Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa koni z Modrzycy skończyła się w prokuraturze

(pif)
Jeden z pierwszych uratowanych koni, klacz Tajga. Gdy zwierzak trafił do nowego domu miał problemy nawet z ustaniem na czterech nogach.
Jeden z pierwszych uratowanych koni, klacz Tajga. Gdy zwierzak trafił do nowego domu miał problemy nawet z ustaniem na czterech nogach. Filip Pobihuszka
Obrońcy zwierząt na zmianę z powiatowym lekarzem weterynarii przerzucają się zarzutami o złamanie prawa. To odprysk głośnej sprawy koni z Modrzycy, która ostatecznie wylądowała w prokuraturze.

Choć wszystkie konie opuściły już gospodarstwo Franciszka Gorzelanego w Modrzycy, to echa całej akcji obrońców zwierząt nie milkną.
Przede wszystkim wciąż trwa swoisty konflikt między zielonogórskim Biurem Ochrony Zwierząt a Powiatowym Lekarzem Weterynarii z Nowej Soli. Powodem jest sposób załatwienia całej sprawy. Obie strony zgoła inaczej podchodzą bowiem do problemu. Jak się dowiedzieliśmy, przed kilkoma dniami spór wylądował w nowosolskiej prokuraturze.

W oświadczeniu Bartosza Kriegera, szefa BOZ czytamy: "(...) nadzór Powiatowego Lekarza Weterynarii nad przedmiotowym gospodarstwem był niedostateczny, a przedsięwzięte (...) środki działania nie gwarantowały bezpieczeństwa dla zdrowia i życia pozostających w gospodarstwie koni. (...) 4 kwietnia złożyłem w Prokuraturze Rejonowej w Nowej Soli zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez pracowników PLW poprzez niedopełnienie przez nich obowiązków służbowych (...) i podejrzeniu popełnienia przestępstwa świadomego dopuszczania do zadawania bólu i cierpień zwierzętom poprzez zaniechanie właściwego nadzoru nad gospodarstwem w Modrzycy".

- Mi nie zależy na ukaraniu. Chcę, żeby z tej sytuacji zostały wyciągnięte jakieś wnioski - mówi B. Krieger. - Takie działanie ma też na celu zwrócenie uwagi prokuratury i inspektorów z Urzędu Wojewódzkiego na to, czy przypadkiem gdzieś w powiecie nie ma podobnych miejsc. My póki co o niczym takim nie wiemy - tłumaczy szef BOZ. - Instytucje weterynarii od lat posługują się swoistą terminologią "kondycji". To jest widzenie tunelowe i ocenianie tylko według jednego kryterium. My oceniamy zwierzęta na wielu płaszczyznach - dodaje.

- To się nie trzyma całości - tak Józef Malski komentuje zarzuty BOZ. - Jeżeli ktoś chce dbać o dobro zwierząt, to pierwsze co powinien zrobić, to zawiadomić powiatowego lekarza weterynarii, prokuraturę, policję i wójta. Słowem wszystkie służby - mówi. - Bo skoro na początku stwierdzili u tych koni zagrożenie życia, to dlaczego czekali z tym osiem czy dziewięć dni nie informując nikogo? - pyta lekarz.

- W 2011 roku moi pracownicy kontrolowali to gospodarstwo pod kątem braku paszportów, nałożyli grzywnę w wysokości 5 tys. zł i wszystko udało się wyegzekwować. Jak w końcu dostałem lakoniczną informację, że coś złego dzieje się w Modrzycy, to od razu wysłałem tam pracownika - argumentuje J. Malski. - Wydaliśmy zalecenia, nakazy, chodziło o wyczyszczenie boksów, wybiegów, korekcję kopyt. Dwa konie nadawały się do leczenia - wylicza. - I zapowiedzieliśmy kolejną kontrolę, ale musieliśmy od niej odstąpić, bo wówczas byli tam już członkowie BOZ i w takiej atmosferze nie było to możliwe - opowiada.
- Nie bronię Gorzelanego, bo dobrostan pozostawia tam wiele do życzenia, ale BOZ też złamało prawo naruszając zakaz wywożenia zwierząt - kwituje J. Malski.
Przypomnijmy, że gospodarstwo w Modrzycy znalazło się na celowniku obrońców zwierząt w połowie marca. W internecie zaczęły krążyć informacje o skandalicznych warunkach, w jakich były przetrzymywane.

Zobacz też: Głodne, zawszone konie czekały na śmierć? (wideo)
Pierwsza klacz, która opuściła posesję została wykupiona na zlecenie Anny Pacewicz z Zielonej Góry. - Kosztowała 750 zł, po 3 zł za każdy kilogram. - To daje 250 kg wagi, podczas gdy powinna ważyć jakieś 550 kg - dodaje A. Pacewicz.
Później sprawy potoczyły się błyskawicznie. Sprawą zwierząt będących w posiadaniu Franciszka Gorzelanego zainteresowało się zielonogórskie Biuro Ochrony Zwierząt, które wywiozło z Modrzycy w sumie dwanaście z dziewiętnastu koni.

Franciszek Gorzelany został już przesłuchany przez prokuraturę, usłyszał też zarzut znęcania się nad zwierzętami. - Być może zostanie on zmodyfikowany, gdy poznamy opinię co do zebranej na miejscu dokumentacji - mówi Katarzyna Wojciechowska, zastępca prokuratora rejonowego w Nowej Soli.

Co na to wszystko sam zainteresowany? Gdy udało nam się dodzwonić do rolnika z Modrzycy, dalej upierał się przy stwierdzeniu, że konie zostały "skradzione" z jego posesji. Zdradził też, że che sprzedać gospodarstwo i wyjechać za granicę, do syna.
Do tematu wrócimy.

Zobacz też: [ Ktoś bestialsko zamordował psa (Uwaga! Drastyczne zdjęcia)](http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20140303/POWIAT03/140309906 "zabity pies, Głogów, znęcanie się nad zwierzętami")

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska