Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przełazy. Dlaczego motorówka zabiła?

Katarzyna Borek 68 324 88 37 [email protected]
Małgorzatę pochowano na miejskim cmentarzu w Świebodzinie. W ostatniej drodze uczestniczyli bliscy, znajomi, przyjaciele, dzieci ze szkoły młodszego synka.
Małgorzatę pochowano na miejskim cmentarzu w Świebodzinie. W ostatniej drodze uczestniczyli bliscy, znajomi, przyjaciele, dzieci ze szkoły młodszego synka. Mariusz Kapała
- Niewiarygodny wypadek. Niewiarygodny... - powtarzał mężczyzna, poprawiając piękny wieniec pogrzebowy od sąsiadów z bloku dla Małgorzaty. Zginęła, bo jej głowa dostała się pod śrubę ratowniczej łodzi motorowej WOPR-u.

Przeczytaj też: Przełazy. Śmierć płynęła motorówką

- Miała 44 lata. Osierociła dwóch synów. Młodszy miał teraz iść do komunii. Nie potrafię, nie mogę o tym rozmawiać... Teraz chcę tylko pochować Małgorzatę - mówił we wtorek pan Piotr, narzeczony zmarłej. Pogrzeb był w środę. Nad trumną, odprowadzaną przez długi sznur ludzi, nie padło ani jedno słowo dotyczące okoliczności śmierci. Bada je prokuratura.

Do wypadku doszło w piątek, 18 maja, po 19.00 na jeziorze Niesłysz w Przełazach. W ośrodku wypoczynkowym odbywała się impreza integracyjna pracowników firmy, w której pracowała Małgorzata. 32-letni Mateusz, ratownik WOPR-u, zorganizował im rejs po jeziorze. Ratunkową motorówką.

Co mogło być potem? "Istnieje przypuszczenie, że łódź płynęła ze zbyt dużą prędkością i uderzyła w pomost" - czytamy w oświadczeniu centrali WOPR-u. Wynika z niego, że po uderzeniu do wody wypadli ratownik i dwie kobiety, w tym Małgorzata. Nieszczęśliwie dostała się pod motorówkę, który płynęła dalej - już bez sternika. Wirująca śruba napędowa uderzyła ją w głowę. Ratownik próbował ratować Małgorzatę. Bezskutecznie. Później ustalono, że zginęła na miejscu, w wyniku doznanych ogólnych obrażeń ciała.

- Centrala chyba zbyt pośpiesznie stwierdziła, że łódka płynęła za szybko. To mogło być 30-35 km na godzinę. A i tak za dużo, jeśli Mateusz chciał cumować. Nie wierzę, że taki doświadczony ratownik z taką prędkością do cumowania się brał - mówi Zenon Bareła, prezes okręgu WOPR-u Zielona Góra. - Tam musiało się coś stać: na łodzi albo z łodzią.

Motorówkę o mocy 75 KM (ma ją teraz policja) kupiono pod koniec 2009 r. Była sprawna technicznie. W oświadczeniu centrali wodniaków czytamy, że zachodzi przypuszczenie, że ratownik złamał jedną z podstawowych zasad bezpieczeństwa obowiązujących przy użytkowaniu. To znaczy nie trzymał lub nie przypiął do siebie tzw. zrywki. Ta w sytuacjach niebezpiecznych, np. po wypadnięciu sternika, ma z miejsca odciąć zapłon i unieruchomić silnik. Bo w takiej łodzi obroty natychmiast wzrastają po podciągnięciu manetki, ale nie spadną, dopóki nie zostanie opuszczona.

Grzegorz Szklarz z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze tłumaczy, że zachowanie ratownika będzie oceniane jak każdego innego kierującego jakimś pojazdem. Kluczowe znaczenie będzie miała opinia biegłego na temat sposobu prowadzenia łodzi.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska