Puszcza Notecka była i jest ostoją dzikiej zwierzyny. Także wilków, które pojawiły się tutaj w latach 80. minionego wieku. Jednego z nich ustrzelił 25 sierpnia 1987 r. Zdzisław Belina, myśliwy ze Świniar pod Skwierzyną. Olbrzymi samiec ważył 64 kg. Myśliwy dostał za wilcze trofea aż dwa złote medale - za czaszkę i wypreparowaną skórę, zaś szara wilczura od 26 lat jest ozdobą jego bogatej kolekcji puszczańskich trofeów. Upolował go w okolicach wsi Krobielewko, gdzie ostatnio pojawiła się wataha tych drapieżników.
- Mają tutaj swoje stałe siedlisko. Ostatnio widziałem tam sporego basiora. Miał ciekawe, lekko rudawe ubarwienie - opowiada myśliwy. Nie zdobędzie już kolejnej wilczury, ani medali za ustrzelone drapieżniki, gdyż od 2001 r. nie wolno strzelać do tych drapieżników. W Wielkopolsce zostały objęte ochroną już w 1992 r. Wystarczyło kilkanaście lat i wróciły do Puszczy Noteckiej. Pierwsze zauważono w 2009 r. na granicy gmin Międzychód i Sieraków. Parły na zachód.
W maju 2010 r. koło Sowiej Góry - na granicy woj. lubuskiego i wielkopolskiego - na drodze nr 160 ciężarówka potrąciła dorodnego samca, tzw. basiora. Drapieżnik miał jeszcze zimowe ubarwienie, ważył 46 kg. Został spreparowany i obecnie jest ozdobą gabinetu szefa międzychodzkiego nadleśnictwa Piotra Bielanowskiego.
- W puszczy mamy już dwa stada. Pierwsze w jej lubuskiej części, właśnie w okolicach Krobielewka, drugie zaś ma swoje siedlisko już po wielkopolskiej stronie - mówi strażnik leśny Piotr Mleczak z Nadleśnictwa Międzychód.
Powrót wilków początkowo ucieszył myśliwych. Mieli nadzieję, że drapieżniki zostaną swoistymi lekarzami puszczy. Będą polować na chore, lub zniedołężniałe z powodu wieku jelenie i sarny. Po kilku latach ich entuzjazm prysnął jak mydlana bańka. - Bezlitośnie trzebią zwierzynę płową. W okolicach Krobielewka prawie zupełnie zniknęły jelenie i sarny. Nawet dzików jest mniej - mówi Belina.
Myśliwy porównuje dziki do bobrów.
- Kiedy ponad 20 lat temu te pływające ssaki pojawiły się w okolicach Skwierzyny, wszyscy byli zachwyceni. Radość była przedwczesna. Bobry stały się poważnym problemem i teraz są zwyczajnymi szkodnikami. Szatkują wały przeciwpowodziowe, niszczą drzewa owocowe i groble. Podobnie jest z wilkami. Nie mają naturalnych wrogów, dlatego naruszyły równowagę wśród puszczańskich zwierzaków. Nie możemy wykonać przez nie planowanych odstrzałów, dlatego koła łowieckie będą za to płacić słone kary. Co gorsza, stanowią też zagrożenie dla zwierząt hodowlanych - przekonuje.
- Sądzę, że u nas, w Borach Dolnośląskich, mamy cztery, pięć watah poruszających się w rejonie Ruszowa, Bolesławca, Węglińca, Przemkowa i Świętoszowa, były także obserwowane na poligonie żagańskim - opowiada Janusz Ryszawy, przyrodnik ze Szprotawy.
I dodaje, że antywilcze głosy to typowa reakcja myśliwskiego lobby, które boi się ograniczenia liczby odstrzałów. Dotychczas myśliwi byli selekcjonerami zwierzyny płowej teraz są nimi wilki. One mają to w genach i z pewnością sprawniej eliminują słabsze sztuki niż człowiek z lornetką i flintą.
- Zwierzęta nareszcie zachowują się naturalnie, czują respekt przed drapieżnikiem, są ostrożniejsze i nawet ja mam już problem z podejściem pod rykowisko jeleni, aby zrobić zdjęcia - dodaje Ryszawy. - Niech myśliwi raczej zajmą się dzikami, które wchodzą do miast.
Witold Hącia, który zajmuje się "dobrostanem zwierząt" w wojewódzkim inspektoracie weterynaryjnym, a na dodatek jest myśliwym uważa, że powinniśmy liczebności wilków się przyjrzeć, aby można je było w odpowiednim momencie wyhamować. Czy już powinniśmy to robić?
- Bobry, które wyrwały nam się spod kontroli, stanowią już wręcz zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa, zobaczcie, co zrobiły z wałami przeciwpowodziowymi - tłumaczy. - We wszystkim potrzebny jest umiar, a w przypadku dzikich zwierząt często podejmujemy jakieś decyzje i nie myślimy o skutkach.
Presja wilków jest zauważalna, już wypędziły jelenie z lasów w kukurydzę. I nie są wegetarianami, wilk dziennie potrzebuje pięć kilogramów mięsa. Zdaniem Hąci gdy wilki tylko wędrowały przez nasz region to było pół biedy, ale teraz tutaj się wprowadziły.
Sabina Pierużek-Nowak, szefowa Stowarzyszenia Wilk słysząc glosy o potrzebie regulowania populacji wilków się tylko uśmiecha. - Połowa Polski żyje z tym drapieżnikiem od zawsze i nie ma dramatu, nie ma głosów o konieczności redukcji populacji wilków - tłumaczy.
- Tymczasem Polska Zachodnia ma lepsze warunki na przyjęcie tych drapieżników, większą tzw. pojemność. We wschodniej części kraju mamy 22 tys. siedlisk, a 39 tys. w zachodniej. Wracamy po prostu do normalności i wszystkie zwierzęta mają prawo do swojej części natury. A tak na marginesie. Pomyślcie, że w Karpatach mamy jeszcze niedźwiedzie i rysie...
Sabina Pierużek-Nowak prowadziła badania lubuskich wilków i stąd dość dużo o nich wiemy. Te na pograniczu lubusko-dolnośląskim to głównie zwierzęta pochodzące z Niemiec, z okolic Drezna, te w Puszczy Noteckiej przywędrowały z Polski północno-wschodniej. Są jednak już pary mieszane. Natomiast nie docierają tutaj zwierzęta z Karpat. Z jednej strony mają więcej stworzonych przez człowieka barier do pokonania, z drugiej te wilki trzymają się raczej terenów górskich.
- Śledzimy historię poszczególnych watah i naprawdę nie mówimy tutaj o jakiejś introdukcji wilków, nikt ich nie wypuszcza - dodaje Pierużek - Nowak. - One migrują i to swoimi tradycyjnymi szlakami.
Powodów do jakichś zdecydowanej kroków w sprawie wilków nie widzi także wojewódzki konserwator przyrody Wincenty Piworun
- Nie możemy mówić nawet o podobieństwie do historii bobrów - tłumaczy. - Wilk to rzeczywiście bardzo dynamiczne zwierzęta, zwłaszcza te w Borach Dolnośląskich, ale nie mamy jeszcze takiej populacji, którą musielibyśmy się trapić, a za sprawą największego w kraju zalesienia i dużych, zwartych kompleksów leśnych mamy bardzo dużą tzw. pojemność środowiska.
Ja jeszcze problemów nie widzę, a gdy zdarzają się ataki na daniele, czy owce wypłacane są odszkodowania. Podobnie jak za szkody wyrządzone przez inne zwierzęta. Ale żeby sięgać po broń... Na to jest stanowczo zbyt wcześnie.
Czy wilk może stanowić zagrożenie dla ludzi, chociażby grzybiarzy, którzy zbierają podgrzybki i prawdziwki w Puszczy Noteckiej? Obrońcy tych zwierząt uspokajają, że od 50 lat w Europie odnotowano żadnego ataku wilka na człowieka. Na dodatek żyją obok nas i ilu ludzi je spotkało? Dlaczego nas unikają? Ze strachu? Też. Ale przede wszystkim dlatego, że wilkom przeszkadza nasz zapach. Według ich kryteriów potwornie... śmierdzimy.
A tak na marginesie. Kilka lat temu Polski Związek Łowiecki wystosował do ministra środowiska prośbę o zgodę na umożliwienie corocznych odstrzałów 60 wilków pomiędzy 1 września a 31 marca. Wniosek swój uzasadniają tym, że...w Grecji i Finlandii się poluje. Myśliwych poparli też bieszczadzcy hodowcy owiec i tamtejsze samorządy. Liczebność wilków w Polsce szacowana jest na około 700 osobników.
Tymczasem myśliwi mówią o dwukrotnie większej populacji. Odstrzał 60 wilków oznaczałby odstrzał ponad 10 proc. populacji. Skutki polowań mogą być jednak gorsze - grożą rozbiciem watah, a to w konsekwencji śmiercią wilczych szczeniąt. Co więcej rozbicie watah może spowodować częstsze przypadki ataków na stada hodowlane - rozbitym watahom trudniej jest polować na dziką zwierzynę... I jeszcze jedno. Wilki są gatunkiem priorytetowym, chronionym prawem unijnym
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?