Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Certyfikat kupisz za kilkaset złotych. Jaki chcesz

Dariusz Chajewski, (pio) 68 324 88 79 [email protected]
Kilka lat temu kilka lubuskich miast i gmin chwaliło się tytułami promocyjnymi fair play... Mówiono później o promocyjnej wpadce.
Kilka lat temu kilka lubuskich miast i gmin chwaliło się tytułami promocyjnymi fair play... Mówiono później o promocyjnej wpadce. sxc.hu
Przyjazna szkoła, szpital, przedszkole, a może gmina... Wymagania? Najważniejsze to pieniądze przesłane na konto.

Do nowosolskiego szpitala przyszło - mailem - zaproszenie dołączenia do prestiżowego grona lecznic, które legitymują się certyfikatem "Szpital przyjazny pacjentom". Słowo "prestiżowy" nie jest ironią, gdyż wiele szpitali chwalących się tym certyfikatem tego właśnie określenia używa. Do Nowej Soli trafiła na razie wstępna propozycja: " Zapraszamy Państwa placówkę do złożenia aplikacji uczestnictwa w programie identyfikującym najlepsze placówki z naszej branży...".

- Postanowiłam przyjrzeć się temu certyfikatowi i delikatnie mówiąc mam wątpliwości - mówi Małgorzata Stolarska z nowosolskiego szpitala. - Uwagę zwracają oczywiście wymagania. Kilka opinii pacjentów, kilka współpracujących firm i oczywiście przesłanie na wskazany numer konta należności. I tak sobie myślę, że to skandal, że musimy się nabiegać, aby zdobyć jakościowe certyfikaty, a tymczasem taką ozdobę na ścianę można sobie najzwyczajniej kupić.

Zobacz też: Uwaga kierowcy, ruszy system odcinkowego pomiaru prędkości. Także na lubuskich drogach

Użycie określenia "naszej branży" sugeruje, że decyzję podejmuje sztab fachowców, przepraszam, kompetentna kapituła. Dziwnym zbiegiem okoliczności szefem kapitały przyznającej certyfikat jest szef pewnej bydgoskiej agencji reklamowej. Nawiasem mówiąc figuruje on również jako szef kapituły przyznającej certyfikat "Przedszkola przyjaznego dzieciom". Na stronie jednego z posiadaczy tego drugiego certyfikatu czytamy, że "certyfikat zdobyliśmy za trud naszej pracy oraz dzięki pozytywnym opiniom rodziców naszego przedszkola". Trud bardzo wymierny - przelew na konto. Na stronie innego przedszkola, tym razem ze Śląska, widnieje kilkanaście certyfikatów. Mamy zatem dyplomy "Bezpieczny przedszkolak", "Dzieciństwo bez przemocy"' "Mamo, tato wolę wodę", "Szkoła odkrywców talentów", "Akademia Misia Haribo", "Pewni", "Prolex, usuwając bariery w komunikacji, zapobiec izolacji" i wreszcie nasze "Przedszkole przyjazne dzieciom". Czyli certyfikaty płatne i bezpłatne, te honorowe i te do kupienia. Niestety żadna z dyrektorek kilku przedszkoli, które pytaliśmy o szczegóły operacji dołączenia do prestiżowego grona nie miała czasu na rozmowę o szczegółach.

Na wszystkich dyplomach znajdziemy hasło "Dobre, bo polskie". Marka szacowna, przez lata należała do poznańskiego Towarzystwa im. Hipolita Cegielskiego, które wraz z wejściem do Unii musiało z niej zrezygnować. Sierotkę przygarnęła wspomniana agencja reklamowa, zmieniła znak i postanowiła nią uszczęśliwiać innych. Jak dowiedzieliśmy się w Towarzystwie telefonują kolejne szpitale i przedszkola z pytaniem o certyfikat. Cóż, siła skojarzeń - z pewnością przypadkowa.

Zobacz też: Aktualne oferty pracy w Lubuskiem

Cóż zdarzają się przypadki. Spójrzmy na loga widniejące pod certyfikatami. Cytatów jest jakby więcej. Mamy flagę z napisem Polska - 2013. Pewnie to sprawa wyobraźni, ale mi bardzo kojarzy się z logo "Teraz Polska". I jeszcze jeden znak - dyskretne "Q", na tarczy, które przez lata było po prostu powszechnym znakiem jakości.

Pod każdym z certyfikatów widnieje także podpis przewodniczącego kapituły. Jednocześnie właściciela tejże bydgoskiej agencji reklamowej. Jesteśmy pod wrażeniem kompetencji szefa kapituły, gdyż przedszkola i szpitale to nie wszystko. Mamy zatem do zdobycia (sic!) certyfikat dla gmin ("Gmina przyjazna turystom"), szkół ("Szkoła przyjazna dla sześciolatków")... Nawiasem mówiąc podobne certyfikaty, tym razem bezpłatne i starannie zweryfikowane, przyznają kuratoria.
- Co trzeba było zrobić? - odpowiada pytaniem na pytanie pani zajmująca się promocją Lubomierza, miasteczka szczycącego się certyfikatem "Gmina przyjazna turystom". - Zostaliśmy wytypowani jako miasteczko ciekawe turystycznie, dostarczyliśmy dowody, że sprzyjamy biznesowi związanemu z turystyką. Możemy używać herbu i ma się ukazać jakieś ogólnopolskie wydawnictwo. Kosztowało nas to 300 zł i pamiętam, że wynegocjowaliśmy tak dobrą cenę. To zapewne na działalność statutową tego stowarzyszenia. To nie jest stowarzyszenie?

Na internetowej stronie zielonogórskiego szpitala widnieje certyfikat "Szpital przyjazny pacjentom".
- Otrzymaliśmy zaproszenie, jako wyróżniony szpital, do udziału w programie "Szpital Przyjazny Pacjentom" - tłumaczy rzeczniczka szpitala Elzbieta Grodzicka. - Warunkiem uczestnictwa było wypełnienie ankiety oraz wypełnienie dokumentu w którym pacjenci potwierdzają, że szpital jest placówką przyjazną pacjentom, a także wypełniliśmy dokument, w którym również firmy wyrażają swoją opinię o współpracy ze szpitalem. Po pozytywnej weryfikacji przesłanej dokumentacji przyznawano certyfikat.
Kilku-, może kilkunastoletni blok na fordońskim osiedlu Tatrzańskim w Bydgoszczy.
- Mieści się tutaj firma wystawiająca certyfikaty? - pytam kobietę napotkaną przy wejściu do klatki schodowej. Akurat odśnieża chodnik przy bloku, w którym mieści się "siedziba" firmy.
To dozorczyni. - Nic o tym nie wiem. A wiedziałabym przecież, bo od kilku lat sprzątam w tym bloku - odpowiada kobieta. - Mieszka tutaj małżeństwo, mają po około 50 lat, z dorastającymi dziećmi.
Pani sprzątaczka przypuszcza, że mężczyzna nie pracuje. - Z tego, co wiem, to siedzi w domu. czasem jakieś paczki mu przywożą - kontynuuje moja rozmówczyni. - Jego żona pracuje. Przynajmniej codziennie jeździ gdzieś samochodem.

Dzwonię domofonem do "siedziby". Odzywa się młody głos, chyba córka. Czy zastałam pana (i tutaj podaję nazwisko). - Nie ma - słyszę.
Gdy przedstawiam się, że jestem z gazety, odkłada słuchawkę. Kontakt urwany.
Udało nam się wreszcie skontaktować z szefem agencji zajmującej się przyznawaniem certyfikatów. Telefonicznie. Zdziwił się, że ktoś mógł traktować je jako wartościujące, to klasyczna akcja promocyjna, która ma pomóc wzmacniać kampanie wizerunkowe szpitali, gmin, przedszkoli.
- Mieliśmy już problem z przyjęciem jakiejś formuły naszego programu, użyciem słowa certyfikat, ale to pojęcie jest tak szerokie, ze trudno je zdefiniować - mówi. - To zabieg symboliczny pozwalający użyć godła. To, co się dzieje na rynku promocyjnym to tragedia, takich akcji jest mnóstwo. Od lat realizujemy podobne programy. Że ktoś wiesza nasze certyfikaty na stronie internetowej lub na ścianie obok certyfikatów jakościowych? Jeśli odczuwają taką potrzebę mają prawo, my nic nie obiecujemy... Zresztą hasła "Dobre, bo polskie" używa wiele firm.

Klasyczna akcja promocyjna. Kilka lat temu kilka lubuskich miast i gmin chwaliło się tytułami równie promocyjnymi fair play... Mówiono później o promocyjnej wpadce.
- Nie tylko od czasu tej sprawy, ale znacznie wcześniej byłem przeciwnikiem kupowania sobie podobnych certyfikatów, wyróżnień - mówi prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki. - Jeśli ktoś chce nas wyróżnić, dostrzec nasze wyniki proszę bardzo, ale płacić za to, aby poprawić sobie samopoczucie. To jest chore. A propozycji zdobycia, a raczej kupienia rozmaitych certyfikatów otrzymujemy sporo, moi pracownicy nawet już mi ich nie pokazują.

I jeszcze cytat na zakończenie. "Placówki zgłaszające udział w odpowiedzi na niniejsze zaproszenie skorzystają z uproszczonej procedury uczestnictwa oraz będą zwolnione z większości opłat (płacą jedynie wpisowe za prawo używania godła)". Trzeba się pospieszyć...

Zobacz też: Lubuscy związkowcy wzywają do bojkotu Lidla. Dlaczego?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska