Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żyrafy z lisami budują Amerikę

Beata Bielecka 95 758 07 61 [email protected]
- Nowa Amerika to przestrzeń do myślenia, marzeń i odkryć - mówią jej mieszkańcy. Na moście w Gubinie sfotografowali się m.in. Michael Kurzwelly (pierwszy z prawej) i Andrzej Łazowski (z flagą nowego kraju na głowie).
- Nowa Amerika to przestrzeń do myślenia, marzeń i odkryć - mówią jej mieszkańcy. Na moście w Gubinie sfotografowali się m.in. Michael Kurzwelly (pierwszy z prawej) i Andrzej Łazowski (z flagą nowego kraju na głowie). Archiwum Nowej Ameriki
Powstała podczas zakonspirowanego spotkania. Lisów i żyraf. W Szczecinie. Ale początek wzięła od Słubfurtu. Ma już flagę, hymn i własny dialekt. - Guten dzień - pozdrawiają się jej mieszkańcy. I tworzą nową mentalność na starym pograniczu.

O sensie budowania Nowej Ameriki opowiada bajka. Napisali ją studenci Michaela Kurzwellego, niemieckiego artysty, twórcy Słubfurtu, który wykłada na frankfurckiej Viadrinie. Powstała podczas seminarium na temat tożsamości w polsko-niemieckiej przestrzeni. Jej akcja dzieje się w Frabicach nad Redo, mieście zamieszkałym przez polskie żyrafy i niemieckie lisy. Pomimo bliskiego sąsiedztwa zwierzęta żyją osobno. Wspólną mają tylko szkołę, do której zaczął właśnie chodzić mały Paul, którego matka jest żyrafą, a ojciec lisem. Czuje się tam jednak obco. Bo jest mieszańcem. Tak jak studenci Michaela, którzy wymyślili tę bajkę. - Mają korzenie tureckie, ale urodzili się w Berlinie, inni żyją tutaj, ale pochodzą z Afganistanu, Indii czy Korei. Nowa Amerika otwiera im pole do działania, bo jest między innymi dla tych, którzy czują się "pomiędzy" - mówi.

Na początku był Słubfurt

Michael zna to uczucie. Gdy w 1990 roku zamieszkał we Frankfurcie, on Niemiec z Zachodu, czyli Wessi, był traktowany przez Ossi jak obcy. W Słubicach też nie był swój, chociaż mówi świetnie po polsku, bo osiem lat mieszkał w Poznaniu. Wtedy wymyślił Słubfurt, swoją własną przestrzeń. Dzięki projektom, które realizował w Słubie i Furcie (poprzez sztukę i zabawę zbliżał do siebie mieszkańców podzielonych Odrą dzielnic) zadomowił się w mieście, którego nie ma wprawdzie na żadnej mapie, ale zaczęło istnieć najpierw w jego głowie, a potem w głowach wielu innych ludzi. Dziś Słubfurt ma swój parlament, hymn, a jego mieszkańcy posługują się dowodami osobistymi opatrzonymi kogutami. Bo koguty są w herbach Słubic i Frankfurtu. Kiedyś piały nawet na granicznym moście. Głosem chłopaka, który wygrał koguci casting wymyślony przez Michaela. - Od kiedy mieszkańcy pogranicza dostrzegli humor w naszych działaniach wielu otworzyło swoje drzwi. Stał się on kluczowym narzędziem, bo jak śmiejesz się z samego siebie, wzbudzasz pozytywne reakcje. Ale humor słubfurcki zawsze ma drugie dno - przyznaje artysta. Gdy w czasie słubfurckiej olimpiady jedną z konkurencji był rzut sztangą papierosów przez Odrę, uczestnikom przypomniały się czasy, gdy z przemytu utrzymywało się wiele słubickich rodzin.

Nowy Jork nad Odrą

Ambasador Słubfurtu w Berlinie Michael Haerdter uważa, że Słubfurt to humanizm w praktyce: projekt z ludźmi dla ludzi, na rzecz ich przyjaznego sąsiedztwa. Rodzaj kliniki leczenia europejskiego wirusa nacjonalizmu.

Słubfurckie patrzenie na świat spodobało się Andrzejowi Łazowskiemu, szczecińskiemu artyście fotografikowi, twórcy stowarzyszenia Czas Przestrzeń Tożsamość. - Zadzwonił do mnie z pomysłem, żeby to, co my robimy tutaj, robić na skalę całego pogranicza - Michael wspomina rozmowę sprzed dwóch lat. - I tak krótko po tym, na zakonspirowanym spotkaniu w marcu 2010 roku, powstała Nowa Amerika - śmieje się. Jej nazwa nie jest przypadkowa. - W XVIII wieku Nową Amerykę w dolnym ujściu Warty, koło dzisiejszego Słońska, stworzył Fryderyk Wielki. Były tam wtedy jedynie bagna. On je osuszył i zaproponował rolnikom, którzy chcieli wyemigrować do Stanów Zjednoczonych, że da im tam gospodarstwa i przez trzy pokolenia nie będą musieli płacić podatków - Michael cofa się do historii. Tak powstały wioski: Neu Yorck, Florida, New Hampshire... I w prosty sposób ludzie znaleźli się w wymarzonej Ameryce. Czuli się pionierami, budującymi nową przestrzeń. Nowoamerikanie też chcą stworzyć obszar, który wyzwoli podobną energię i pomysły. Taki, w którym każdy może znaleźć kawałek miejsca dla siebie.

Na razie powstały cztery stany: Szczettinstan, Terra Incognita, Lebuser Ziemia i Schlonsk. - Czasami Nowa Amerika sięga do Poznania i Berlina, a czasami się kurczy. Jej wielkość zależy od ilości osób, które w nią wierzą. Nie ma granic, ale ma kręgosłup, byłą granicę polsko-niemiecką - opowiada Michael.
- Oczywiście stolicą został Słubfurt - A. Łazowski wspomina początki jej tworzenia. Żartuje, że Szczecin jest jak Nowy Jork, bo w mieście też wyrastają drapacze chmur. Ale już na poważnie dodaje, że Berlin i Warszawa traktują pogranicze po macoszemu, dlatego od aktywności mieszkańców zależy jak się będzie ono rozwijało. - Chcąc coś robić ważne jest, żeby mieć za Odrą partnerów. Nowa Amerika nam to ułatwia. Od zawsze chciałem tworzyć wyspy, półwyspy i stałe lądy. Z początku każdy z nas jest na swojej wyspie i ogranicza sobie pole działania, zapominając, że po drugiej stronie jest stały ląd. Zaczynając od budowy mostów, od poszukiwania połączenia między dwoma pozornie niezwiązanymi obszarami, ostatecznie dochodzimy do stworzenia nowego, jedynego w swoim rodzaju stałego lądu - mówi. Tym jest dla niego Nowa Amerika.

Ma ona już ponad setkę obywateli. Zamieszkali w niej ludzie z różnych stowarzyszeń, twórcy kultury, artyści, pedagodzy, historycy, dziennikarze... Między innymi Florian Firlej, regionalista z Gubina. - Zachwyciła mnie tu swoboda realizowania własnych pomysłów, otwartość ludzi bez względu na to, skąd pochodzą. I ciekawość innych - opowiada. Ta ciekawość sprawiła, że w ubiegłym roku wsiadł do autokaru obklejonego emblematami Nowej Ameriki i ruszył ją zwiedzać. - Jechaliśmy od Szczecina do Zgorzelca i w ciągu pięciu dni zobaczyliśmy, jak wiele jest na tym terenie mikro inicjatyw, które zasługują, żeby stały się makro - wspomina. Latem w kilkoma osobami chce pokonać tę trasę płynąc Odrą i Nysą. - Bo zamierzamy wydać przewodnik dla kajakarzy i rowerzystów po Nowej Americe. Znajdą się tam opisy miejsc, gdzie warto się zatrzymać, gdzie chętnie przyjmą nas gospodarze, gdzie spotkamy ciekawych ludzi - zapowiada. Będą tam też daty imprez odbywających się w różnych miastach, o które warto zahaczyć.

Niedawno Nowoamerikanie wydali kalendarz na 2013 rok. Pięć tysięcy egzemplarzy wyłożono w różnych miejscach na całym pograniczu. - Można się z nim uczyć języka nowoamerikańskiego, a też polskiego i niemieckiego, są strony poświęcone stowarzyszeniom działającym na pograniczu, ciekawostki dotyczące różnych miejsc. Nie wiedziałem na przykład, że mamy w Nowej Americe aż sześć festiwali filmowych - dziwi się Michael. Można tam nawet znaleźć przepis na bigos.
Autorami tekstów są m.in. Magda Ziętkiewicz, współzałożycielka stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego Terra Incognita w Chojnie czy Klaus Pocher, pomysłodawca stowarzyszenia Gubien, wzorowanego na Słubfurcie.

Nowoamerikanie mają też swój uniwersytet, wspólne dziecko ze słubicką Fundacją na rzecz Collegium Polonicum. Organizują m.in. seminaria dla nauczycieli na temat nowoczesnych metod nauczania języka sąsiada, odkrywają lokalną historię, walczą, żeby uprościć system dofinansowywania europejskich projektów.
Co rusz wzbogacają też mediatekę, którą założyli w słubickiej bibliotece miejskiej. Jest to rodzaj archiwum państwowego Nowej Ameriki. Niedawno trafiła tam książka kucharska z przepisami umieszczonymi tam przez Pakistankę, Afgankę, Serbkę, Polkę i Niemkę. Uświadamia jak bogate kulinarnie jest pogranicze. I jakie jest multikulti.

Biszę i dankuję

Michael mówi, że Nowa Ameryka nie jest ani polska, ani niemiecka. Jest tutejsza. Tak jak język, który tworzą jej mieszkańcy. Dziękuję, to po nowoamerikańsku - dankuję (od słów danke i dziękuję), proszę to biszę (bitte - proszę), pokój to pokimer (Zimmer - pokój), a lato to Somato (Sommer -lato).
- Rzeczywistość zaczyna się w głowie i we wspólnym działaniu - powtarza często Michael.
A mi przypomina mi się zakończenie bajki napisanej przez jego studentów. Zwierzęta zbliżyły się do siebie dopiero gdy zaczęła płonąć ich szkoła. W chwili zagrożenia połączyły spryt i mądrość lisów z siłą i wielkością żyraf. I wygrały.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska