Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Boisko "Pod Hubą". Niczym na Śląskim w Chorzowie (wideo, zdjęcia)

Paweł Wańczko 68 324 88 25 [email protected]
W jubileuszowym turnieju wspomnień "Piłka nożna na naszym osiedlu” było dokładnie, jak za dawnych lat. Ofiarnie i z wielkim poświęceniem.
W jubileuszowym turnieju wspomnień "Piłka nożna na naszym osiedlu” było dokładnie, jak za dawnych lat. Ofiarnie i z wielkim poświęceniem. Tomasz Gawałkiewicz
Na boisku ,,Pod Hubą" była walka i mecze, ale nie tylko. Tam spotykali się mali przyjaciele, zawiązywały nowe znajomości. Nie były powierzchowne, bo przetrwały do dziś. Po 30 latach gwizdek znów rozległ się miedzy blokami.
Turniej wspomnień "Piłka Nożna na Naszym Osiedlu".Turniej wspomnień "Piłka Nożna na Naszym Osiedlu". Po 30 latach spotkali się na osiedlowym boisku przy ulicy Zawadzkiego uczestnicy tamtych rozgrywek. Pomysł zainterosowania piłką nożną młodych mieszkańców bloków powstał w klubie "Pod Hubą".

Turniej wspomnień "Piłka Nożna na Naszym Osiedlu"

Było jak za dawnych lat. Stare drużyny, znajomi, radiola, kapsle, pełne trybuny. Boisko na zielonogórskim Osiedlu Piastowskim przeżyło renesans. Klimat lat 80. zawitał na nowo na słynny asfalt przy Zawadzkiego, gdzie 30 lat temu zainaugurowano legendarne rozgrywki pod hasłem: "Piłka nożna na naszym osiedlu". Swoją zasługę w tym mają przede wszystkim Piotr Marszałek "Mały" i Grzegorz Kmiecik "Gienek", którzy postanowili odświeżyć wspomnienia i zorganizowali turniej "Pod Hubą".

Swoje dołożyli Paweł Jakubowski "Partyzant", Grzegorz Lipiec "Lipa", Krzysiu Salwerowicz "Kiniu", a także koledzy z osiedla, którzy pomalowali boisko. Co ważne, całą imprezę udało się zorganizować praktycznie bez udziału sponsorów i wsparcia jakichkolwiek instytucji! Chłopaki zadbały tylko o odpowiednią promocję w internecie i lokalnych przekaźnikach.

Odzew był ogromny. Na asfalcie pojawili się nawet ci, którzy w Zielonej Górze dawno już nie mieszkają. Jednym z nich był Sławek Mirski "Mirek", który specjalnie na turniej przyjechał z Wrocławia. - Nie mogło mnie tutaj zabraknąć. Chciałem nie tylko pograć w piłkę, ale i zobaczyć twarze starych znajomych. Niektórzy tak się pozmieniali, że musieli mi się przypominać - mówił "Mirek".

- Spotkałem tu kumpli z boiska, z którymi nie widziałem się od wielu lat. Niektórzy posiwieli, przytyli albo po prostu założyli za ciasne koszulki - dodał z uśmiechem Piotr Kamiński "Piciu".

Na placu pojawili się również pierwsi "sprawcy" turnieju: Krzysztof Dzieńdziura, ówczesny kierownik osiedlowego klubu "Pod Hubą", który w 1983 r. zorganizował turniej, kontynuowany później przez ponad 10 lat, a także Ewa Majcherek i Ewa Sapeńko.

- Zaraz po studiach zostałem kierownikiem osiedlowego klubu. Nie były to łatwe czasy. Mieszkało tu dużo młodzieży i aż szkoda było patrzeć, jak nikt się nimi nie zajmował. Dlatego wspólnie z pracownikami klubu uznaliśmy, że najlepszą formą będzie stworzenie czegoś, w czym wszyscy się odnajdą. A piłka nożna to idealna dyscyplina, by zjednoczyć ludzi. Efekt?

Przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Inicjatywa się przyjęła. Turniej był nie tylko miejscem rywalizacji, ale i nawiązywania przyjaźni. Jak się popatrzy dziś na tych ludzi z tamtych lat, to aż serce rośnie. Na tym boisku wychowali się wspaniali sportowcy, dziennikarze, filmowcy, aktorzy - wyliczył Dzieńdziura.

Do owych wychowanków turnieju należą z pewnością była gwiazda Zastalu Zielona Góra Paweł Szcześniak oraz kapitan Stelmetu Falubazu Zielona Góra Piotr Protasiewicz, których oczywiście nie mogło zabraknąć w sobotę na osiedlowym boisku.

- Fajnie po tylu latach się spotkać i powspominać stare czasy. W pamięci utkwiło mi szczególnie to, jak jednego roku miałem być królem strzelców, ale do szczęścia zabrakło zaledwie jednej bramki - wspomina dziś z uśmiechem na twarzy Szcześniak.

- Mam przeogromny sentyment do tego miejsca. Cieszę się, że koledzy zebrali się i zorganizowali tę imprezę. Tak patrzę po twarzach i mimo że lat już trochę przybyło, wszystkich poznaję - mówił Protasiewicz.

Co kapitan Stelmetu Falubazu wspomina najbardziej z tamtych czasów. - Oczywiście to, że na tym boisku odniosłem pierwszą w życiu kontuzję. Złamałem śródstopie. Pamiętam nerwy taty, bo już wtedy zacząłem jeździć w szkółce żużlowej. A ja w tamtym czasie praktycznie nie schodziłem z tego asfaltu. Kończyłem lekcje, wpadałem na boisko, z boiska leciałem do domu, a potem z powrotem na boisko - wspomina "PePe".

- Na tym asfalcie spędziliśmy praktycznie naszą młodość. W tamtych czasach był on dla nas niczym Stadion Śląski w Chorzowie - podkreśla Grzegorz Kotowski "Burek". - Zawsze wesoło wspominam momenty, gdy po deszczu robiła się potężna kałuża. Niektórym to kompletnie nie przeszkadzało i czuli się jak ryby w wodzie.

(fot. Tomasz Gawałkiewicz)

Czym byłby ten turniej bez sędziego? W sobotę oczywiście nie mogło zabraknąć Andrzeja Flügela, który przez wiele lat nie tylko sędziował osiedlowe rozgrywki, ale jak wspominają dziś chłopaki z boiska, był ich wychowawcą i wzorem do naśladowania. W sobotę "mistrz gwizdka" postarał się o odpowiedni strój, przypominający ten sprzed ponad 20 lat.

Były klapki, krótkie spodenki i koszulka, z której wystawały stare, mocno wytarte już kartki, służące do karania nadgorliwych zawodników. Tym razem jednak sędzia, ani razu nie pokazał palcami słynnego gestu V, który kiedyś na boisku zawsze oznaczał dwie minuty kary dla zawodnika. Niektórzy czuli się tym faktem nawet zawiedzeni.

W sobotę wszyscy pokazali ambicję i wolę walki jak za dawnych lat. Grali z uśmiechem na twarzy, ale nikt nie zamierzał odpuszczać. Był pot, była krew. A na widowni pojawiła się nawet na chwilę meksykańska fala. Trybuny i okolice boiska przez kilka godzin tętniły życiem. Mieszkańcy okolicznych bloków mieli okazję, aby w miłej atmosferze spędzić czas na swoim podwórku.

Ale nie tylko mecze piłki nożnej były atrakcją tego popołudnia. Organizatorzy zadbali również o atrakcje dla najmłodszych, których rozbawiała ekipa z fundacji "Dr Clown". Na tzw. basenikach obok boiska, dorośli pokazywali swoim pociechom, jak kiedyś grało się w kapsle. A na zgłodniałych czekała pachnąca kiełbaska z grilla.

Prawdziwie swojski klimat stworzyła Radiola, umilając czas nie tylko świetną konferansjerką, ale także muzycznymi hitami disco z lat 80. W niejednym oku łezka się zakręciła.

Zmagania na boisku dostarczały wielu emocji. A w szczególności mecz finałowy. Kiedy już wszyscy wyczekiwali rzutów karnych drużyna Fritos Banditos strzeliła bramkę ekipie Korpusu Podziemno-Lotniczego. Gdy ci drudzy postawili już wszystko na jedną kartę i desperackimi atakami próbowali doprowadzić do wyrównania, wtedy Paweł Szcześniak pogrążył rywali podwyższając rezultat na 2:0. Radość zwycięzców i rozpacz przegranych były autentyczne i szczere. Potem jednak wszyscy, również szczerze i z uśmiechem na twarzy, podziękowali sobie za grę. Tradycyjnie "światło na boisku zgasił" Grzesiu Lipiec, który jak za dawnych lat odniósł siatki.

Ostatnim punktem programu był wieczór intergracyjno-wspomnieniowy w kultowym miejscu, gdzie kiedyś znajdował się sklep nabiałowy, przy Cyryla i Metodego 3. Tam na specjalne życzenie chłopaków Andrzej Flügel wykonał słynną jaskółkę...
Do zobaczenia za rok!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska