- Pora i miejsce były takie, że naprawdę ciężko tu o świadków. Ale ciągle mamy nadzieję, że ktoś jeszcze się zgłosi. Apelujemy o to - mówi Łukasz Wojtasik, szef nowosolskiej prokuratury rejonowej, która bada sprawę potrącenia gimnazjalistów w Otyniu. - Jest jeszcze trzecia dziewczyna, ale jest w takim szoku, że do tej pory jej nie przesłuchaliśmy - dodaje.
W poniedziałek minęły dwa tygodnie od dnia, gdy para nastolatków znalazła się na środku starej krajowej "trójki". 15-letni chłopiec i jego rok młodsza koleżanka najprawdopodobniej szli na skróty, omijając leżące nieco na uboczu przejście dla pieszych. W tym samym momencie zza zakrętu wyłoniła się osobowa skoda. Siedzący za kółkiem 32-latek nie zdążył wyhamować i uderzył w dziewczynę. Był trzeźwy.
Zobacz też: Dwoje dzieci zostało potrąconych na obwodnicy Otynia
Gimnazjalistów zabrano do zielonogórskiego szpitala. 15-latek doznał tylko ogólnych potłuczeń, jednak jego koleżanka nie miała tyle szczęścia. Z bardzo poważnym urazem głowy przeleżała kilka kolejnych dni w śpiączce farmakologicznej i pod respiratorem. Zmarła we wtorek.
- Musiał naprawdę nieźle walnąć w te dzieciaki, bo but tej dziewczynki to znaleźliśmy potem u siebie na podwórku. Jakieś 35 metrów przeleciał - pracownik warsztatu samochodowego kreśli w powietrzu łuk. Stoimy na ul. Rejtana w Otyniu, która nieco dalej łączy się ze starą krajową "trójką". To tam rozegrała się tragedia.
- Słyszałam tylko straszny huk - opowiada mieszkająca tuż obok pani Wiesława. Z okien widzi wspomniane przejście dla pieszych, nad którym wisi zepsuty sygnalizator. - Prawie nikt z niego nie korzysta. Te młodsze dzieci to są jeszcze nauczone, starszym już się nie chce - komentuje.
- Słyszałem, że ten kierowca to nieźle grzał. Bo tu jest niby "pięćdziesiątka", ale nie oszukujmy się... kto tyle jeździ? - wzrusza ramionami spotkany nieopodal mężczyzna. - A ta sygnalizacja nad przejściem to ostatnio świeciła się jakoś trzy, cztery lata temu było. Coraz słabiej i słabiej, aż w końcu zgasła - dodaje.
Gdy doszło do potrącenia zadaliśmy pytanie o bezpieczeństwo w tym miejscu. Dyrektor pobliskiej szkoły, Wiesław Krukowski twierdzi, że żadnych niepokojących sygnałów ze strony rodziców nie otrzymał. My natomiast tak. - Obawiamy się o bezpieczeństwo naszych dzieci - tak zaczyna się list rodziców, który dotarł do naszej redakcji. "Ostatnie wydarzenie, utwierdziło nas w naszych obawach. Aby dzieci dotarły do szkoły, muszą przekroczyć ruchliwą obwodnicę. Nie ma tam znaku, nie ma przejścia. Auta pędzą jak szalone" - czytamy.
Z problemem od lat zaznajomiona jest wójt gminy, Teresa Kaczmarek. - Kiedyś staraliśmy się o światła, ale kompletnie nie mogliśmy się dogadać z ówczesnym zarządcą - tłumaczy. - Później, gdy droga spadła na nas, nie mieliśmy na to pieniędzy. Dziś znów trwa przepychanka o to, kto powinien administrować drogą. Jednak niezależnie od tego czy będzie nasza czy wojewódzka, będziemy się starać o zmianę organizacji ruchu i postawienie tam normalnej sygnalizacji świetlnej wzbudzanej przyciskiem, bo jak widać dotychczasowe oznakowanie nie sprawdza się - wyjaśnia.
W najbliższych dniach władze gminy i rodzice tamtejszych uczniów mają spotkać się by wspólnie porozmawiać o bezpieczeństwie na starej "trójce". Nie dla wszystkich lepiej późno niż wcale.
Zobacz też: Tak kończy się obserwowanie wypadku zamiast drogi (WIDEO)
Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?