Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To nie jest żaden cud

Tatiana Mikułko 95 722 57 72 [email protected]
Małgorzata i Maciej Kłopotowie od ponad roku są szczęśliwymi rodzicami Bartusia. Pod koniec czerwca ma im się urodzić córeczka. O dużej rodzinie marzyli od zawsze, dlatego nie wykluczają kolejnych dzieci.
Małgorzata i Maciej Kłopotowie od ponad roku są szczęśliwymi rodzicami Bartusia. Pod koniec czerwca ma im się urodzić córeczka. O dużej rodzinie marzyli od zawsze, dlatego nie wykluczają kolejnych dzieci. Tatiana Mikułko
Bartuś urodził się po siedmiu latach starań. Jego rodzice chcieli począć go naturalnie. Najpierw szukali pomocy w tradycyjnej medycynie, aż usłyszeli o naprotechnologii. Dziś cieszą się synkiem, a za miesiąc powitają na świecie jego siostrę.

Przeczytaj też: Nasz Klaudiusz żyje dziś dzięki cudowi

Historia Małgorzaty (33 lata) i Macieja (36 lat) zaczęła się standardowo. Chcieli zostać rodzicami, więc poszli do lekarza sprawdzić, czy mogą. - Badania wykazały, że z nami wszystko jest w porządku. Ciąży jednak nie było, więc po kilkunastu miesiącach trafiłam do kliniki leczenia niepłodności. Okazało się, że mam czwarty stopień endometrium. Potrzebna była laparoskopia i leczenie hormonalne - tłumaczy zielonogórzanka. Mimo tego kolejne dwa lata znowu nie przyniosły upragnionego efektu. - Chcieliśmy począć dziecko naturalnie, albo zdecydować się na adopcję. In vitro nie wchodziło w grę. Usłyszeliśmy o naprotechnologii, wcześniej czytałam o tym w internecie. Postanowiliśmy spróbować. Nie mieliśmy nic do stracenia - wspomina Małgosia. Na spotkania z instruktorem jeździli do Puszczykowa pod Poznaniem. Wizyty kosztowały od 50 do 100 zł do tego koszty dojazdu. Uczyli się, jak rozpoznać swoją płodność, Małgosia poznawała swój organizm i obserwowała cykl. A wszystko zapisywała w karcie, która towarzyszyła jej aż do narodzin synka. - Leczenie było bezstresowe. Nie wymagało bolesnych badań, inwazyjnych metod, jeżdżenia po lekarzach. To, co sobie cenię, to ten spokój, który nam towarzyszył. Drugi cykl i okazało się, że jestem w ciąży. Ta wiadomość zaskoczyła nas w Chorwacji. W ogóle się nie spodziewaliśmy - tłumaczy młoda mama.

Dowód na skuteczność naprotechnologii to Bartek, który ma rok i miesiąc. Zielonogórzanie przyjechali z nim do Gorzowa na spotkanie z dziennikarzami, które poprzedzało konferencję naukową o zdrowiu prokreacyjnym (konferencja odbywa się 19 maja w bibliotece wojewódzkiej o godz. 9.30, przyjść może każdy). - Co piąta para w Polsce jest niepłodna. Żyjemy w takich czasach, że ci, którzy mogą mieć dzieci, nie chcą ich mieć. A ci, którzy o nich marzą, to nie mogą ich mieć. Dlatego chcemy im pomóc - mówi Iwona Filon-Król, szefowa Stowarzyszenia Pomocy Bliźniemu im. Brata Krystyna w Gorzowie, które obok Polskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Naturalnego Planowania Rodzin, sobotnią konferencję zorganizowało.

Czym jest naprotechnologia? Pochodzi od anglojęzycznego terminu NaProTechnology i oznacza wsparcie naturalnej prokreacji. Jej twórcą jest prof. Thomas Hilgers i to pod jego kierunkiem w USA i Irlandii kształcił się gorzowski ginekolog położnik Piotr Gratkowski, pierwszy konsultant medyczny w północno-zachodniej Polsce. - Tę nową, medyczną naukę poprzedza 30 lat badań. Naprotechnologia nie traktuje niepłodności jako choroby. Szuka jej przyczyn. Zdiagnozowanie wymaga czasu, badań, wiedzy i zaangażowania - tłumaczy lekarz.
Ze względu na to, że ta metoda promuje naturalne poczęcie, to ma wsparcie katolickich, prawicowych środowisk. Lansuje się ją w opozycji do in vitro, o którym zwolennicy naprotechnologii mówią, że jest nieetyczne i szkodliwe dla zdrowia kobiety. - Nie chcę tych dwóch metod porównywać, ani wypowiadać się na temat in vitro. Naprotechnologia to alternatywa, której do tej pory nie było. Rewolucja, ale nie cuda, czego dowodem jest historia małżeństwa z Zielonej Góry i ich synek - tłumaczy P. Gratkowski.
Małgorzata i Maciej nie mają poczucia misji, ale zachęcają pary bezskutecznie starające się o dziecko do wypróbowania naprotechnologii. - Wymaga samodyscypliny, zaangażowania i systematyczności, ale warto - mówią głaszcząc po główce Bartusia.

Para, która godzi się na leczenie, musi bardzo ściśle współpracować z instruktorem. To są indywidualne spotkania, szkolenie, obserwacja cyklu metodą Creightona (bardzo szczegółowa obserwacja śluzu) i zapisywanie doświadczeń. - To koronkowa praca, ale można się jej nauczyć. Sama jestem zdziwiona efektami. Karty krzyczą problemami, których wcześniej nierozpoznano. Po dwóch, trzech cyklach już zazwyczaj wiemy, co jest przyczyną braku ciąży. Na podstawie karty lekarz nie tylko diagnozuje, ale i planuje leczenie, prowadzi ciążę i poród - tłumaczy instruktorka naprotechnologii Barbara Jasińska (30 lat w zawodzie położnej).

W zależności, co jest przyczyną niepłodności (zaburzenia hormonalne, immunologiczne, infekcyjne, chirurgiczne) wdraża się odpowiednie leczenie. Twórcy tej metody szacują jej skuteczność na 80 proc. - Jesteśmy w stanie pomóc wielu parom pragnącym dziecka. Ale atrakcyjność naprotechnologii polega też na tym, że można dzięki niej polepszyć płodność - zdradza lekarz. W przypadku małżeństwa z Zielonej Góry okazało się, że Małgorzata ma za niski poziom progesteronu. - Podawano mi go w ciąży, by nie dopuścić do poronienia, które mogło się zdarzyć - tłumaczy.
Zwolennicy naprotechnologii chcą stworzyć w Gorzowie ośrodek leczenia niepłodności tą właśnie metodą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska