Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tunelowe szczury, krety i prostytutki (zdjęcia z tuneli Cu Chi)

Maciej Wilczek [email protected] 68 324 88 23
Amerykański czołg - trofeum Wietnamczyków.
Amerykański czołg - trofeum Wietnamczyków. Maciej Wilczek
Jest kilka minut po godzinie 21.00. Hotelowy naganiacz prowadzi nas krętymi, wąskimi uliczkami do tzw. pensjonatu. Mijamy ulice rozświetlonego Sajgonu.

[galeria_glowna]
Rozlokowujemy się w pokoju. Rzeczywiście tanim, z rzeczywiście sympatyczną obsługą. Schludnie. Termos z herbatą, dwa twarde, ale wygodne łóżka z czystą pościelą, niewielki stolik. Na ścianie karteczka - sprowadzanie prostytutek wzbronione.

Ho Chi Minh, dawny Sajgon to moloch. Przemysł, nędza przeplatająca się z zamożnością. Kiedyś stolica kolonialnych Indochin, które były pod panowaniem Francji. Dzisiejsze Ho Chi Minh to miasto prawie 9 milionowe na południu Wietnamu, na którym nadal ciąży piętno strasznych, współczesnych wojen z Francją, a później ze Stanami Zjednoczonymi.

Siedzimy w niewielkiej knajpce. Sączymy kolejne piwno. Wspominamy pobyt w Laosie. Wyprawę Mekongiem. Wspominamy lata 70. i filmy o wojnie w Wietnamie, ruch hippisowski, który tak stanowczo występował przeciwko temu, co Ameryka zgotowała Wietnamczykom. Głównym celem naszych odwiedzin w Sajgonie są położone w pobliżu tunele, które Wietnamczycy budowali jeszcze podczas wojny z Francją. Pozwalały one m.in. atakować znienacka nieprzyjaciela lub przed nim uciekać. Były tam też szpitale, sztaby dowodzenia, kuchnie polowe.

Ludzie poparzeni napalmem

Od lat 40. do 70. w południowej części Wietnamu powstawały setki kilometrów takich tuneli. Ale o tym za chwilę. Wróćmy do baru, w którym nasza sajgońska przygoda się zaczęła...

Naprzeciwko nas siedziało trzech starszych mężczyzn. Wesołych, ale zanadto hałaśliwych, trochę denerwujących, zbyt pewnych siebie, w wieku może niespełna 70 lat. Towarzyszyły im młodziutkie Wietnamki. Po kilku chwilach orientujemy się, że kobiety to prostytutki, a mężczyźni to weterani wojny wietnamskiej. Aż się wierzyć nie chce! Cóż za splot. 16-18-letnie dziewczyny i faceci, którzy 40 lat temu okupowali ich kraj. Oni wspominają swój młodzieńczy czas, one zarabiają. A na ulicach Sajgonu nadal można spotkać okaleczonych, byłych żołnierzy armii wietnamskiej. Bez kończyn. Czasem poparzonych napalmem. Wyglądają makabrycznie także dlatego, że najczęściej żyją w nędzy. Państwo ludowe jakby o nich zapomniało.

Rubaszni Amerykanie, o wielkich brzuchach, chudziutkie Wietnamki o małych piersiach. Teraz złączeni wspólnym interesem - one chcą dać i zarobić, oni chcą wziąć, zapłacić, ruszyć w dalszą drogę. Turystyka seksualna do Azji to domena nie tylko Amerykanów. Spotykamy też Europejczyków. Wszyscy wyglądają podobnie. Podstarzali, obleśni z grubymi dupami i portfelami równie grubymi jak ich dupy.

Książka Pencata i Mangolda

Jeden z pijanych weteranów zaczyna bredzić o podziemnym mieście w okolicy Cu Chi, że był tam, że strzelał, że walczył, że nie chciał, że był szczurem tunelowym. Mówi o straconej młodości, straconych przyjaciołach. Twarz ma wykrzywioną, a usta zaślinione. Dopija piwo...

Dziewczynki nie wiedzą nawet, o czym mówi. Wyprowadzają go "na pokoje". Pozostali ze swoimi panienkami również wychodzą z baru. Zostajemy sami, z niesmakiem. Sięgam wściekły (sam nie wiem, na co?) po następne piwo. Gadamy o wietnamskiej wojnie znanej nam jedynie z filmów i książek. Rozmawiamy też o szczurach tunelowych i kretach, czyli o żołnierzach amerykańskich i wietnamskich, którzy walczyli ze sobą w podziemnych osadach Wietnamu.

Najwięcej o tunelach można dowiedzieć się z książki "Wietnam - podziemna wojna" (tłum. Sławomir Kędzierski), chyba najlepszej, a na pewno wstrząsającej relacji dwóch dziennikarzy BBC Toma Mangolda i Johna Pencata. Obaj byli korespondentami wojennymi pod koniec lat 60. O to co m. in. pisali:

"...Tunel łagodnie zakręcał w prawo. Powietrze było dobre, nie czuć było zapachu ciał ani odoru odchodów. Dopóki tunel zakręcał, Charlie nie był w stanie z dużej odległości dostrzec światła latarki. W ziemi ani w sklepieniu nie było pułapek i Gutierrez konsekwentnie stosował się do opracowanej przez siebie złotej reguły czołgania się po tunelach. Doszedł do wniosku, że Viet Cong już się zorientował, że niecierpliwi Amerykanie zawsze wybierają najkrótszą odległość pomiędzy dwoma punktami - ustawiali więc pułapki w miejscach, gdzie amerykański żołnierz mógł poczuć pokusę pójścia na skróty...".

Pułapki na amerykańskiego żołnierza

Wykupiliśmy wycieczkę do udostępnionego fragmentu tuneli zwanego Cu Chi położonego na dawnej plantacji drzew kauczukowych. Dzisiaj po drzewach nie ma nawet śladu, a teren porastają krzaki i drzewa głównie bambusowe.

Od przewodnika, nazywa się Giang, ale prosi, aby mówić do niego... John (Wietnamczycy raczej nie lubią Amerykanów, ale gdzieś w podświadomości ich podziwiają) dowiadujemy się, że cały teren był niszczony bombami napalmowymi i środkami chemicznymi. Chodziło o to, aby łatwo można było odnaleźć wejścia do tuneli a następnie je zniszczyć.

John pokazuje nam makabryczne pułapki, jakie przygotowano dla "szczurów tunelowych" (żołnierze amerykańscy wyspecjalizowani w zwalczaniu żołnierzy Viet Congu, którzy byli ukryci pod ziemią). Używano wyrafinowanych min przciwpiechotnych, a także takich, które były w stanie niszczyć nawet... helikoptery. Stosowano broń biologiczną (szczury zakażone różnymi chorobami, a także jadowite węże i pająki).

Oddajmy jednak głos jeszcze raz autorom książki:..." Wszędzie wokół tuneli znajdowały się osławione pułapki z zaostrzonymi bambusowymi palikami. Były wykonywane tak, aby łatwo je można było zamaskować gałęziami i liśćmi, ale ich głębokość była na tyle duża, że stopa ofiary opadała na paliki z siłą wystarczającą do przebicia wzmocnionej podeszwy buta. W bardziej wyrafinowanej wersji paliki wkopywano w ścianki jamy, ale ostrzami skierowanymi w dół, co sprawiało, że wydobycie stopy było jeszcze bardziej bolesne. Niekiedy paliki smarowano odchodami, aby powodować zakażenie, czasem zaś trucizną, którą partyzanci nazywali Trąba słonia. Podobno powodowała śmierć w ciągu dwudziestu minut od przedostania się do krwi...".

Skorpiony atakują

John pokazuje nam jak wyglądała polowa kuchnia, szpital. W końcu nadchodzi czas wejścia do tunelu. Dla turystów przygotowana jest krótka kilkusetmetrowa trasa. Najpierw przeciskamy się przez tak wąski otwór, że nawet szczupła osoba ma trudności, aby się przezeń przecisnąć. Następnie schodzimy po prymitywnej drabinie. Mimo naturalnej wentylacji z minuty na minutę robi się coraz bardziej duszno. Kolejne metry przemierzamy na czworaka, albo zgięci wpół. Powoli brniemy przez minikorytarze o gładkich i wyjątkowo twardych ścianach. Drogę oświetlają naftowe lampki.

Przypominamy sobie kolejny fragment książki:
"...W tunelach Cu Chi partyzanci mieli zwyczaj używać pudełek ze skorpionami z przyczepionym drutem naciągowym. Jeżeli pociągnąłeś sznur, pudło otwierało się i skorpiony wyłaziły do tunelu. Jeden z moich ludzi został użądlony; wylazł z wrzaskiem i nie wszedł już nigdy do żadnego tunelu...

Relacja żołnierza Viet Congu: "...W naszym rejonie był gatunek bardzo złośliwych pszczół. Były dwa razy większe od zwyczajnych. Nie zbierały miodu, ich użądlenie było straszliwie bolesne. Badaliśmy zwyczaje tych pszczół bardzo uważnie i tresowaliśmy je. Zawsze miały czterech wartowników i jeżeli się je zaniepokoiło albo naruszyło ich spokój, wzywały cały rój, żeby atakował intruza. Umieściliśmy pewną ilość uli na drzewach wzdłuż drogi prowadzącej od posterunku Armii Republiki Wietnamu do naszej wioski. Pokryliśmy je lepkim papierem, od którego sznurki prowadziły do bambusowej pułapki, którą ustawiliśmy na drodze. Następnym razem, gdy nadszedł patrol wroga, pułapka została uruchomiona i papier został zerwany z ula. Pszczoły natychmiast zaatakowały. Żołnierze uciekali jak oszalałe bawoły i zaczęli wpadać na nasze pułapki z zaostrzonymi palikami bambusowymi. Odeszli niosąc i wlokąc swoich rannych...".

Gorycz i żal

Trasa turystyczna się kończy. Wychodzimy zlani potem. Teraz próbujemy sobie wyobrazić coś, co jest chyba niewyobrażalne. My jesteśmy wykończeni po 45 minutach wędrówki tunelami, bez stresu, bez wojny, bez pająków, skorpionów, bez zagrożenia. Tak, nasze życie jest teraz chyba znacznie prostsze, najczęściej bez wyborów z pogranicza życia i śmierci. Bez ciągłego spoglądania na to, co jest ostateczne. Bez wystawiania na próbę przyjaźni, miłości. Dlaczego więc tyle w nas goryczy, żalu?
Pora wracać, pora ruszać w kierunku Kambodży. Na pola śmierci pokryte okrutnym piętnem jednego z najokrutniejszych dyktatorów Azji - Pol Pota.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska