Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Las wokół Ośna pełen jest śmiertelnych pułapek (wideo)

Beata Bielecka
- Potraktujmy serio te tablice - prosi leśniczy Grzegorz Kulik z nadleśnictwa w Ośnie. - Tu jest naprawdę niebezpiecznie.
- Potraktujmy serio te tablice - prosi leśniczy Grzegorz Kulik z nadleśnictwa w Ośnie. - Tu jest naprawdę niebezpiecznie. Beata Bielecka
Trzy tysiące hektarów lasów wokół Ośna jest pełne pułapek. Niektóre mają po kilkadziesiąt metrów głębokości. To pamiątka po kopalniach, które tu były za Niemca. Leśnicy błagają: - Nie chodźcie tam, bo możecie stamtąd nie wrócić.

Z szefem nadleśnictwa Stanisławem Sobańskim i leśniczym Grzegorzem Kulikiem skręcamy do lasu z drogi w kierunku Sulęcina, tuż przed przejazdem kolejowym, rzut beretem od Ośna. Od razu w oczy rzuca się tablica ostrzegawcza, jedna z wielu, jakie leśnicy umieścili na niebezpiecznym terenie. Ciągnie się on aż po Długoszyn.

- Prawie całą prawą stronę lasu musieliśmy zamknąć - mówi Sobański, gdy zatrzymujemy się przy tablicy "Zakaz wstępu. Zagrożenie zawałami pokopalnianymi". - Boję się, że ludzie to zbagatelizują, bo polska natura jest rogata. Powiedzą "Co za głupoty opowiadają? Jakie tu mogą być kopalnie? Przecież Ośno to nie Katowice". A tu naprawdę jest śmiertelne zagrożenie! Jak samotny grzybiarz wpadnie do kilkudziesięciometrowej dziury, to będzie miał szczęście, jak nie przeżyje, bo wolę nie myśleć, co by go czekało, gdyby nie zginął od razu.

Przeczytaj też: W Lubuskiem rośnie strach przed wilkami

Nadleśniczego jeszcze ciarki przechodzą na myśl, że niedawno, nieświadomy zagrożenia, spacerował tu z 6-letnim wnuczkiem. Gdy wychodzimy z samochodu, nie przestaje patrzeć pod nogi. I mnie każe robić to samo. Bo największy problem polega na tym, że dziury mogą być wszędzie, ukryte pod paprociami czy gałęziami.

Na pierwszy szyb pokopalniany natknął się kilka miesięcy temu Kulik z leśnictwa Łabędzia Góra, który opiekuje się tymi terenami. - Szedłem przez las i nagle zobaczyłem otwór o średnicy 30 centymetrów. Wpuściłem tam 20-metrową taśmę, ale nie poczuła oporu - wspomina. Potem leśnicy znaleźli jeszcze kilka innych pokopalnianych zawałów. Zabezpieczyli je betonowymi płytami. Nikomu wtedy nie przyszło do głowy, że skala problemu może być tak duża.

Jedziemy zobaczyć najgłębszy zawał, który ma 40 metrów głębokości. Teren wokół jest ogrodzony taśmami. - Uwaga! Za blisko nie wolno podchodzić - ostrzegają leśnicy. Opowiadają, że ziemię trzymają korzenie, ale jesienią i zimą, gdy wilgotność gruntu gwałtownie wzrasta, staje się ona luźna i ciężka. I wtedy może nastąpić tąpnięcie.

- W takiej sytuacji człowieka dosłownie wciąga jak w bagno. I nie ma już odwrotu, bo się zapada w ten piach, a reszta go przysypuje - mówi Kulik. Przyznaje, że z coraz większym niepokojem wchodzi do lasu. - Bezpieczne są tylko drogi, bo transportowano nimi węgiel, więc szybów pod nimi nie ma - stwierdza nadleśniczy. Dalej lepiej się nie zapuszczać.

Obawy leśników potwierdzili niedawno eksperci z firmy Salmopem, która specjalizuje się w określaniu szkód pogórniczych. Na zlecenie nadleśnictwa wykonali ekspertyzę, po której Sobański zbladł. - Podejrzewaliśmy, że na naszym terenie była kopalnia głębinowa, z której w XIX wieku Niemcy pozyskiwali węgiel brunatny, ale nie mieliśmy pojęcia, że były jeszcze dwie - mówi.

- Nieszczęście polega na tym, że nie ma dokumentów, dzięki którym można by się dowiedzieć, gdzie znajdowały się szyby. Są jak studnie, do których w każdej chwili można wpaść, bo drewniane kraty, którymi zaślepiano likwidowane szyby, dawno już zgniły.

Niebezpieczne zapadliska skutkiem źle zabezpieczonych szybów?

Ekspertyza nie pozostawia wątpliwości, że niebezpieczne zapadliska są skutkiem źle zabezpieczonych szybów. Geolodzy stwierdzili też, że proces postępuje. Dziury mogą być na całym terenie, na trzech tysiącach hektarów. - Jak je znaleźć? - pytam, gdy jedziemy nad kopalnią Oskar, położoną najbliżej Ośna.

- Myślałem, że przyjadą fachowcy, odszukają mapy i wskażą miejsca, gdzie były szyby. Ale map nie ma i trzeba będzie prawdopodobnie robić odwierty georadarami, żeby zobaczyć, co jest pod ziemią - tłumaczy Sobański. Kilka dni temu był w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska, żeby szukać na to pieniędzy.

- Gdy opowiedziałem o tym w Warszawie, przerażenie było ogromne i już zastanawiają się, jak nam pomóc. Prezes funduszu zobowiązał się, że będzie rozmawiał z szefostwem Wyższego Urzędu Górniczego, bo może oni w swoich archiwach coś mają na temat naszego terenu.

Przeczytaj też: Tony niemieckich śmieci z wystawek są wyrzucane w lubuskich lasach (wideo)

Lasy w okolicach Ośna wyglądają trochę jak po bombardowaniu. Bo oprócz dziur są tam kilkumetrowe zapadliska. - Tu też lepiej nie podchodzić, bo ziemia może się w każdej chwili osunąć - leśnicy pokazują jedno z takich miejsc. Ma jakieś pięć metrów średnicy i mniej więcej tyle samo głębokości. - To jest tylko ta część, którą widzimy, bo nie mamy stuprocentowej pewności, co jest pod spodem. Nie daj Boże, żeby tu wpaść - ostrzegają.

Niemcy uruchomili kopalnie w XIX wieku. Oprócz Oskara był Eduard (w okolicach Długoszyna, kopalnia została zniszczona w czasie wojny) i Borussia, którą zamknięto w 1931 roku, w okresie kryzysu gospodarczego. Po wojnie Oskara przechrzczono na Smogóry i do lat 60. wydobywano tam węgiel.

Leśnicy się martwią, bo do czasu, gdy teren nie zostanie sprawdzony, nie będzie tu można prowadzić gospodarki leśnej. - A jest to jedna szósta całego nadleśnictwa - podkreśla jego szef. Ale jeszcze bardziej boi się o bezpieczeństwo ludzi. Dlatego raz jeszcze prosi: - Dajcie sobie spokój przez rok, dwa z wchodzeniem do tych lasów. My działamy i powiadomimy, kiedy nie będzie już zagrożenia.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska