Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Naprawa auta wartego 23 tys. zł kosztowała... 19,5 tys. zł

Tomasz Rusek 95 722 57 72 [email protected]
Archiwum/ Piotr Jedzura
Czy na naprawę auta wartego 23 tys. zł wydałbyś... 19,5 tys. zł? Nielogiczne? A jednak naszej Czytelniczce się to przytrafiło. - Czuję się oszukana - mówiła w poniedziałek. Serwis naprawczy: - To nam sąd przyznał rację!

Osobowe auto uderzyło w lampę. - Nadawało się do jazdy, ale utknęło w zaspie. Pomoc drogowa zawiozła je do autoryzowanego warsztatu, bo prowadził też naprawy powypadkowe - opowiada Czytelniczka.

Zapewnia, że trzy razy prosiła pracownika: zanim ktokolwiek weźmie się za naprawę, niech najpierw zadzwoni z informacją, co trzeba zrobić i ile to będzie kosztowało. - Jeśli koszty byłyby zbyt duże, miałam nagranego taniego mechanika - mówi właścicielka auta.

Na odchodnym podpisała jeszcze jeden dokument. - Zrozumiałam, że to formalność, która zabezpiecza interesy firmy i zapewnia im kilkusetzłotowe wynagrodzenie za przechowanie auta i przegląd przed naprawą - dodaje kobieta.

Po ośmiu dniach dostała telefon: auto jest do odbioru. Samochód był już naprawiony. A rachunek opiewał na... 19,5 tys. zł! Tymczasem ubezpieczenie pokrywało nieco ponad 11 tys. zł. - Byłam w szoku. Samochód był wart 23, może 25 tys. zł. Nikt o zdrowych zmysłach w tej sytuacji nie zafundowałby sobie naprawy za taką kwotę! Uważam, że zostałam wprowadzona w błąd - żali się Czytelniczka.

Postanowiła, że nie dopłaci różnicy pomiędzy kosztami, a ubezpieczeniem. Ale okazało się, że dokument, który podpisała, dawał firmie pełne prawo do naprawy bez żadnego "ale". Przegrała pierwszą sprawę sądową, potem apelację. - Sądy nie wyjaśniły tła sprawy, skupiały się na tym papierze. Wiem już, że podpisanie tego dokumentu było błędem. Ale jest jeszcze coś takiego jak zdrowy rozum i zwykła przyzwoitość! Przecież zastrzegłam: przed naprawą chcę znać koszty - upiera się kobieta.

W serwisie pracownica zapewnia, że nikt nie ma sobie nic do zarzucenia. Na wszystko jest papier, sąd w pełni potwierdził stanowisko firmy. - Początkowo staraliśmy się dojść do porozumienia. Proponowaliśmy rozłożenie należności na raty, by płatność była mniej dotkliwa. Ale stanowisko pani Jadwigi było nieugięte - słyszymy od przedstawicielki warsztatu (dane do wiadomości redakcji).

Andrzej Wawrzyński, miejski rzecznik konsumentów z Gorzowa, przestrzega: - Czytajcie, co podpisujecie! Jego zdaniem, gorzowianka nawet, jeśli udowodni, że ustalała coś wcześniej ustnie, to potem podpisała niekorzystny dokument. - Pamiętajmy, że nasz podpis jest dowodem niepodważalnym. Nie ma co tłumaczyć, że myśleliśmy inaczej czy nie wiedzieliśmy, co podpisujemy. Czytajmy umowy, pytajmy o wątpliwe zapisy, jeśli trzeba, dopisujmy swoje punkty, które zabezpieczą nasze interesy! Mamy do tego prawo - radzi ekspert ds. konsumentów.

Przypomina, że w przypadku spraw samochodowych warto na papierze ustalić z mechanikiem czy zakładem naprawczym, na jakie czynności się godzimy a jakie należy wcześniej dodatkowo uzgodnić. - Możemy też z góry określić, jaka kwota za naprawę jest dla nas do przyjęcia - radzi A. Wawrzyński.

Co dalej? Serwis zamierza poprosić o pomoc komornika. Chce odzyskać ok. 10 tys. zł (doszły odsetki). A Czytelniczka z prawnikiem starają się o kasację wyroku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska