Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogorzelcom bez adresu nikt nie chce pomóc

Eugeniusz Kurzawa 68 324 88 18 [email protected]
Rodzina Brożków straciła w pożarze cały dobytek z wyjątkiem mebli, które były gdzie indziej. Ale nie prosi o rzeczy, sprzęty, bo nawet nie ma gdzie ich złożyć. Cała czwórka ciśnie się w mieszkaniu dziadków. Chce jednak odzyskać tożsamość!
Rodzina Brożków straciła w pożarze cały dobytek z wyjątkiem mebli, które były gdzie indziej. Ale nie prosi o rzeczy, sprzęty, bo nawet nie ma gdzie ich złożyć. Cała czwórka ciśnie się w mieszkaniu dziadków. Chce jednak odzyskać tożsamość! Mariusz Kapała
Dramat rodziny. Spalił się dom. Matka ma poparzenia trzeciego stopnia. Ale nikt nie chce im pomóc, bo nie mają... meldunku. Do czerwca byli mieszkańcami Zielonej Góry. Teraz są nikim! Kto im pomoże? Wójt, prezydent?

Dramat rodziny. Spalił się dom. Matka ma poparzenia trzeciego stopnia. Ale nikt nie chce im pomóc, bo nie mają... meldunku. Do czerwca byli mieszkańcami Zielonej Góry. Teraz są nikim! Kto im pomoże? Wójt, prezydent?

Jolanta Brożek już nie miała świadomości, że pali się jej tymczasowy dom. Gdy zasnęła, pojawił się czad, potem wybuchł ogień. - Mamę uratował sąsiad Władysław Witkowski, który o 1.15, mimo zimy, tylko w skarpetkach i koszuli przybiegł i wyciągnął ją z płonącego domku - opowiada 17-letni syn Łukasz.

Było to 13 grudnia w Przytoku. W zeszłym roku Brożkowie kupili tam działkę i zaczęli się budować. Spali w tzw. domku holenderskim (przyczepie stacjonarnej), nawet gdy nadeszła zima. Ktoś zawsze palił w piecu, pilnował dobytku. W feralnym dniu była tylko pani Jolanta, dzieci zostały u babci w Zielonej Górze.

Z domku wartego 30 tys. zł, który miał być później sprzedany, żeby było za co skończyć inwestycję, został popiół...

Przez następne trzy tygodnie pani Jolanta leżała w śpiączce. Oparzenie dróg oddechowych, zatrucie tlenkiem węgla, oparzenia drugiego i trzeciego stopnia skóry brzucha i lewego uda - czytamy w dokumencie ze szpitala. Konieczne były przeszczepy. Niedawno kobieta opuściła lecznicę. Rehabilituje się.

- Jesteśmy bezdomni... - szepce pani Jolanta. Uszkodzone w wyniku pożaru struny głosowe nie pozwalają mówić. Wraz z dziećmi przebywa w mieszkaniu swojej mamy w Zielonej Górze. Nie ma nic. Ani odzieży, ani własnych przedmiotów. - Nawet spinki do włosów - dodaje jej matka, pani Krystyna. To paradoks, bo pani Jolanta jest fryzjerką. Mimo trudności z głosem, wspólnie z synami, 23-letnim Tomaszem i Łukaszem oraz najmłodszą, tulącą się do mamy, zapłakaną ośmioletnią Olą, układają opowieść o dramacie.

23 czerwca 2012 sprzedali mieszkanie w Zielonej Górze; musieli się wymeldować. - Za te pieniądze kupiliśmy działkę w Przytoku, domek typu holenderskiego i 11 lipca zaczęliśmy budowę - wspomina Tomasz. On sam, tylko z pomocą pracownika, wylewał betonowe ławy pod fundament domu, który miał być ich rodzinnym azylem.

Co spowodowało pożar? Nie wiadomo, jest lakoniczna notatka straży pożarnej. - Prawdopodobnie coś się przegrzało w piecu - dodaje Łukasz. To już nieistotne. Ważne jest coś innego.

- W czasie budowy urząd gminy w Zaborze nie chciał nas zameldować w Przytoku, bo domek holenderski "nie był związany z fundamentami" - wyjaśnia Tomasz. - Choć z drugiej strony "nachodziła" nas opieka społeczna z pytaniem, czy nie marzniemy, bo ktoś tak powiedział w OPS. Ale gdy po pożarze poszliśmy z bratem prosić o tę pomoc, nagle okazało się, że to problem, bo nie jesteśmy mieszkańcami gminy i nie byliśmy zameldowani.

- Nie mamy możliwości wsparcia, bo oni są przypisani miejscowo do Zielonej Góry, tam byli ostatnio zameldowani - tłumaczy Jolanta Salewicz-Woźniak, kierowniczka OPS-u w Zaborze. - Ale dałam im namiary na MOPS, ośrodek pomocy w Zielonej Górze.

- Meldunek nie decyduje, ważne, z jaką miejscowością dana osoba wiąże swój los - uważa Beata Dębowska z MOPS-u. - Ale przede wszystkim musimy "ustalić właściwość", gdzie są przypisani. Najlepiej, gdyby się zgłosili w poniedziałek między 7.30 a 10.30.

Torebka pani Jolanty, gdzie były dokumenty, w tym dowód osobisty, spłonęła. Spaliła się dokumentacja budowlana powstającego domu i akty notarialne. I 22 tys. zł w gotówce. Dla urzędów Brożkowie nie istnieją. Bo nie są zameldowani.

- Szkoda, że nie przyszli bezpośrednio do mnie, gdy zaczęli się budować, załatwilibyśmy meldunek w pięć minut - stwierdza wójt Andrzej Bukowiecki. - Teraz jest rzeczywiście problem, bo jako urzędnik nie mogę łamać prawa.

Jak zatem można Brożków "przywrócić do istnienia"? Jak pomóc poparzonej kobiecie w kosztownej rehabilitacji? Jak wrócić na budowę w Przytoku, gdy oszczędności i dobytek zostały spopielone? Zadzwoniliśmy do Janusza Kubickiego, prezydenta Zielonej Góry. - Jak najbardziej jestem za tym, żeby pomóc rodzinie - zapewnił.

Wczoraj synowie pani Jolanty poszli do MOPS-u. Usłyszeli, że dziś o 11.00 będzie u nich pracownik socjalny. - Miła pani powiedziała też, że mamy pisać podanie o przydział mieszkania socjalnego - informuje Łukasz. I dodaje, że nikt nie pytał o meldunek, dowód. Czyżby coś drgnęło?

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska