Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziś zmarła zielonogórska artystka Agata Buchalik-Drzyzga

Eugeniusz Kurzawa
Zmarła Agata Buchalik-Drzyzga.
Zmarła Agata Buchalik-Drzyzga. sxc.hu
Agata Buchalik-Drzyzga, pełna wigoru i życia - nie żyje. Aż trudno uwierzyć. Była zawsze aktywna. Pracowała jako wykładowca w Liceum Plastycznym, była dyrektorką Biura Wystaw Artystycznych, pierwszą prezeską klubu charytatywnego Kiwanis. I artystką!

Niecały rok temu na łamach "GL" publikowaliśmy Alfabet Agaty. W tym okresie, świętowała 45-lecie swojej twórczości. W bibliotece Norwida zawisła ekspozycja jej dzieł. Wciąż tworzyła, ale i pisała. Dziennik.

Przypomnijmy niektóre hasła z alfabetu Agaty Buchalik-Drzyzgi.

A - artysta. Od dziecka chciałam być... chirurgiem, nie artystką. Miałam to "coś" w paluszkach, którymi potrafiłam robić cuda. Niczym chirurg. Lecz miałam w szkole w Siemianowicach Śląskich nauczyciela rysunku - po latach można powiedzieć, że na szczęście - który przyszedł namawiać rodziców, żeby mnie wysłali do Liceum Plastycznego w Bielsku-Białej. Jak ja nie chciałam tam iść! Tydzień płakałam. Ale cóż, stało się...

B - ból. Od paru lat zmagam się z paskudną chorobą znaną pod skrótem RZS. Są w niej okresy bardzo bolesne, są też lepsze, które staram się wykorzystać na twórczość. I walczę, cały czas walczę z bólem...

C - cel. Przez całe życie twórcze moim celem były... wystawy. Czasem swe prace wystawiałam co dwa lata, teraz wytrzymuję nawet pięć lat bez wystawy. Ostatnio miałam w bibliotece Norwida ekspozycję z okazji 45-lecia twórczości. To była moja 45 wystawa. Prace prezentowałam m.in. w Kopenhadze, Gorzowie, oczywiście Zielonej Górze, Achim (Niemcy), Wrocławiu, ale im jestem starsza, tym bardziej do prezentacji dzieł pociągają mnie "bliskie okolice".

D - Drzyzga Piotr. Mój zmarły 21 lat temu mąż. Poznaliśmy się na studiach we Wrocławiu, choć oboje byliśmy z Górnego Śląska. Zostaliśmy małżeństwem studenckim. Trafiliśmy do Zielonej Góry, gdyż Piotr miał tutaj stypendium fundowane w oświacie. Ale szybko przeszedł na WSInż. Wciąż żałuję, że mąż nie doczekał naszych uroczych wnuków.

H - historia. Zawsze mnie interesowała. Ostatnio wpadłam w sidła II wojny światowej. Przeczytałam też "Historię Zielonej Góry". Nie przypuszczałam, że takie małe ongiś miasteczko ma tak barwną, momentami nieprawdopodobną historię! Dzięki temu jeszcze bardziej polubiłam to nasze miasto.

I - igła. To ważne narzędzie z dwóch powodów, artystycznego i życiowego. Wymyśliłam nową technikę tkacką nakładania nitki na tkaninę. I tu igła jest niezbędna. Ale potrzebna jest też, gdy muszę wziąć zastrzyk z powodu bólu nasilającego się w mojej chorobie. Często bez serii zastrzyków się nie obejdzie. Stosuję też akupunkturę.

J - jestem! Zawsze usiłowałam zrobić więcej, niż mogłam. Takie było całe moje życie. Odkrywałam wciąż "nowe lądy" artystyczne. Wchodziłam w nowe techniki plastyczne. Realizowałam się praktycznie we wszystkich: w malarstwie i to w akwareli, gwaszu, oleju, akrylu, w grafice klasycznej, akwaforcie, akwatincie, drzeworycie, tkaninie, papierze. Ostatnio stosuję nową technikę - folareks, do tworzenia ekslibrisów.

K - kultura. Z jednej strony kultura przez wielkie "K", która nas wzbogaca wewnętrznie, z drugiej kultura bycia. Kultura na co dzień. Tę wyniosłam z domu babci. Zawsze mi przypominała: - Agatko, uśmiechaj się! Ludzie wolą osoby uśmiechnięte, sympatyczne. Wobec tego starałam się. Dlatego dzisiejsza młodzież czasem mnie szokuje. Niedawno przez otwarte okna mojej pracowni, która mieści się na deptaku usłyszałam takie wyznanie: - No przecież kurwa mówiłem ci, że cię kocham.

Ł - łatwość. Powinnam dziękować niebiosom i rodzicom za ten dar. Za łatwość, z jaką w życiu przychodzi mi realizacja zamierzeń artystycznych. Właściwie każdy pomysł mi się udaje. Aż mnie to peszy.

M - miniatura. Kiedy w 2007 r. z powodu choroby wysiadła mi prawa ręka i nie mogłam tworzyć, bo pędzel po prostu z niej wypadał, mimo wszystko zaczęłam tą ręką malować. Chociażby obrazy - minaturki. I wychodziły! To dało mi napęd do życia, bo już myślałam, że koniec z tworzeniem. Potem ręka doszła do siebie, a miniatury pozostały. Sprzedaję ich mało, bo większość traktuję jako prezenty dla przyjaciół.

N- nieobecność. Nieobecni nie mają racji bytu. Trzymam się tej zasady i dlatego staram się być na wystawach, uczestniczyć w różnych zdarzeniach kulturalnych, społecznych. Istnieć. To też mądrość babci, że nieprawdziwe jest powiedzenie: "siedź w kącie, a znajdą cię".

O - optymistka. Jestem optymistką. Może to zresztą genetyczne? Bo to siedzi we mnie. Prę do przodu, nie oglądam się na kłopoty. Nie płaczę z powodu choroby, tylko "wyciągam" z niej co się da. Jak w przykładzie z miniaturami.

W - wolny zawód. Całe życie chciałam być wolnym człowiekiem i to mi się udało. Tylko dwukrotnie i to na krótko dałam się związać etatami. Raz na cztery lata z BWA, potem dwa lata pracowałam na uczelni. Wolność to jest coś!

W - wnuki. Są cudowne. Dwa wspaniałe chłopaki i dziewczyna. Podoba mi się, że interesują się sztuką, dużo czytają, przychodzą do mnie na rozmowy. Moj syn, Jacek, ma Laurę, która uważa się za poliglotkę, zaś córka Kasia ma Piotra (15 lat) i Wojtka (11 lat).

Z - zapiski. Od 21 lat, od śmierci mojego męża, prowadzę codzienne zapiski. Kupuję duży kalendarz i każdy dzień dokładnie odnotowuję. Zdarzenia, ludzi, spotkania, o, nasze dzisiejsze też już odnotowałam. Czasem na marginesach coś narysuję. Gdyby to wszystko wydać drukiem to w Zielonej Górze nie obyłoby się bez skandalu.

Ż -życie. Udane.

Żegnaj Agato!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska