Znaczna część pracowników dawnych zakładów mięsnych w Przylepie o emeryturze jeszcze nie myśli. Ci, którzy już pomyśleli wpadają najpierw w panikę, a później we wściekłość. Nie są w stanie udowodnić ZUS-owi, że w tym zakładzie pracowali i nieźle zarabiali.
- Pukałam już do wszystkich drzwi - opowiada nasza Czytelniczka. - W Przylepie moja pensja była stosunkowo dobra i chciałam wykorzystać te lata, aby moja głodowa emerytura była mniej głodowa. Jednak to jakieś szaleństwo, nikt nie panuje nad tymi dokumentami.
"Te dokumenty" to kupa papierów, teczek, zgromadzonych w jednej z hal dawnych zakładów.
W przypadku Przylepu akta zostały sprzedane osobie prywatnej wraz z budynkiem. W sumie 25 tys. dokumentów - teczek, legitymacji, zaświadczeń. Właściciel obiektu, który od syndyka masy upadłościowej wziął 350 tys. zł za przechowanie i zabezpieczenie akt zniknął... Później po wielu perypetiach mężczyznę złapano, ale dokumenty jak leżały, tak leżą.
Nasza Czytelniczka była w ZUS-ie, prokuraturze, archiwum...
Czy ludziom można pomóc? Przeczytasz o tym we wtorek, 2 kwietnia, w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?