Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziś mija 20. rocznica śmierci Edwarda Jancarza

(pat)
Edward Jancarz zakończył karierę w 1986 r., żegnając się z kibicami podczas turniejów w Gorzowie Wlkp. i Ostrowie Wlkp.
Edward Jancarz zakończył karierę w 1986 r., żegnając się z kibicami podczas turniejów w Gorzowie Wlkp. i Ostrowie Wlkp. Kazimierz Ligocki
11 stycznia 1992 r. tuż przed północą przestało bić serce Edwarda Jancarza, legendy gorzowskiej Stali i jednego z najwybitniejszych polskich sportowców. Dziś mija 20. rocznica jego tragicznej śmierci. Gdyby żył, miałby prawie 66 lat.

Urodził się 20 sierpnia 1946 r. w Gorzowie Wlkp. Żużlowiec miejscowej Stali, której barwy reprezentował przez całą swoją karierę, w sumie 21 lat. 26 razy wystąpił w finałach mistrzostw świata zdobywając 12 medali, w tym jeden złoty. Indywidualny II wicemistrz świata z 1969 r. W finałach indywidualnych mistrzostw Polski uczestniczył dziesięć razy, dwukrotnie stając na najwyższym stopniu podium (w 1975 i 1983 r.). Z macierzystym zespołem siedmiokrotnie został mistrzem Polski. Zwycięzca Złotego i Srebrnego Kasku. Jeden z najwybitniejszych polskich żużlowców w historii.

Z motocyklami miał kontakt od najmłodszych lat. Po raz pierwszy obejrzał żużlowe zawody mając sześć lat. Od tej pory został wiernym sympatykiem speedway'a i często zasiadał na stadionie przy Śląskiej, by z zapartym tchem śledzić występy m.in. swojego idola Edmunda Migosia. Wspólnie z kolegami organizował żużlowe pojedynki na rowerach. Pierwszy kontakt z szybkością zaliczył po ukończeniu szkoły podstawowej, gdy po jego namowach rodzice kupili mu motocykl marki WFM. Najstarsi gorzowianie do dziś pamiętają jego szalone galopy na nadwarciańskich wertepach.

Kwestią czasu było więc, kiedy Jancarz trafi do szkółki żużlowej. I choć zrobił to dopiero w wieku 19 lat, już na pierwszych zajęciach trener Kazimierz Wiśniewski wiedział, że ma do czynienia z talentem czystej wody. Szybko uzyskana licencja i udany debiut ligowy już tydzień po jej zdobyciu (wywalczył punkt w wyjazdowym meczu z Wybrzeżem Gdańsk) tylko potwierdziły te przypuszczenia. Na początku ustępował jednak bardziej doświadczonym kolegom z zespołu.

Dwa lata później "Eddy" (przydomek, który nadali mu angielscy kibice podczas jego startów na Wyspach w latach 70.) został wytypowany do rozgrywek o Srebrny Kask. Zdobywając cenne trofeum zwrócił na siebie uwagę centrali. Dosłownie za pięć dwunasta, w miejsce słabiej dysponowanego gdańszczanina Zbigniewa Podleckiego, uzupełnił skład narodowej kadry. Wybór okazał się niezwykle trafny, bo w 1968 r. w Goeteborgu gorzowianin osiągnął swój największy sukces indywidualny.
Choć starty z orłem na plastronie miały być dla niego jedynie nauką, 22-latek jak burza przeszedł wszystkie szczeble eliminacji i awansował do finału indywidualnych mistrzostw świata. Tam stanął na najniższym stopniu podium, obok utytułowanych Nowozelandczyków Ivana Maugera i Barry'ego Briggsa. Nagłówki gazet krzyczały: "Polska sensacja na Ullevi!", "Talent, jakiego dawno nie było". Dwa tygodnie po finale w Szwecji Jancarz - wspólnie z Migosiem, Andrzejem Wyglendą, Henrykiem Gluecklichem i Pawłem Waloszkiem - zdobył brąz drużynowych mistrzostw świata na słynnym angielskim stadionie Wembley w Londynie. Te sukcesy były początkiem światowej kariery zawodnika z Gorzowa.

Rok później był już jednym z filarów Stali i ku uciesze tysięcy gorzowskich fanów zdobył z nią drużynowe mistrzostwo Polski. Pierwsze i nie ostatnie, bo Jancarz jest jedynym zawodnikiem gorzowskiego klubu, który celebrował wszystkie siedem triumfów w lidze. W pamiętnym 1969 r. do dorobku dorzucił też złoto DMŚ z Rybnika, będąc najskuteczniejszym zawodnikiem finału. Z woli czytelników "Przeglądu Sportowego", plasując się na dziewiątej pozycji, został laureatem najpopularniejszego plebiscytu sportowego w kraju.

Powoli stawał się idolem i ulubieńcem kibiców na całym świecie. Do tego wzorem do naśladowania dla pragnącej iść w jego ślady młodzieży. Niestety, nie opuszczał go też pech. Wiele razy kontuzje przeszkodziły mu w osiągnięciu jeszcze większych sukcesów. Choćby dlatego dopiero w 1975 r. został indywidualnym mistrzem Polski. Wyczyn powtórzył osiem lat później. Od 1977 r. przez sześć sezonów reprezentował też angielski Wimbledon Londyn, czym przetarł szlaki wielu innym polskim jeźdźcom. Wygrał wiele prestiżowych turniejów, w tym mocno obsadzone "Embassy Internationale" i memoriał swego tragicznie zmarłego przyjaciela Tommy Janssona. Szweda poznał podczas wojaży na antypodach, gdzie kilka razy w zimie gościł na zaproszenie Maugera.

Przełomowym rokiem był 1984. Jancarz, mimo prawie czterdziestki na karku, wciąż liderował gorzowskiej drużynie. Jego Stal pewnie zmierzała w lidze po kolejne złoto, a on szykował się do występów w już 12. finale IMŚ w Goeteborgu i 10. DMŚ w Lesznie. Wielu kibiców do dziś zadaje sobie pytanie, co byłoby, gdyby podczas test-meczu z Włochami nie doszło do makabrycznego karambolu "Eddy'ego" z młodziutkim Valentino Furnaletto na macierzystym torze w Gorzowie...

Mimo groźnej kontuzji, nie poddał się i po wielomiesięcznym leczeniu i rehabilitacji wrócił do ścigania. Jej skutki dały się jednak we znaki, bo to nie był już ten sam zawodnik, co przed wypadkiem. Coraz częściej pojawiały się myśli o zakończeniu kariery. Ten dzień nadszedł 13 lipca 1986 r. W obecności tysięcy fanów, rodziny, przyjaciół, rywali i kolegów z toru, Jancarz po raz ostatni wyjechał na tor w rodzinnym mieście. Po zwycięskim biegu przekazał plastron Piotrowi Świstowi, późniejszemu wieloletniemu liderowi żółto-niebieskich, którego namaścił na swojego następcę. Nie zerwał jednak definitywnie z żużlem i w kolejnych latach był trenerem Stali i KKŻ-etu Krosno. Pracował także jako szkoleniowiec młodzieżowej kadry Polski.
Niestety, ciągłe wyjazdy, podróże nie sprzyjały życiu rodzinnemu. W 1988 r. Jancarz definitywnie odszedł z żużla, w tym czasie rozpada się jego pierwsze małżeństwo z żoną Haliną. W życie mistrza wkracza inna kobieta - znacznie młodsza, o powikłanej przeszłości. W kwietniu 1991 r. bierze z nią ślub. O udanym życiu rodzinnym nie ma jednak mowy, awantura goni awanturę. Jedna z kłótni kończy się tragicznie. 11 stycznia 1992 r. "ambasador Gorzowa" ginie we własnym domu od ciosów nożem zadanych przez drugą małżonkę Katarzynę. Na pogrzebie były tysiące fanów, przyjaciele i zawodnicy z całego świata. Kilka miesięcy później odbył się pierwszy memoriał jego imienia.

Jancarz był zawodnikiem, który przysporzył kibicom wielu chwil radości, dał powód do wzruszeń. Sport traktował profesjonalnie, często sam dbał o swój sprzęt. W tamtych czasach było to rzadko spotykanym zjawiskiem. Jeździł znakomicie technicznie, uznawany był za mistrza fair play. Z jego nazwiskiem związane są największe sukcesy Stali.

O Edwardzie Jancarzu przeczytasz także w papierowym wydaniu sobotnio-niedzielnego Magazynu "Gazety Lubuskiej".

Przeczytaj, jak mistrza wspomina dziennikarz obywatelski MMGorzow.pl, są też archiwalne zdjęcia i film: 20 lat bez Edwarda Jancarza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska