Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wychowywanie czworaczków? To taka mała fabryka życia

Tomasz Rusek 95 722 57 72 [email protected]
- Dwoje rodziców za nic nie da rady samodzielnie ogarnąć takiej gromadki - śmieje się tata dziewczynek Radosław Bełza. Jednak każda z nich otrzyma porcję ojcowskiej miłości.
- Dwoje rodziców za nic nie da rady samodzielnie ogarnąć takiej gromadki - śmieje się tata dziewczynek Radosław Bełza. Jednak każda z nich otrzyma porcję ojcowskiej miłości. Tomasz Rusek
- Jest naprawdę ciężko. Ciężej, niż zakładaliśmy. Ale radość też jest poczwórna - mówią szczerze rodzice pierwszych lubuskich czworaczków. Antosia, Tatiana, Amelka i Maja są w już w domu! Wpadliśmy z odwiedzinami.

SPRAWDŹ, CO U NICH

SPRAWDŹ, CO U NICH

Gorzowskie czworaczki mają swój profil na Facebooku. Znajdziecie ich, wpisując w wyszukiwarkę ,,czworaczki gorzów''. A tam masa zdjęć, informacji, relacja z pierwszych miesięcy życia dziewczynek.

Zaproszenie do rodziny Bełzów mieliśmy jeszcze przed świętami. Jednak niemal na kilka godzin przed spotkaniem Tatianka dostała zapalenia płuc i trafiła do szpitala. Dwa dni później... na oddziale leżały już jej trzy pozostałe siostry. Ale nowy rok maluchy zaczęły już zdrowe. I wreszcie mogliśmy odwiedzić rodzinę w ich mieszkaniu przy ul. Walczaka.

Tak naprawdę to miejsce to mała fabryka. Nic nie dzieje się przypadkowo, wszystko jest zorganizowane i działa według godzinowego planu obowiązującego całą dobę. Ale i plan na niewiele by się zdał, gdyby nie gigantyczna pomoc rodziny i dobrych ludzi. Dwoje rodziców za nic nie da samodzielnie ogarnąć takiej gromadki - śmieje się tata dziewczynek Radosław Bełza. A Barbara Bełza dodaje, że pracy jest tyle, że... noc myli się im czasami z dniem. - Poznajmy ją głównie po tym, że nie wychodzimy wtedy na spacer i że nie robimy prania - mówi tuląc Tatianę. Jak więc wygląda wychowywanie czworaczków?

Pobudka u Bełzów jest około 6.00 lub przed 7.00 - pora zależy od dziewczynek i ich snu. Potem czas na przebieranie i karmienie. Z jednym dzieckiem to kwadrans. Z czwórką: od godziny do 1 godz. i 45 minut - zależy w jakich są humorach (w tym czasie, około 8.00 przychodzi do pomocy jednaz babć). - Kiedyś karmiliśmy od najgłośniejszej, bo zakładaliśmy, że jest najbardziej głodna. Teraz mamy opracowany system karmienia czterech córek na raz - zdradza dumnym tonem pan Radosław. A dumny jest, bo system podtrzymywania butli wymyśliła żona.

Po karmieniu i trochę w trakcie rodzice mają 10 minut dla siebie na poranną toaletę i śniadanie. Zaraz po odstawieniu butli (jest przed 9.00) nadchodzi czas na pierwsze z dwóch codziennych prań. Trzeba też umyć butelki. I - jak jest ładnie - gromadka wychodzi na spacer.

Przeczytanie ,,gromadka wychodzi na spacer'' zajmuje dwie sekundy. Gorzej z samym wyjściem. Bo to autentycznie jest codzienne przedsięwzięcie logistyczne. Wózki (dwa podwójne) są w piwnicy, gdzie wpsólnota mieszkaniowa urządziła Bełzom magazynek. Ktoś musi jednak zejść po wózki, koś musi ubrać maluchy, ktoś musi je znieść, ktoś musi być przy pierwszych, gdy ktoś inny idzie po drugą parę. Tutaj Bełzom pomagają sąsiedzi (dzwonią po kolei do tych zaprzyjaźnionych i pytają, kto może pomóc) i babcia mająca aktualnie dyżur przy wnuczkach. Jednak gdy po kilkudziesięciu minutach są już na dworze, to... przychodzi czas na koleje karmienie. Czyli trzeba wracać. A powrót to taka sama logistyka jak wyjście. Gdy już małe zostaną przebrane, przewinięte i ułożone koło siebie przychodzi czas na posiłek.

Babcie zmieniają się około 15.00.
Popołudnia są utrzymane w podobnym rytmie: drugie pranie, obiad rodzice jedzą w biegu, późnym popołudniem któreś jedzie po zakupy. I w końcu jest wieczór. - Około 21.00 po taśmowym kąpaniu i karmieniu, zaczynają ze sobą rozmawiać. Tak to nazywamy. Nawijają, aż miło - śmieje się tata czworaczków. Mniej więcej o tej porze rodzice wsuwają, bo inaczej się tego określić nie da, kolację.

I czekają na... ostatnią kolację dzieciaków. Maluchy jedzą w okolicy 22.00. Wtedy dopiero można pomyśleć o usypianiu ich i przymknięciu własnych oczu. Ale... nie na długo, bo nocami małe ani myślą grzecznie spać. - Do tego, gdy Antosia się przebudzi i zapłacze, budzi wszystkie młodsze siostry. Dlatego zdarza się, że Tosia śpi oddzielnie - mówi mama dziewczynek.

Po kilku miesiącach (pierwsze lubuskie czworaczki przyszły na świat na początku października w Poznaniu) widać już jakie mają charaktery. Antosia to Szefowa. Jest najgłośniejsza, najodważniejsza, największa. Lubi przerwy w spaniu. Np. zdarzyło się jej nie zmrużyć oka niemal przez całą noc...

Tatiana, czyli panna Cicha, jest najspokojniejsza. Rodzice śmieją się, że lubi zawiesić się na kilka chwil i z zaciekawieniem obserwować to, co dookoła. Amelka z kolei to mała Cwaniarka. Miewa kolki, owszem, ale szybko odkryła, że odpowiednie używanie płaczu pomaga jej błyskawicznie... znaleźć się w objęciach rodziców lub dziadków. No i Maja, czyli Ogryzek. Najmniejsza, drobniutka, cichutka, najlepiej rozumie się z Amelką i ich rytm dnia jest bardzo podobny. - A mnie zdarza się je pomylić - przyznaje R. Bełza.
Żeby więc pomyłek było jak najmniej, dziewczynki mają podpisane butle, a na własnoręcznie zrobionych bucikach - podarowanych - są wyszyte pierwsze litery ich imion.
Podarowanych jest wiele innych rzeczy. Bo - i rodzice czworaczków tego nie ukrywają - bez pomocy bliskich, rodziny, wspólnoty mieszkaniowej, sąsiadów, a nawet obcych ludzi, najlepsza organizacja na wiele by się nie zdała. Podarowane mają więc wózki, pomieszczenie, w którym stoją, gigantyczny zapas pieluch, foteliki samochodowe, a nawet... w pewnym sensie sam samochód. - Anonimowy sponsor dał go nam w użytkowanie ,,ile będzie trzeba''. To siedmiomiejscowy wóz, idealny dla takiej rodziny jak nasza. Nie wyobrażam sobie jazdy na badania do Poznania zwykłą osobówką, bo po prostu byśmy się nie zabrali - wyjaśnia głowa rodziny. Czekają jeszcze na najważniejsze: zakończeniowe rozmów z władzami miasta o nowym, większym mieszkaniu.

Rozmawiamy, dzieci płaczą jedno przez drugie, Tatianie się ulewa, Antosia nie chce opuścić taty ramion, Amelka kwili, ale na ręce chwilowo nie ma jej kto wziąć. Zmęczenie rodziców widać gołym okiem. Ale uśmiech nie schodzi im z twarzy.

- Jest ciężej, niż zakładaliśmy. Ale radość naprawdę mnoży się razy cztery - mówią zgodnie gorzowianie.

Opowiadają, że w sylwestrową noc bliscy zrobili im niespodziankę i zaopiekowali się całą czwórką, a oni mieli czas tylko dla siebie. Akurat w Sylwestra!
- Zaszaleliście? - pytam.
- Nie. Wreszcie się wyspaliśmy! - wybuchają śmiechem.

:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska