Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To najstraszniejsza zbrodnia ostatnich lat w Lubuskiem

Redakcja
Rówieśnicy Natalii i Marcina ustawili w szkołach pamiątkowe tablice.
Rówieśnicy Natalii i Marcina ustawili w szkołach pamiątkowe tablice. Edward Gurban
Cztery ofiary krwawego dramatu. Porzucony mężczyzna zabija dwoje dzieci ukochanej i jej nowego partnera. Na końcu kieruje broń w swoją stronę... To była najstraszniejsza zbrodnia ostatnich lat w naszym województwie.

Park dworski, dawna zabudowa folwarczna i... charakterystyczne klocki wielorodzinnych domów. Jak mówią miejscowi - bloków. Słowem popegeerowska wieś. W jednym z owych bloków, otoczonym z jednej strony długimi barakami komórek, z drugiej łąką i chaszczami, wąska klatka schodowa z pomalowaną na zielono lamperią prowadzi do zaplombowanych brązowych drzwi. Szafka na buty...

Czytaj też: Audi zderzyło się z nauką jazdy. Jedna osoba nie żyje

Oto scena dramatu, który rozegrał się w niedzielny wieczór w Przecławiu w powiecie żagańskim. Główni bohaterowie także są znani. Jest przede wszystkim ten negatywny, czyli Jacek H., 47 lat, mieszkający w Przecławiu, ale bywający tu rzadko. Pracował w Niemczech, wykorzystując to, że brat przed laty osiedlił się za zachodnią granicą. Jacek H. miał już niemieckie dokumenty, kartę stałego pobytu. Ludzie nawet mu zazdrościli, chociaż tak do końca nie wiedzą, co też on w tych Niemczech robił. Kartotekę policyjną miał czystą, ale od roku 2007. Wtedy właśnie został skazany za zbytnią niecierpliwość w egzekwowaniu zobowiązań. Skłaniał zbyt gwałtownie swojego dłużnika do oddania pieniędzy.
- Dla mnie to był typ takiego wiejskiego cwaniaczka, mafiosa, któremu wydaje się, że wszystko mu wolno - mówi mieszkaniec Przecławia, poprawiając zsuwającą się na czoło czapkę. - Kiedyś zeznawaliśmy w sprawie przeciwko niemu. I co? Wyszedł.
- Aaa tam, nerwus... Porywczy to był, ale zaraz, że zły? - denerwuje się sąsiad Jacka H.
- Normalny gościu był, żaden mafioso - przytakuje stojący obok mężczyzna. - To wszystko przez tę miłość.

"Ta miłość", czyli Joanna O. To ona mieszkała w znanym nam już popegeerowskim bloku wraz z czworgiem niemal dorosłych dzieci. Z Jackiem H. byli parą dobrych dziesięć lat. Jak opowiadają w Przecławiu, to był burzliwy związek, pełen nerwów, ale nie można powiedzieć, że Jacek H. nie kochał Joanny O. Pada raczej określenie, że wariował na jej punkcie. I to nie bez wzajemności.
- Ona i te dzieciaki to była normalna rodzina - ocenia sąsiad mieszkający w tym samym bloku. - Tylko nie miała szczęścia do facetów.

Skąd ta liczba mnoga? Joanna O., aby jakoś związać koniec z końcem, także starała się pracować za granicą. Stąd związek z Jackiem H. często był trochę taki korespondencyjny. Rozstali się w dość wybuchowej atmosferze. Zwłaszcza, że z Holandii zaczął z nią przyjeżdżać do Przecławia 41-letni Michael van E. i przestało być tajemnicą, że są parą.
- Powiedzmy sobie, to też nie był jakiś cymes, jeden był wart drugiego - komentuje sąsiadka. - No, ale Holender!

Kolejne spotkania byłej pary przebiegały w nerwowej atmosferze. Wprawdzie w Przecławiu mówi się, że były kłótnie, groźby, ale policjanci podkreślają, że nie było mowy o przemocy, o zakładaniu niebieskiej karty, groźbach czy broni.
- Z pewnością byśmy zareagowali - zapewnia Sławomir Konieczny, rzecznik lubuskiej policji. - Od 2007 roku nie mieliśmy do postępowania Jacka H. żadnych uwag.
Ale w niedzielę, może dopiero w niedzielne popołudnie, Jacek H. podejmuje decyzję. Bierze do ręki pistolet, czeskie CZ. Nie wiadomo, skąd go wytrzasnął, pozwolenia na broń nie miał, policjanci przypuszczają, że mógł przywieźć ją z Niemiec. Decyzja musiała być ostateczna, bo wychodząc z domu, zabija psa, do którego był bardzo przywiązany...

Około 18.00 wchodzi do klatki schodowej z zieloną lamperią i do mieszkania w popegeerowskim bloku. W środku, oprócz Joanny O. i Michaela van E., jest dwoje jej dzieci - 17-letnia Natalia i 18-letni Marcin.
Najpierw strzela do nich. Do każdej z ofiar dwa razy. Mierzy w głowę - jakby chciał mieć pewność, że zabije. Natalię trafia także w pośladek. Próbowała uciec? Może. W tym momencie na klatkę schodową wybiega Joanna.

- Usłyszałam krzyki, potem strzały. Ona wybiegła, krzycząc i płacząc. I znów były strzały... - opowiada wstrząśnięta sąsiadka.
Następne kule trafiają Michaela van E. Później rozlega się odgłos jeszcze jednego wystrzału. Tym razem Jacek H. kieruje lufę w swoją stronę i pociąga za spust... Jest 18.10.
Przez całą noc w Przecławiu pracuje policyjna ekipa. Przed otoczony czerwoną policyjną taśmą budynek zajeżdżają samochody z młodymi ludźmi. To znajomi, przyjaciele Natalii i Marcina. Stoją, ze łzami w oczach, z niedowierzaniem kręcą głowami. Jak to mogło się stać? Dlaczego?
- Przecież byli w naszym wieku. Co mieli wspólnego z życiem rodziców? Za to mieli całe swoje życie przed sobą - mówi drżącym głosem blondynka, która przyjechała samochodem z nowosolskimi numerami rejestracyjnymi. Zarówno Natalia, jak i Marcin uczyli się właśnie w Nowej Soli. Nastolatek w czarnej skórzanej kurtce przedstawia się jako chłopak Joanny. Nie może sobie znaleźć miejsca, przez zaciśnięte zęby mówi, że nie rozumie, jak ktoś może coś podobnego zrobić.
- Jakim trzeba być świrem? - pyta sam siebie.

Inny chłopak mówi o szalonym świecie, w którym ciągle ktoś do kogoś strzela.
Jeszcze bardziej poruszeni są ludzie w Przecławiu. Bo bohaterami krwawej tragedii są ich dobrzy znajomi, bo widzieli cztery szare worki pakowane do samochodu. I te dzieciaki...
- Nie wiem, nie wiem, jak mogło dojść do czegoś takiego - mieszkanka jednego z popegeerowskich bloków tylko kręci głową. - To taka normalna wieś, normalna rodzina. Co za świat...
- Wiem, to brzmi ohydnie, ale gdyby zabił siebie, ją, tego Holendra, to byłoby mniej wstrząsające, o takich przecież zbrodniach z zazdrości słyszeliśmy - dodaje inna kobieta. - Ale żeby zabrać na tamten świat te dzieciaki? To już trzeba nie mieć sumienia.
- Mówią, że on, jak już zastrzelił dzieci, to ją specjalnie wypuścił - ciągnie pierwsza z kobiet. - Chciał, żeby cierpiała. Biedaczka.
- Gdzie tam, strzelał jak popadnie, w jakimś takim szale - komentuje mężczyzna w niebieskiej kurtce. - Dobrze, że tej drugiej dwójki dzieciaków nie było, bo też by pewnie poszły...
I ludzie zastanawiają się, czy Jacek H. działał pod wpływem emocji. Owszem, bywał porywczy, ale żeby zabić... Czy może była to wymierzona na zimno kara? Okrutna kara za zdradę.
A może to tzw. samobójstwo rozszerzone?

Grzegorz Szklarz z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze odrzuca tego rodzaju teorie. - Z samobójstwem rozszerzonym mamy do czynienia, gdy kilka osób planuje podobny krok i jedna zabija pozostałe, po czym siebie - tłumaczy. - Czasem samobójca morduje inne osoby, chcąc im... oszczędzić cierpień na tym świecie. Tu nie mamy do czynienia z podobnym zachowaniem. To ordynarne zabójstwo.
Nie znamy relacji Joanny O. Jest w takim stanie psychicznym, że śledczy nie mają sumienia z nią rozmawiać. Wraz z dwójką ocalałych dzieci objęta jest opieką psychologa.

Przebieg wydarzeń zostanie odtworzony dopiero po analizie wyników wtorkowej sekcji zwłok oraz pracy balistyków, którzy zbadają ślady, jakie zostawiły pociski, także na domowych sprzętach i odzieży. Wówczas prowadzący śledztwo będą wiedzieli, w którym miejscu znajdowali się uczestnicy tego dramatu, jaki był bieg wydarzeń. Być może dopiero wtedy poznamy odpowiedzi na cisnące się pytania. Czy Jacek H. wypuścił Joannę O., czy też udało się jej uciec? Czy to było świadome okrucieństwo zabójcy (na co wskazuje układ mieszkania), czy też kobieta miała dużo szczęścia?
Możliwe też, że odpowiedzi nie poznamy nigdy...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska