Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbiera dzwonki z całego świata. Jest w "Galerii ludzi pozytywnie zakręconych"

Leszek Kalinowski 68 324 88 74 [email protected]
Marian Łysakowski zbiera dzwonki i wszystko, co się z nimi wiążę. Pisze też limeryki, kocha muzykę (16 lat śpiewał w chórach).
Marian Łysakowski zbiera dzwonki i wszystko, co się z nimi wiążę. Pisze też limeryki, kocha muzykę (16 lat śpiewał w chórach). Mariusz Kapała
Dzwonki świąteczne, szkolne, kościelne, orkiestrowe, domowe, pasterskie, obrzędowe, okrętowe, hotelowe, barowe i rowerowe. Marian Łysakowski zbiera wszystkie. Z całego świata.

Ten służył stróżowi nocnemu w Babimoście. Tamten wołał uczniów na lekcje w szkole w Przytoku. Ten wykonał Wojciech Pożarowski ze Świebodzina. Tamten - Jan Onyśków z Wichowa. Ten jest z brązu. Tamten z mosiądzu. Są i kryształowe, drewniane, gliniane, wiklinowe i z... agatu. Pochodzą z Indii, Afganistanu, Iranu, Australii... Dzwonki Mariana Łysakowskiego - a ma ich w swej kolekcji ponad 680 - opowiadają swoją historię. I wygrywają piękne melodie.
- Od razu poczułam się jakoś świąteczne, bo dzwonki zawsze kojarzą się mi z Bożym Narodzeniem. Są na kartkach pocztowych, kształt dzwonków mają bombki, no i to przecież atrybut świętego Mikołaja - przyznaje Ewelina Bobrzańska, która obejrzała zielonogórską wystawę. - Mnie dzwonki kojarzą się jeszcze z saniami, reniferami, piosenką "Dzyń, dzyń dzwonią dzwoneczki..." Fajnie, że tu na wystawie, na ustawionym wieszaku można sobie zagrać na dzwonkach pasterskich.
Panu Marianowi pierwszy eksponat także kojarzy się z zimą.
- Do moich sanek mama przywiązała dzwonek. Dzięki temu wiedziała, gdzie jesteśmy, gdy wołała nas na obiad albo przypominała, że czekają na nas lekcje - przyznaje M. Łysakowski.

Gdy w 1958 roku rodzina przeniosła się z Sierpca do Zielonej Góry, dzwonek znów okazał się pomocny...
- Tata dostał pracę jako inżynier łąkowy, studia skończył w Łodzi - wspomina zielonogórzanin. - Od wojewody Lembasa otrzymaliśmy trzypokojowe mieszkania. Pewnego dnia mama zachorowała. Wołała mnie i brata. A to chciała herbaty, a to pytała nas, czy sobie radzimy?
Radzili sobie bardzo dobrze. W swoim pokoju mieli haki do ćwiczeń. Powiesili na nich dzwonek. Połączyli sznurkiem. Gdy mama coś chciała, pociągała za niego. A on wydawał specyficzny dźwięk. No i ruszali na pomoc chorej...
- Ten sznurek mam do dziś. Też jest na wystawie - zauważa pan Marian.
Z czasem były studia w Wyższej Szkole Pedagogicznej, kurs pilota wycieczek. I znów dzwonek się przydaje. Łatwiej prowadzić grupę turystów.
- W 1977 roku odbierałem - razem z moją dziewczyną Wisią, obecnie żoną, grupę rumuńską w Przemyślu. Był czas, żeby zwiedzić miasto. Wiedziałem, że jest tu słynna ludwisarnia Jana Felczyńskiego - opowiada M. Łysakowski. - Poszliśmy tam, spotkaliśmy szefa, a on podarował mi parę dzwonków.
- Nie są sprawne, miałem je przetopić, ale skoro mogą się panu przydać do kolekcji, to proszę - powiedział. A pan Marian z radością je przyjął.
- Po powrocie do Zielonej Góry usprawniłem wszystkie, a było ich sześć. Do dziś pięknie dzwonią - zauważa kolekcjoner.

Rok później wygrał - dzięki dobrej znajomości angielskiego o rosyjskiego - wyprawę do Indii (samolotem tylko do Moskwy). Prowadził grupę trampingową. Biuro dało 1,4 tys. dolarów. Na wszystko... Z ołówkiem w ręku codziennie liczył koszty. Po powrocie okazało się, że codziennie wydawał 57 dolarów i 40 centów na osobę. Gdyby było coś nie tak, odezwałby się dzwonek...
- Wyżywienie mieliśmy w plecakach. Mój ważył 46,6 kg. Co można było w nim znaleźć? garnki, lekarstwa, świeczki, zapałki, sznurek... - wylicza zielonogórzanin.
Wyprawa trwała 40 dni (Indie, Iran, Pakistan, Afganistan). W miejscowości Agra oczy mu się zaświeciły... Cały stragan dzwonków. Sprzedawca chciał pięć dolarów. Po 20 minutach negocjacji dołożył dwa inne. Ostatecznie stanęło na 1,5 dolara. Za trzy.

Jako prowadzący wycieczki odwiedził kilkadziesiąt krajów. Wiele podróżował także prywatnie, razem z żoną. Uwielbia zwłaszcza rowerowe wyprawy. Każdy wyjazd zwykle wiąże się z jakimś dzwonkiem. Każdy ma swoją historię. I tak kolekcja urosła do 680 sztuk z 60 krajów.
- Dostaję też dzwonki od innych pilotów, rodziny, a także od sąsiadów. A nawet od nieznajomych ofiarodawców. Jestem im wszystkim bardzo wdzięczny - dodaje kolekcjoner. - Ostatnio otrzymałem paczkę z dzwonkami prosto z Australii. Od Polki, która dowiedziała się o mojej pasji.
Dzwonki wprawiają go zawsze w dobry humor. A jak jeszcze na nich zagra, dodając do tego dźwięki mis tybetańskich, to muzykoterapia gotowa. Pozytywną energię przekazuje więc innym. Na spotkaniach ze studentami m.in. w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Sulechowie, gdzie wykładał na turystyce. W muzeach, szkołach czy podczas kameralnych spotkań.

Papieski dzwonek jubileuszowy

Swoje dzwonki pokazał już w 17 miastach Polski. Także te lubuskie, których historie ukazują region z innej perspektywy. Jeszcze w czasach studenckich był na obozie naukowym w Babimoście. Tam w jednym z domów zobaczył piękny dzwonek. Zapytał o niego. Od właściciela dowiedział się, że sprzęt ten był używany zaraz po wojnie przez straż obywatelską, w której pracował. A miała ona pilnować bezpieczeństwa i porządku w porzucanych przez Niemców miastach. Taka straż składała się z trzech mężczyzn, psa i... dzwonka.
Innym razem został zaproszony do szkoły w Przytoku. By opowiedział o swojej nietypowej kolekcji. Tam dostrzegł przedwojenny dzwonek, który wzywał na lekcje. Zainteresował się, a pani dyrektor zachwycona opowieściami pana Mariana, ofiarowała mu szkolny dzwonek. On? Miał przy sobie współczesny. Więc go zostawił w Przytoku.
- Mam wiele dzwonków z Gorzowa Wlkp., Zielonej Góry, Międzyrzecza, Nowej Soli i innych lubuskich miejscowości - podkreśla M. Łysakowski.

Szczególnie cennym dla niego eksponatem jest papieski dzwonek jubileuszowy. To replika dzwonu z Watykanu, którym Jan Paweł II ogłaszał przejście chrześcijaństwa w trzecie tysiąclecie. Oryginał jest w Watykanie i waży pięć ton, w obwodzie ma sześć metrów.
Replika, wykonana z brązu, przyjechała do nas z Włoch. Były też podobne ze srebra i mosiądzu.
- Cenię sobie też dzwonek wykonany przez ludwisarza Pawła Kulawiaka z Odrowąża Podhalańskiego. W uchwycie znajduje się orzeł w koronie. Zakład, który wcześnie prowadził ojciec pana Pawła - Józef, liczy sobie 100 lat - zauważa pan Marian.
Na innym dzwonku M. Łysakowski pokazuje zdobienia. Przedstawiają czterech ewangelistów i ich atrybuty: Łukasz (wół), Jan (orzeł), Mateusz (człowiek), Marek (lew)...
- Niedawno został wykopany. Był cały brudny, ale dzięki temu udało mi się go taniej kupić - przyznaje pan Marian. - Wyczyściłem go i teraz naprawdę zachwyca swym wyglądem.
Dzwonki, zdaniem zielonogórzanina, mają magiczną moc. W dawnych czasach zawieszano je na szyjach zwierząt jako amulety. Jako ochronę przed złymi mocami.

A szata arcykapłana egipskiego Arona obwieszona była złotymi dzwoneczkami... O nich pan Marian mógłby mówić bez końca. Na ich temat gromadzi literaturę, zdjęcia, kartki świąteczne, a nawet teksty piosenek i pieśni, których tematem są dzwonki. Jego kolekcję i niezwykłą pasję doceniła Telewizja Polska. Redaktor Maciej Orłoś zaliczył go do "Galerii ludzi pozytywnie zakręconych".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska