Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Soczi 2014: z Łysej Góry pod Gorzowem na igrzyska olimpijskie

Paweł Tracz
Ewa Kuls i Natalia Wojtuściszyn to pogodne dziewczyny. Ich entuzjazm może zarazić.
Ewa Kuls i Natalia Wojtuściszyn to pogodne dziewczyny. Ich entuzjazm może zarazić. Jakub Pikulik
Przed saneczkarkami Natalią Wojtuściszyn i Ewą Kuls z podgorzowskiego UKS Nowiny Wielkie najważniejsze ślizgi w karierze: start w igrzyskach olimpijskich w Soczi. Szans na medal nie mają, ale i tak jest o nich głośno.

Trzeba być nie lada odważnym, aby na własne życzenie zasuwać sankami w lodowej, wąskiej rynnie ponad 120 km na godzinę. Najmniejszy błąd w najlepszym wypadku kosztuje utratę cennych sekund. Ryzyko jest jednak dużo większe, z groźną kontuzją włącznie. Zderzenie z bandą po źle wykonanym manewrze może skutkować bolesnym upadkiem.

- Kombinezon nie rwie się na strzępy, ale otarcie przy takiej prędkości to pewne oparzenie. Nic przyjemnego, a mimo to wciąż są chętni do uprawiania saneczkarstwa, także w naszym klubie - mówi Zofia Pocztarek, prezes UKS Nowiny Wielkie.

Podgorzowska miejscowość to ewenement na skalę światową. Bez dostępu do najlepszych technologii i toru z prawdziwego zdarzenia klub z Nowin Wielkich wychował już czwórkę olimpijczyków. Osiem lat temu w igrzyskach w Turynie wystartowali Krzysztof Lipiński i Marcin Piekarski. Za kilka dni w Soczi będziemy natomiast kibicowali Wojtuściszyn i Kuls.

Gdy w 2006 roku na IO wystąpiła męska dwójka z UKS-u, wiele osób do końca nie mogło w to uwierzyć. - Jeszcze dziś zdarza się, że na zawodach pytają się nas, czy Gorzów jest koło Nowin Wielkich. W saneczkarstwie ta hierarchia jest właściwa, bo nasza wieś wyrosła ponad miasto - żartuje Pocztarek. W czym tkwi fenomen UKS-u?

Szkolny klub powstał w 1996 roku. - Nie było u nas sali gimnastycznej, a chcieliśmy zagospodarować wolny czas miejscowym dzieciom. Długo zastanawialiśmy się w jaki sposób - wspomina pani prezes.

Na pomysł wpadł trener UKS Jacek Zagozda, który wymyślił... saneczkarstwo. Na nizinie?! Z pomocą przyszła Łysa Góra, znajdująca się przy trasie Gorzów - Kostrzyn, kilka kilometrów od wsi. W lesie wytyczono naturalny tor, przy którego budowie pracowali mieszkańcy. Szybko też tym, którzy pierwotnie stroili sobie żarty, zrobiło się łyso.

- Miejsce i tak nie ma w Polsce znaczenia, bo przecież nie dysponujemy żadnym profesjonalnym torem do treningu. Wystarczy znaleźć górkę i ludzi z pasją. Nam się udało i dlatego dziś możemy się szczycić czwórką olimpijczyków i najlepszym klubem w naszej dyscyplinie w kraju - przekonuje Pocztarek.

Wojtuściszyn i Kuls dzieli niewielka różnica wieku: pierwsza we wrześniu skończy 23 lata, druga 2 lutego 21. Znają się od dziecka, bo ich domy w Świerkocinie, oddalonego o 2 km od Nowin Wielkich, stały blisko siebie. - Bawiłyśmy się z Ewą już w przedszkolu, przyjaźnimy do dziś. Na każdym wyjeździe mieszkamy w jednym pokoju - mówi Wojtuściszyn.

Obie to studentki: Kuls uczy się na gorzowskim ZWKF, jej koleżanka w Katowicach. Ta pierwsza to wysoka brunetka, druga jest o głowę niższa. - Start w saneczkarstwie jest kluczowy, więc liczy się zasięg ramion. Gdybym zabrała Natalii nieco siły, byłaby świetna zawodniczka - żartuje pani Ewa.
Jak dziewczyny trafiły do saneczkarstwa? - Mnie zachęcił trener Jacek Zagozda, nauczyciel WF w szkole. W zasadzie każde dziecko w Nowinach Wielkich, które uprawiało sport, miało styczność z sankami - wyjaśnia Wojtuściszyn.

- Trenowałam lekką atletykę, ale trener Jacek rzucił kiedyś "Ewa, może byś na sankach spróbowała?" I tak zostało. Spodobało mi się od pierwszego zjazdu - tłumaczy Kuls. - W życiu zawsze robię sobie "pod górkę". A poważnie, to po prostu chciałam być bliżej domu. Dlatego zdecydowałam się na gorzowskie liceum i studia.

W świecie liczą się głównie Amerykanie, Kanadyjczycy, Niemcy, Włosi... - I Rosjanie, którzy w ostatnich dwóch latach zrobili niesamowity postęp. W Soczi, na doskonale sobie znanym torze, mogą sprawić kilka niespodzianek - uważa Lipiński, olimpijczyk z Turynu, a dziś trener klubowy.

"Biało-czerwone" muszą zmagać się z wieloma problemami. - Od końca września do marca niemal cały czas przebywamy poza domami, by móc gdzieś trenować - przyznał Marek Skowroński, reprezentacyjny trener polskich saneczkarek. - Na wynik wpływ mają nie tylko umiejętności zawodnika, ale też sprzęt, jakim on dysponuje. A tu też prawie "leżymy". Ratuje nas to, że współpracujemy z Niemcami. Od czasu do czasu możemy kupić ich sprzęt. Koszt jednych sanek sięga kilku tysięcy euro. Na szczęście nie trzeba kupować ich co roku. Jak złamie się płoza, to zawsze można ją skleić i na nowo pomalować. Zdarza się, że nad sprzętem pracujemy na strychu mojego domu.

Uprawianie tej dyscypliny to dla Polek przede wszystkim pasja. Trudno im się równać choćby do Niemek, które mają zapewnione etaty w policji czy wojsku. Z naszych tylko Kuls dzięki ósmemu miejscu w sztafecie na mistrzostwach świata może liczyć na ministerialne stypendium. - Ja mam za to bardzo dobre warunki na katowickim AWF. Nie mogę narzekać: mam zgodę na treningi, mogę też liczyć na przychylność uczelni - podkreśla Wojtuściszyn.

Dziewczyny ze Świerkocina są przyzwyczajone do wielu wyrzeczeń. Po żadnej z nich nie widać jednak choćby cienia zwątpienia, energia wprost z nich kipi, tryskają humorem i wiedzą o uprawianej dyscyplinie. Jeszcze rok temu o igrzyskach tylko marzyły, za chwilę będą uczestniczkami największej przygody swojego życia. - Jesteśmy młode, więc nie zamierzamy po Soczi kończyć karier. Wiemy, że najlepsze wyniki osiąga się, gdy stuknie trzydziestka. Wierzę, że start w Rosji to dopiero początek wspaniałej międzynarodowej kariery - mówi Wojtuściszyn.

W IO Polki wystartują w jedynkach. Lepsza z nich także w sztafecie - to w tej konkurencji nasi mają największą szansę na wysokie miejsce i stypendia. - W Pucharze Świata w indywidualnej konkurencji plasujemy się w końcówce drugiej dziesiątki. W Soczi konkurencja będzie jednak mniejsza, więc kto wie... Nie myślimy jednak o konkretnym miejscu. Chcemy po prostu zaliczyć cztery dobre ślizgi - mówi skromnie Kuls.

Lubuskim kibicom serca powinny zabić mocniej 10, 11 i 13 lutego - to wtedy nasze mają swoje starty. - Stres w sytuacji igrzysk w moim przypadku był najważniejszy. Ludzie, atmosfera wielkiej imprezy, to trochę paraliżowało. Opiekował się nami psycholog sportowy. Podobnie będzie w Soczi, ale dziewczyny są już doświadczone, choć bardzo młode jak na tę dyscyplinę - zaznacza Lipiński, który jest pewien, że jego podopieczne dostarczą nam wiele radości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska