręczniki. Wtedy miały paść śmiertelne ciosy.
Sędzia Bogumił Hoszowski uznał jednak, że jego zeznania nie mają pokrycia w zebranych dowodach. Zbyt często kluczył i brakowało logicznej konsekwencji. Dla przykładu - sekcja zwłok wykazała pęknięcia tylnej części czaszki ofiary, a według Zbigniewa jego kolega miał zaatakować ofiarę od przodu.

Wyrok zapadł 2 marca 1994 r. w sądzie w Zielonej Górze. Tego dnia sala pękała w szwach. Wyroku słuchali członkowie rodziny zamordowanego, kibice. Zbigniew B. usłyszał wyrok 25 lat pozbawienia wolności, a Marek M. - 15 lat. Sąd uznał, że obaj są winni, ale to Zbigniew był inspiratorem mordu, zadawał śmiertelne ciosy i miał czerpać z tego bezpośrednio korzyści. Wciągnął w morderstwo kolegę z drużyny, choć ten nawet nie znał ofiary. Po apelacji sąd skrócił Markowi M. wyrok do 10 lat. Za dobre sprawowanie wyszedł z więzienia w Krzywańcu już w 1998 r. Zbigniew B. odsiadywał wyrok we Wrocławiu. W 2007 r. wyszedł na wolność, po 15 latach za kratami. Wcześniej kilkukrotnie prosił prezydenta o akt łaski.

Zobacz też: Znana pływaczka chce odsłonić kulisy zbrodni sprzed lat

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska