Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Batalia o twierdzę na granicy: wojuje Niemiec z Polakiem

Jakub Pikulik 95 722 57 72 jpikulik@gazetalubuska
- Przecież to m.in. dzięki mnie do Kostrzyna przyjeżdżają turyści, miastu powinno na tym zależeć. Nie rozumiem, dlaczego rzuca się mi kłody pod nogi – mówi Klaus Ahrendt.
- Przecież to m.in. dzięki mnie do Kostrzyna przyjeżdżają turyści, miastu powinno na tym zależeć. Nie rozumiem, dlaczego rzuca się mi kłody pod nogi – mówi Klaus Ahrendt. Jakub Pikulik
Niemiecki przedsiębiorca zarzuca dyrektorowi polskiego muzeum nieuczciwą konkurencję i utrudnianie mu pracy. Obie strony nasyłają na siebie policję, spór trafił do sądu, a za wszystko płacą podatnicy.

Konflikt zaczął się w 2012 r. Poszło o możliwość oprowadzania wycieczek po terenie Starego Miasta. Muzeum Twierdzy Kostrzyn wprowadziło za to opłaty. - Wiemy, że wycieczki po terenie zniszczonej starówki od lat oprowadza wiele osób, które sobie w ten sposób dorabiają. Mogliśmy przyjąć zapis w regulaminie mówiący, że tylko pracownicy muzeum mogą oprowadzać grupy zorganizowane. Ale nie chcieliśmy tego robić, wprowadziliśmy więc drobną opłatę: 5 zł od osoby. Wszyscy przewodnicy się dostosowali i płacą, to przecież nieduże pieniądze. Niektórzy nawet byli wdzięczni, że wciąż mogą oprowadzać tu wycieczki. Poza jedną osobą - mówi reporterowi "GL" Ryszard Skałba, dyrektor Muzeum Twierdzy Kostrzyn. Po drugiej stronie "barykady" stoi Klaus Arendt, Niemiec z podwójnym, bo również polskim, obywatelstwem.

Czytaj też: Awantura o Kostrzyńskie Pompeje. Kto ma rację?

Od kilkunastu lat prowadzi w Kostrzynie działalność turystyczną. Przyjeżdżają do niego przede wszystkim grupy turystów z Niemiec. - Wprowadzenie opłat to nieuczciwa konkurencja. Na początku płaciłem, ale później przestałem. Muzeum opłaty pobiera bezprawnie, teren jest publiczny, ogólnodostępny, zawsze można było go zwiedzać. Kiedy przestałem płacić, dyrekcja muzeum zaczęła wzywać policję - mówi Ahrendt. Gdy rozmawia z reporterem, głos mu drży ze zdenerwowania i żalu. Twierdzi, że wizyty policjantów psuły mu reputację, źle wypadał w oczach swoich gości, a to źle odbijało się na jego biznesie. Po pewnym czasie przedsiębiorca postawił sprawę na ostrzu noża: gdy muzeum próbowało od niego wyegzekwować opłaty, też zaczął wzywać policję.

Skończyło się założeniem sprawy o nieuczciwą konkurencję. Takie zarzuty kwalifikują się do sprawy karnej, więc sąd w Słubicach wszczął postępowanie przeciwko dyr. Skałbie. W zeszłym roku dyrektor został uniewinniony. Kalus Ahrendt się odwołał, ale sąd w Gorzowie utrzymał wyrok w mocy. - Nie ma żadnej nieuczciwej konkurencji. Ustawa wręcz nakazuje nam, żeby tylko pracownicy muzeum oprowadzali wycieczki po jego terenie. My poszliśmy jednak na rękę przewodnikom. Cała ta sprawa była niepotrzebna i sędzia to wyraźnie powiedział - mówi Skałba. I przekonuje: - Jeśli ktoś patrzy na to z boku, to może faktycznie wygląda poważnie - że polski dyrektor utrudnia pracę niemieckiemu przedsiębiorcy. Ale to nie jest tak, ten pan po prostu chce oprowadzać wycieczki po Starym Mieście, którym my się opiekujemy, nie płacąc za to grosza, a sam pobiera opłaty od turystów.

To nie koniec sądowej batalii. Niemiecki przedsiębiorca zarzuca dyrekcji polskiego muzeum m.in. zniesławienie. - Dyrektor podważa moje kompetencje, a ja mam uprawnienia do oprowadzania wycieczek wydane w Niemczech, na terenie Unii Europejskiej, więc honorowane są też w Polsce - mówi przewodnik.

Obie strony konfliktu nie potrafią dokładnie zliczyć, ile razy były w sądzie. Dyrektor muzeum prowadzi zestawienie dat swoich wyjazdów do sądów, na przesłuchania itp. Zapisał już półtorej strony A4! Na jego biurku leżą trzy wypchane teczki. Każda to inna sprawa. Obok jeszcze sterta dokumentów. - Tu nawet nie chodzi o nerwy i stres. Szkoda mojego czasu, tylko do marca tego roku będę w sądach siedem razy. Zdarzało się, że na świadków powoływano wszystkich pracowników muzeum jednocześnie. To absurd, bo za wszystko płacą podatnicy i jestem przekonany, że trwające teraz sprawy również zakończą się korzystnym dla mnie wyrokiem - mówi Ryszard Skałba. Klaus Ahrendt nie odpuszcza. - Mnie chodzi tylko o to, żeby nikt nie podważał moich kompetencji do oprowadzania wycieczek i pozwolił mi spokojnie pracować. Przecież to m.in. dzięki mnie do Kostrzyna przyjeżdżają turyści, miastu powinno na tym zależeć. Nie rozumiem, dlaczego rzuca się mi kłody pod nogi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska