Najpierw lekarz rodzinny podejrzewał, że pan Artur ma coś z nerkami. Ale zaniepokoiły go spuchnięte nogi mężczyzny. Dlatego skierował 38-latka na kardiologię do gorzowskiego szpitala. Pan Artur był tam od 15 do 24 kwietnia. Został gruntownie przebadany. Okazało się, że ma problem z zastawką serca. - Dowiedział się, że w ciągu trzech miesięcy ma sobie załatwić operację. Inaczej umrze - relacjonuje Stanisława Kłucińska, matka chorego i czyta nam to, co syn ma w dokumentacji ze szpitala. Na kartce od lekarza jest m.in. zalecenie konsultacji kardiochirurgicznej celem kwalifikacji do zabiegu. Do tego numer telefonu do sekretariatu szpitala w Szczecinie, bo powiedziano panu Arturowi, że najlepiej gdyby tam załatwił sobie operację. I tyle!
Pan Artur bez protestu wrócił ze szpitala do domu i nawet nie powiedział rodzinie, jak fatalnie się czuje. Jednak kiedy bliscy przyjechali do mężczyzny, od razu się zorientowali, że coś jest nie tak. - Zabraliśmy go z Gorzowa do nas, do Torzymia i poszliśmy do mojej lekarki rodzinnej. Poradziła, żeby jechać do Nowej Soli - mówi pani Stanisława. Rodzina z miejsca pojechała.
Więcej o tej sprawie przeczytasz w środę (15 maja) w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?