Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Roksanka ma sepsę. Teraz walczy o życie

Małgorzata Ziętek 95 722 57 72 [email protected]
Archiwum GL
Mama Roksanki nie dopuszcza do siebie myśli, że córeczki mogłoby nie być. - Jest nieprzytomna, ale ja wiem, że walczy. Gdy trzymałam ją za rączkę, poczułam, jak ścisnęła mi palce - mówiła nam w czwartek.

- Służby sanitarne i lekarze bawią się w procedury, a moje dziecko? Co z moim dzieckiem?! Jestem zrozpaczona, bo kompletnie nie wiem, co robić - płacze Sylwia Kaźmierczak. Jej roczna córeczka Roksana, z rozpoznaniem sepsy, w stanie zagrażającym życiu, od trzech dni przebywa na oddziale intensywnej opieki medycznej szpitala przy ul. Dekerta w Gorzowie. Mama wciąż nie wie, czy mała z tego wyjdzie. I czy jej starszy synek też nie jest zagrożony. - Bo zarówno lekarze, jak i sanepid w tej sprawie milczą - mówi, ocierając łzy.

W ostatnich dniach pani Sylwia przeszła przez maraton medycznych absurdów. Zaczęło się od podania córeczce skojarzonej szczepionki na odrę, świnkę i różyczkę. Bezpośrednio po niej dziecko zaniemogło. - Roksanka była szczepiona we wtorek w przychodni przy Mieszka I. Przed iniekcją była wesolutka. A gdy wracałyśmy, to już się pokładała. Potem z każdą minutą było coraz gorzej - opowiada mama.
Kwalifikujący dziewczynkę do szczepienia pediatra Tomasz Śmigasiewicz nie ma sobie nic do zarzucenia. Bo gdy badał Roksanę, była w dobrym stanie. Nie widzi też związku z objawami sepsy. - Szczepionki otrzymujemy ze sprawdzonego źródła. A inne szczepione w tym dniu dzieci są zdrowe - tłumaczy.
Pani Sylwia jest zbulwersowana, że szpital bardzo późno poinformował ją, że stan przyjętej na pediatrię córeczki pogorszył się na tyle, że trafiła na OIOM. - Z powodu zagrożenia życia przeniesiono ją tam o 5.00 w środę. A telefon w tej sprawie otrzymałam dopiero około 11.00. Tak późno dlatego, że w izbie przyjęć źle zapisano mój adres i telefon. Kiedy natychmiast pojechałam do szpitala, mała leżała już pod aparaturą. A o tym, że to zagrażająca życiu sepsa, lekarz powiedział mi w biegu, na korytarzu - żali się kobieta.

Z wiadomością o sepsie w tym samym dniu dzwoniła też pracownica powiatowego sanepidu. - Wspominała o konieczności objęcia osób z bliskiego kontaktu nadzorem sanitarnym. Ale jak to ma wyglądać i kiedy nastąpi, już nie poinformowała. Bo nikt więcej do mnie nie zadzwonił. A ja drżę też przecież o mojego siedmioletniego synka - płacze pani Sylwia.
- Nie dzwoniliśmy powtórnie, bo lekarz nie potwierdził, że mamy do czynienia z drobnoustrojem alarmowym w postaci meningokoka. Takie mamy procedury - tłumaczy Danuta Kozera, zastępca powiatowego inspektora sanitarnego.
Czy lekarze mają do czynienia z najgroźniejszą odmianą sepsy, nie potrafił też w czwartek powiedzieć Jerzy Czyżewski, ordynator OIOM-u. Potwierdził jednak, że dziecko ma sepsę. Stan dziewczynki określił jako bardzo ciężki, ale ustabilizowany. - Czy mamy do czynienia z meningokokami, okaże się w piątek - dodał.
Rodzice uważają, że Roksanka nie walczyłaby teraz o życie, gdyby w porę została zdiagnozowana. - A podczas naszej pierwszej wizyty w szpitalnym ambulatorium lekarz zbagatelizował sprawę. Złe samopoczucie małej uznał za normalne po szczepionce i wysłał do domu. I dopiero gdy wróciliśmy z silnie już gorączkującym dzieckiem, zdecydował o przyjęciu małej do szpitala - stwierdza mama.

Broniąc lekarza z ambulatorium, ordynator Czyżewski zaznacza, że w przypadku sepsy wczesna diagnostyka jest niemożliwa. - Bo objawy bardzo gwałtownie nasilają się w czasie. Ale na szczęście, już na oddziale pediatrii dziecko dostało właściwy antybiotyk. I prawdopodobnie dzięki temu jest teraz w stanie dającym nadzieję na przeżycie - podkreśla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska