Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pracownicy Zakładów Mięsnych w Przylepie: - Tam leży nasze życie!

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
Celestyna Masztalerz: - Swoje dokumenty zabrałam zaraz po likwidacji zakładu i to się okazało najlepszym rozwiązaniem.
Celestyna Masztalerz: - Swoje dokumenty zabrałam zaraz po likwidacji zakładu i to się okazało najlepszym rozwiązaniem. Mariusz Kapała
- Przepadło osiem lat, których teraz brakuje mi do wyliczenia renty - mówi Katarzyna Pocztyljanowicz. I jak wielu byłych pracowników Zakładów Mięsnych w Przylepie nie rozumie, jak można było doprowadzić do takiego bałaganu.

Gdy w latach 70. minionego wieku otwierano Zakłady Mięsne w Przylepie pod Zieloną Górą, ludzie, którzy dostali w nich pracę, czuli się, jakby Pana Boga za nogi złapali. Już sama budowa, którą prowadzili Szwedzi, obrosła mitem. Po prostu Zachód i Pewex. Dziś po zakładzie zostały wspomnienia, budynki i sterty dokumentów zamkniętych w jednej z hal. Na jej drzwiach plomby z pieczęcią zielonogórskiej prokuratury.

- Przez ten bałagan straciłam dokumenty z dwóch lat pracy, w 1984 i 1985. Czy to nie skandal? - pyta Jadwiga Zacharkiewicz. - Nie było komu zadbać o nasze dokumenty. Proszę sobie wyobrazić, że kilka lat temu dzieciaki przyniosły do domu kartę zdrowia męża, który również pracował w tych zakładach. Walała się w tej hali wraz z innymi dokumentami tysięcy ludzi.

Rozmawiamy na korytarzu dawnego hotelu robotniczego przy ulicy 22 lipca. Długie korytarze, zastawione starymi meblami, nadają temu blokowi klimat dużego, rodzinnego domu. Cóż, niemal wszyscy mieszkańcy spędzili lata w Zakładach Mięsnych.

- Mnie przepadło osiem lat, z których zaświadczeń teraz brakuje mi do wyliczenia wyższej renty - wzrusza ramionami Katarzyna Pocztyljanowicz. - ZUS policzył mi najniższe zarobki. Straciłam, a przecież w mojej sytuacji każdy grosz się liczy.

Stanisław (nie chce nazwiska w gazecie) dodaje, że w ciągu ostatnich 10 lat poruszył już niebo i ziemię, żeby znaleźć zaświadczenia dotyczące jego pracy w Przylepie. Na próżno. - Miał się tym zajmować jeden pracownik, ale uciekł i porzucił te dokumenty - opowiada. - Byłem na policji, w prokuraturze, Urzędzie Marszałkowskim, archiwum... Sprawa jest w sądzie, ale dla mnie to żadna pociecha, te dokumenty są mi potrzebne do skompletowania danych do emerytury.

W sumie 25 tysięcy dokumentów dawnego zakładu leży na kilku stertach w jednej z hal i stanowi przedmiot przepychanki. Kto powinien nimi się zająć? W 2008 roku marszałek wydał decyzję o zakazie wykonywania przez nowego właściciela obiektów działalności gospodarczej - przechowywania dokumentacji osobowej i płacowej. Ze względu na rażące naruszenie warunków wymaganych do prowadzenia tego rodzaju działalności.

Ale jak podkreśla Michał Iwanowski, rzecznik prasowy marszałka, decyzja nie zwolniła przecież przedsiębiorcy od odpowiedzialności za przechowywanie tej dokumentacji. Wynika to chociażby z umowy na przechowywanie dokumentacji, zawartej w 2003 roku między syndykiem masy upadłości zakładów mięsnych a nowym właścicielem obiektów.

- W 2006 roku przedsiębiorca porzucił przejętą dokumentację, narażając ją na zniszczenie - dodaje Iwanowski. - Dlatego zabezpieczyła ją policja oraz zostało wszczęte postępowanie przez Prokuraturę Rejonową w Zielonej Górze.

W 2008 roku marszałek zwrócił się do naczelnego dyrektora archiwów państwowych z prośbą o nakazanie przyjęcia tej dokumentacji na odpłatne przechowywanie we wskazanym archiwum państwowym. Ale ten uznał, że brak jest podstaw prawnych do wydania takiej decyzji. Także prokuratorzy kilkakrotnie próbowali skłonić zielonogórskich archiwistów do zajęcia się tymi kwitami, ale okazało się, że sprawa wcale nie jest taka oczywista.

- Miesięcznie trafia do nas kilkanaście osób szukających dokumentów z Przylepu - mówi Tadeusz Dzwonkowski, dyrektor Archiwum Państwowego w Zielonej Górze. - I będzie ich coraz więcej, bo te roczniki osiągają wiek emerytalny. Niestety, nie możemy im pomóc. Nie mamy ani obowiązku przejęcia tych dokumentów, ani możliwości ich uporządkowania. Nawiasem mówiąc, koszt takiej operacji szacuję na 200 tysięcy złotych.

To sąd wyznaczy kwotę, później będzie ogłoszony przetarg, wyznaczona firma... Moim zdaniem ten bałagan to wina ustawodawcy, który nie był wystarczająco restrykcyjny wobec sprawców podobnego bałaganu. A to są przecież bardzo wrażliwe dane.

Tymczasem pracownicy dawnych Zakładów Mięsnych biegają między urzędami. Zwykle słyszą zapewnienia pełnego zrozumienia wagi problemu, którym towarzyszy wzruszenie ramion. Przepisy... Dokumentację pracowniczą ma obowiązek przechowywać pracodawca. W przypadku jego likwidacji powinien zabezpieczyć akta osobowe oraz dokumentację płacową i przekazać na przechowanie albo do archiwum, albo innej instytucji.

Niektóre z nich przekazują taką dokumentację do odpłatnego przechowywania firmom zajmującym się właśnie zabezpieczeniem i udostępnianiem akt. Gdy coś się w tym systemie zatnie, tropienie dokumentacji spoczywa na przyszłym emerycie. To on powinien ustalić, czy zakład pracy jeszcze istnieje, określić jego dokładną nazwę i adres, pod którym ostatnio miał siedzibę.

Gdy okaże się, że tej firmy już nie ma, musi podjąć poszukiwania dokumentów. To często zadanie dla detektywa. ZUS opracował "Bazę zlikwidowanych lub przekształconych zakładów pracy", która zawiera alfabetyczny ich spis oraz informację o obecnym miejscu przechowywania dokumentacji. Jest dostępna w każdym organie rentowym i na stronie internetowej ZUS-u. Niestety, często okazuje się, że na końcu tego łańcuszka informacji pojawia się jeden wielki znak zapytania. I nikt nie potrafi powiedzieć, co się stało z potrzebnymi papierami.

A co, jeśli nasze dochodzenie się nie powiedzie? Zarobki przyjmuje się w wysokości obowiązującego w tym okresie minimalnego wynagrodzenia pracowników. Oczywiście wcześniej musimy udowodnić, że w tym czasie pracowaliśmy...

Pat? Dorota Przygrodzka z Prokuratury Rejonowej w Zielonej Górze cieszy się, że pojawiło się światełko w tunelu. - Wystąpiliśmy do sądu z wnioskiem o wyznaczenie osoby lub instytucji, która powinna przechowywać dokumentację dawnych Zakładów Mięsnych - mówi prokurator. - Sąd stwierdził brak pieczy nad tymi dokumentami przez nową spółkę ze względu na koszty. Przed tygodniem prokurator rejonowy zwrócił się do naczelnego dyrektora archiwów państwowych o wskazanie właściwego archiwum państwowego do przejęcia tej dokumentacji.

Co dalej? W Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych dowiedzieliśmy się, że pismo prokuratury wpłynęło, ale archiwiści jeszcze nie przyjrzeli się tej sprawie. Ale posługując się analogiami... Trwa przejmowanie dokumentów dwóch innych firm, które miały zajmować się przechowywaniem dokumentacji pracowniczej zlikwidowanych zakładów, a tego nie robiły. Archiwa te były przechowywane w skandalicznych warunkach, są zagrzybione, nieuporządkowane, bez jakiejkolwiek ewidencji. Porządkowanie potrwa rok. Światełko w tunelu? Tunel jest naprawdę długi.

W zeszłą środę zatelefonował do nas 82-letni gorzowianin. Został właśnie wdowcem i ponieważ musi mu wystarczyć jedna emerytura, postanowił skompletować dokumenty płacowe. Żeby nie była naliczana według najniższej płacy. Nie udało mu się jednak wydobyć zaświadczeń o wysokości zarobków ani z Bogdańca (10 lat), ani z MPK w Gorzowie (cztery lata), ani z kolumny transportu sanitarnego (trzy lata). - A z Katowic dostałem, i to z 1955 roku - dodaje.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska