Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ci żużlowcy kosztują miliony. Który chce najwięcej?

Paweł Tracz 95 722 69 37 [email protected]
Klub, który chce zatrudnić Emila Sajfutdinowa musi się liczyć z wydatkiem nawet około 2 mln zł. Według "Przeglądu Sportowego” Rosjanin żąda 700 tys. zł za sam podpis na kontrakcie.
Klub, który chce zatrudnić Emila Sajfutdinowa musi się liczyć z wydatkiem nawet około 2 mln zł. Według "Przeglądu Sportowego” Rosjanin żąda 700 tys. zł za sam podpis na kontrakcie. Bogusław Sacharczuk
Nicki Pedersen otwiera listę najdroższych zawodników świata. Polski pracodawca Duńczyka musi liczyć się z wydaniem aż 2,6 mln zł! Jest za drogi? Należy pamiętać, że on i jego koledzy zarabiają tak dużo, bo... tyle płacą im działacze.

Od kilku sezonów mówi się głośno, że finansowe Eldorado nad Wisłą dawno się skończyło. Tymczasem rzeczywistość jest zgoła odmienna, bo polskie kluby wciąż wydają fortunę. I to nie tylko na zawodników z najwyższej półki, ale również na słabeuszy. Przynajmniej tak wynika z publikacji "Przeglądu Sportowego".

Według dziennika listę najdroższych otwiera Duńczyk Nicki Pedersen. Wicemistrz świata ma mocny argument w postaci najwyższej średniej biegowej w ekstralidze w sezonie 2012. I stąd rozpoczyna negocjacje z polskimi klubami z bardzo wysokiego pułapu. Tylko za podpis na kontrakcie woła na dzień dobry aż 1,23 mln złotych! Za każdy punkt chce dostawać 4,8 tys. zł, do tego dochodzi ryczałt za dojazd na mecz - 6 tys. zł. Gdyby w 2013 r. zdobył w lidze 270 pkt. (wystarczy odjechać 18 meczów rundy zasadniczej i zdobyć w każdym średnio po 15 pkt.), to jego konto wzbogaciłoby się o prawie 2,7 mln zł.

Jego koledzy z toru są niewiele tańsi: Greg Hancock - 2,27 mln zł (780 tys. zł za podpis), Emil Sajfutdinow - 2,09 mln zł (700 tys. zł za autograf), Jason Crump - 2 mln zł (podpis za "bańkę" oraz drugie tyle w czterech równych ratach bez względu na wyniki). Na liście "PS" znalazł się również Matej Zagar ze Stali Gorzów. Słoweniec nie należy do ścisłej światowej czołówki (dopiero po pięciu latach wrócił do Grand Prix), a rzekomo za samo podpisanie kontraktu żąda aż 840 tys. zł! Za zdobyty punkt miałby otrzymywać 5 tys. zł, więc zakładając, że wywalczyłby ich 200, mógłby zarobić 1,84 mln zł. Czy te stawki w ogóle są prawdziwe?

- Widziałem ranking "Przeglądu Sportowego" i... częściowo pokrywa się on z tym, co żużlowcy otrzymywali w zakończonym tydzień temu sezonie - mówi nasz informator, związany z jednym z lubuskich zespołów. - Mam na myśli stawki za punkt i dojazdy na mecze. Mocno zawyżone są za to sumy za podpisanie umów, bo tak dużo raczej nikt w polskiej lidze nie płaci. Należy jednak pamiętać, że czarny sport to bardzo droga dyscyplina.

Gigantyczne żądania żużlowców miał częściowo ukrócić regulamin finansowy. Zakładał on, że na pensje zawodników ekstraligowi działacze wydaliby maksymalnie 3 mln zł. Ostatecznie propozycja m.in. prezesa Stali Gorzów Ireneusza Macieja Zmory nie znalazła poparcia ze strony wszystkich klubów i wylądowała w koszu. Kogo więc nadal stać na nabijanie kieszeni rycerzom speedway'a, ten może to robić do woli. "Do woli", czyli do momentu aż jego źródło pieniędzy wyschnie...

Jednym z tych, którzy mieliby żądać kokosów, jest Robert Miśkowiak, lider Lubelskiego Węgla KMŻ i najlepszy żużlowiec pierwszej ligi 2012. Indywidualny mistrz świata juniorów z 2004 r. miałby według "PS" żądać 400 tys. zł za kontrakt, ponadto 4,5 tys. zł za punkt. Sam zawodnik stanowczo temu zaprzeczył. - Na temat umowy jeszcze z nikim nie rozmawiałem, więc nie wiem, skąd te kwoty - tłumaczy wychowanek Polonii Piła.

Ile by nie było prawdy w tych doniesieniach, to jedno jest pewne: do ostatecznej kwoty, za jaką żużlowcy podpiszą kontrakty, jeszcze daleka droga. To przecież dopiero początek negocjacji. Zawodnicy przedstawili swoje oczekiwania i czekają teraz na ruch działaczy. Ci ostatni nie zamierzają jednak przepłacać i dlatego z upływem czasu sumy będą zbliżały się do poziomu, który zaakceptują obie strony. Z reguły są niższe o połowę.

- Trzeba realnie patrzeć na budżet i możliwości danego klubu. Żużlowiec ma prawo dużo żądać, ale jeżeli nie stać mnie na takie stawki, to kończę temat i szukam innego - twierdzi prezes ZKŻ Zielona Góra Robert Dowhan.

Podobnego zdania jest były prezes Stali Gorzów. - Pierwsze oczekiwania zawodników często były wysokie. Siadaliśmy do rozmów i... najczęściej albo dochodziliśmy do porozumienia, albo zmienialiśmy obiekt zainteresowań - wyjaśnia Władysław Komarnicki. - Gdybyśmy podpisywali kontrakty na kwoty, które na dzień dobry wołają żużlowcy, już dawno nie byłoby naszego klubu.

Wracając do Pedersena. Duńczyk zawsze rozpoczynał negocjacje od kosmicznych sum. Tak było m.in. po sezonie 2008, gdy po zdobyciu trzeciego tytułu IMŚ, zażądał 3,5 mln zł. Ale takiej fortuny nigdy nie dostał. Dlatego warto poczekać aż "zmięknie". Choć i tak dostanie sporo.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska