Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skandal! Chory 84-latek skatowany w szpitalu

Tomasz Rusek 95 722 57 72 [email protected]
Piotr Jędzura
Bezbronny staruszek po udarze mózgu został pobity przez innego pacjenta. - Dlaczego szpital natychmiast nie zawiadomił policji!? - oburza się syn ofiary. Władze lecznicy potwierdziły w czwartek: - To nasz błąd.

- Nie mogę w to uwierzyć, to jakiś koszmar! Jak mój tata musiał cierpieć... - gdy Andrzej Luftman mówił nam w czwartek o pobitym ojcu, drżał mu głos. 84-letni Leonard Luftman spod Międzyrzecza trafił na neurologię do szpitala w Gorzowie w minioną niedzielę. Po udarze leżał bezwładnie w łóżku, ale lekarze mówili: będzie dobrze, reaguje na leki. We wtorek rano do dzieci pacjenta zadzwonił lekarz z oddziału neurologicznego przy ul. Walczaka. - Powiedział, że był ,,przykry incydent''. Natychmiast pojechaliśmy, ale wyproszono mnie z sali - opowiada jego syn. Dopiero w środę dowiedział się, co zaszło: w poniedziałek wieczorem jego tatę zaatakował pacjent, który leżał z nim w jednej sali. - Tata ma pękniętą kość policzkową, obrażenia na całej twarzy, na oku. Aż mnie trzęsło, gdy go zobaczyłem. Jestem twardym facetem, ale usiadłem i się rozkleiłem - mówi.

Postanowił wyjaśnić sprawę z lekarzem. Poszedł do niego na rozmowę i usłyszał, że... pobicie nie miało żadnego wpływu na stan zdrowia taty! - Przysięgam, że lekarz powiedział nawet coś w stylu, że to mogło wpłynąć na stan taty pozytywnie! Po-zy-tyw-nie! Jak tak można?!

Miałem ochotę wstać i przylać temu doktorowi, może też by to na niego wpłynęło pozytywnie - mówi wzburzony syn. Wkurzył się jeszcze bardziej, gdy dowiedział się, że pobicia nikt nie zgłosił jeszcze na policję. Przed zrobieniem głupstwa powstrzymała go jednak żona. Ale i ona potwierdza, że medyk zasugerował zbawienny wpływ pobicia na zdrowie!

Ustaliliśmy dane lekarza, z którym rozmawiał pan Andrzej. Próbowaliśmy się z nim w czwartek skontaktować. Jednak gdy zatelefonowaliśmy na oddział, pracownica szpitala (nie przedstawiła się) prosiła, by nie przeszkadzać doktorowi, bo przyjechała karetka i przyjmuje on pacjentów.

Stanisław Dejnowicz, zastępca dyrektora szpitala ds. medycznych, nie broni podwładnych. - Faktycznie, nie dochowano procedur. To się zdarza raz na pięć lat, może więc ktoś stracił głowę. Zgodnie z przepisami lekarz dyżurny i ordynator powinni natychmiast zawiadomić o wszystkim policję. Tak się nie stało. To nasz błąd. Przygotowaliśmy z prawnikami pismo do ordynatorów, przypominające, jak się zachować w takich przypadkach. - dodaje wicedyrektor. Lekarza dyżurnego i ordynatora czekają rozmowy dyscyplinujące. - Nie wykluczam innych konsekwencji - zastrzega Dejnowicz.

A. Luftman zapowiada, że sprawę skieruje do sądu. Już skontaktował się z prawnikami, ale walka o odszkodowanie za pobicie ojca to jedno, a żal to zupełnie coś innego. - Nie rozumiem, jak można było tak nie dopilnować porządku, jak można było potem nas tak potraktować, tak z nami rozmawiać... Nie życzę nikomu źle. Ale trzeba zobaczyć swojego tatę w takim stanie, by zrozumieć nasz ból - mówi pan Andrzej. Człowiek, który pobił jego ojca, najpewniej ciągle znajduje się w szpitalu. Sprawę bada policja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska