Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W tych miejscach skarby wciąż są do odkrycia

Redakcja
Ryszard Poprawski
Bursztynowa komnata, złoto Wrocławia, kosztowności mongolskiego chana... Wszystkie te skarby mogą znajdować się gdzieś obok nas. Nie wierzycie? Przeczytajcie. Dziś pierwsza część naszego skarbca.

ŻAGAŃ - Archiwum Talleyrandów

Już ponad 60 lat trwają już poszukiwania legendarnego archiwum Doroty Talleyrand Perigord. Czyżby nadal znajdowało się w żagańskim pałacu? 22 kwietnia 1944 roku pełnomocnik rządu III Rzeszy informował wydział samorządowy Prowincji Śląskiej, że najcenniejsze zbiory Żagania zostały zapakowane do skrzyń i umieszczone w piwnicy. Rozebrano meble, sporządzono specjalne stelaże do obrazów. Część majątku - szczególnie bibliotekę, planowano przewieźć do Miodnicy lub do dworu w podszprotawskiej Borowinie. Były także plany ukrycia skarbów w Kliczkowie w okolicy Bolesławca.
Gdy do akcji włączył się słynny Guenter Grundmann, piwnice żagańskiego pałacu pełne były skrzyń. Ponieważ mieli przybyć pierwsi pacjenci do urządzonego w pałacu szpitala, rozpaczliwie szukano środków transportu, żeby skarby wywieźć. W październiku na dwa samochody zapakowano większość dóbr. W piwnicy pozostało jednak 47 skrzyń i pakunków oraz pojedynczych przedmiotów. W jednej ze skrzyń znajdował się słynny zbiór listów i rękopisów.

Według francuskich źródeł po zajęciu Żagania przez Rosjan w pałacu pojawiło się dwóch oficerów - Francuz i Amerykanin, którzy najpierw pomieszczenia przeszukali i za zgodą dowództwa radzieckiego zabrali kilka skrzyń dawnego archiwum pałacowego. Inna wersja mówi, że pałac odwiedził wówczas pewien dyplomata holenderski - pełnomocnik Talleyrandów. Świadkowie mówią nawet, że pałac najeżdżały wręcz wycieczki rozmaitych cudzoziemców, a przez pewien czas nad budynkiem powiewała nawet francuska flaga.

Ostatni protokół zawartości skrzyń spisano w grudniu 1944 r., półtora miesiąca przed wkroczeniem do Żagania wojsk radzieckich. Tak naprawdę nikt nie wie, co się stało z ich bezcenną zawartością. Niemiecki historyk sztuki Palmbeck same tylko zbiory sztuki wycenił na 4 mln marek. Osobne inwentarze sporządzono dla bibliotek - francuskiej i niemieckiej oraz unikalnego zbioru listów. Sporo dzieł sztuki z tej listy znajduje się w muzeach francuskich, niektóre przewinęły się przez słynne domy aukcyjne. Większość obrazów i rzeźb z Żagania trafiła do zamku Talleyrandów w Valencay.
Nie wiadomo natomiast, gdzie znalazło się sporo zabytków, przede wszystkim kolekcja słynnych listów z kolekcji Doroty Talleyrand, które nigdy nie "wypłynęły". W Bibliotece Kongresu USA znajdują się mikrofilmy zbiorów tzw. archiwum Talleyrandów, sporządzone przez tajemniczego doktora Hutha. Jak trafiły za ocean? Przed 30 laty do Polski dotarł list pewnego Niemca, który twierdził, że zna lokalizację ukrytych w żagańskim pałacu sreber i archiwaliów. Tropem ruszyła ekipa fachowców - nic nie znaleziono. Nic nie wskazuje też na to, by powiodły się wcześniejsze próby poszukiwań rozmaitych łowców skarbów, którzy zostawili po sobie pamiątki w postaci rozkutych ścian. A może skarb spoczywa w piwnicach pałacyków w Miodnicy lub Borowiny?

SIEDLISKO - Muzeum w piwnicy

Już w połowie 1942 roku Niemcy rozpoczęli akcję chowania zrabowanych w różnych zakątkach Europy dzieł sztuki. Nie myśleli o zbliżającej się klęsce, ale chcieli zabezpieczyć cenne przedmioty przed bombardowaniami. Profesor Guenter Grundman, konserwator zabytków prowincji dolnośląskiej, otrzymał z Berlina polecenie wyszukania na swoim terenie działania miejsc nadających się na składnice dzieł sztuki, archiwaliów i muzealiów pochodzących ze wschodnich i północnych Niemiec. Nawiasem mówiąc naukowiec ten zajmował się także wyszukiwanie złomu metali kolorowych dla niemieckich hut - dzwonów, naczyń liturgicznych, pomników...

Najpierw przygotowano wykaz rzeczy, które trzeba ukryć, później do właścicieli obiektów skierowano pisma - Grundman postawił na pałace i zamki. Na składnice wybierano sale na parterze, czasem piwnice i lochy - o ile były suche. Rzadziej starannie zakopywano lub zamurowywano w specjalnych skrytkach.
Jak wynika z dokumentów firm przewozowych, pierwsze partie skarbów trafiały do składnic już 1942 roku. Na początku do Henrykowa i Kamieńca Ząbkowickiego. Do czerwca 1944 roku zorganizowano składnice w 79 miejscowościach. Z samych tylko zbiorów muzealnych Wrocławia wywieziono i ukryto 34 ołtarze, 992 obiekty przedhistoryczne, 25 tys. tomów ksiąg, 11 epitafiów, 1.500 sztuk szkła artystycznego, 7 tys. grafik, 195 miniatur, 3.180 monet, 746 sztuk zbroi i broni...
Traf sprawił, że lista skrytek Grundmana trafiła w ręce polskich historyków - wydobyto je spod gruzów urzędu konserwatorskiego. Zaszyfrowane zapiski udało się odczytać i historycy ruszyli ich śladem... Znaleziono niewiele - jedne obiekty zostały zniszczone, inne rozszabrowane.

Już na pierwszej liście Grundmana znalazły się lubuskie miejscowości. Carolath (Siedlisko), Sprottau (Szprotawa), Hartau (Borowina pod Szprotawą). Poszukiwacze mówią także o lochach średniowiecznych pod Starym Miastem w Głogowie i Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym. W styczniu 1946 polscy historycy sztuki spenetrowali Żagań, Kożuchów, Bytom Odrzański i Nową Sól. W marcu 1946 r. zabezpieczono wspaniałą, XVIII-wieczną bibliotekę z Siedliska.
Sam Grundman nigdy na Dolny Śląsk nie przyjechał, nie odpowiadał także na listy polskich naukowców.

SZPROTAWA - Gdzieś jest galeria

W 1944 roku Niemcy doskonale wiedzieli, że mają kłopoty. Trwało poszukiwanie rozmaitych schowków, w których najcenniejsze dzieła sztuki i archiwa mogą przetrwać wojenną pożogę. Na liście dobrze rokujących miejsc znalazło się kilka punktów w Szprotawie i najbliższych okolicach - oba miejscowe kościoły, pałac w Borowinie...
- Mamy relacje ludzi, którzy po wojnie przyjechali do Szprotawy jako pierwsi - opowiada regionalista Maciej Boryna. - Twierdzili, że wędrując podziemiami potykali się o jakieś obrazy.
W pomieszczeniu archiwum szprotawskiego muzeum wisi reprodukcja o tematyce religijnej. Nic nadzwyczajnego. Uwagę zwraca natomiast rama, która jakby nie pasuje do tego "dzieła". Podobnie jak szare passe-partout. Reprodukcja, dar szprotawianina, wisi w tym miejscu od trzech lat. Jednak dopiero ostatnio Boryna zwrócił uwagę na odcisk tłoczonej pieczęci. I napis KGL. NATIONAL GALERIE "BERLIN", czyli "Królewska Galeria Narodowa w Berlinie".
- Nie ma wątpliwości co do autentyczności passe-partout i pieczęci - dodaje Boryna. - Skąd się wzięły w Szprotawie? Nasz darczyńca nie wie, kiedy i jak jego przodkowie weszli w jego posiadanie. Nie wiadomo także czy ta rama zdobiła jakieś znacznie bardziej cenne dzieło.

I tutaj rozpoczyna się historia. Niecały rok po zakończeniu działań wojennych, w 1946 roku, zlikwidowano szprotawskie skrytki, w których schowano zbiory biblioteki i archiwum miejskiego z Wrocławia. Depozyty odnaleziono również w pałacu von Stoschów w pobliskiej Borowinie. Czy to były wszystkie ukryte przedmioty? Trudno przypuszczać znając historie innych wojennych skarbów. Pewne jest jedno. Po 1945 roku berlińska galeria nie odzyskała wszystkich zbiorów.
- Jak pisze Claude Keisch w "Die Alte Nationalgalerie Berlin", zbiory galerii zostały zdziesiątkowane wskutek bombardowań i przewożenia - dodaje Boryna. - Z oficjalnych informacji dowiadujemy się, że gdy rozpoczęła się wojna, całą galerię zniesiono do piwnic, potem zdeponowano w banku krajowym. Nasilenie bombardowań zmusiło odpowiedzialne służby do ukrycia dzieł w kopalniach soli na terenie środkowych Niemiec.

I tak dzieła sztuki trafiały w ręce zdobywców i wędrowały do Wiesbaden, Braunschweigu, Berlina i w głąb Związku Radzieckiego. Wiele z nich zostało zagrabionych przez żołnierzy i przypadkowych znalazców. Dotychczas ustalono miejsca przechowywania jedynie 49 utraconych wtedy pozycji. Znajdują się one w innych muzeach oraz w rękach prywatnych kolekcjonerów w Niemczech, USA i Grecji. No i rama wraz passe-partout w Muzeum Ziemi Szprotawskiej.

GUBIN - Ludzie chowali precjoza

Tuż przed wkroczeniem wojsk radzieckich w Gubinie wybuchła panika. Przerażeni mieszkańcy chowali swoje kosztowności. Wymarzonym miejscem były rozbudowane podziemia fary. Oprócz przedmiotów należących do wiernych trafiły tam także pieniądze, zabytki sztuki sakralnej i złote wyposażenie liturgiczne...
Gdy do miasta wkroczyli Rosjanie zastali morze zgliszcz - pozostały tylko ruiny ratusza, fary, fragmenty murów obronnych z basztą Bramy Ostrowskiej, nieco budynków na przedmieściach. W ślad za wojskiem szli szabrownicy. Ciężarówki wypełnione po brzegi meblami, dywanami, przedmiotami codziennego użytku jechały do Polski południowej i centralnej. Trwało także przeszukiwanie miasta i jak twierdzą świadkowie tamtych dni właśnie na kosztownościach znalezionych wówczas zbudowano niejedną fortunę. Wśród przesiedleńców znalazł się szesnastoletni mieszkaniec Krakowa. Zaprzyjaźnił się z leciwym już Niemcem, o którym mówiono, że był kościelnym gubińskiej fary. Na łożu śmierci starzec miał młodzieńcowi zdradzić podobno miejsc, gdzie ukryte zostały skarby Gubina.

Z chłopca wyrósł mężczyzna, dla którego znalezienie skarbu stało się celem i obsesją. Jak przyznają jego córki i syn, udało mu się nawet co nieco znaleźć. Po nim sekret miały odziedziczyć córki, a mniej więcej wówczas rozpoczęła się druga gubińska gorączka złota. Wskazywano nowe miejsca, strzępy relacji. Natychmiast pojawiły się ekipy zbrojnych w łopaty poszukiwaczy. Farę musiała strzec policja, a potomkowie strażnika sekretu byli nieustannie molestowani o wyjawienie tajemnicy.
Żadne zabezpieczenie nie wstrzymywało próby, gdy wybuchła trzecia faza gorączki złota - niemal dokładnie przed dziesięcioma laty - na apel Daniela M. stanęło 17 gubinian, którzy zarejestrowali w sądzie Stowarzyszenie Ziemi Gubińskiej - Poszukiwaczy Skarbów. Daniel M. Pokazywał i wskazywał kolejne miejsca ukrycia skarbu - dawna apteka, Wzgórze Śmierci. Poszukiwacze walczyli nawet o dotacje z Urzędu Miasta. Najbardziej zagorzali utrzymywali, że w podziemiach znajduje się słynne złoto Wrocławia. Rumieńców historii nadał list obywatelki Niemiec, która zwróciła się do władz miasta z pytaniem o polską procedurę ubiegania się o zezwolenie na poszukiwanie skarbów...

Bardziej sceptyczni są historycy. Negują nawet istnienie tego rozbudowanego systemu podziemi pod gubińską farą - podczas niedawnych prac archeologicznych w okolicy kościoła odkryto na poziomie 3,2 metra wodę - oznacza to, że podziemia nie mogły sięgać w głąb, a gęsta zabudowa okolicy wyklucza istnienie sieci "płytkich" korytarzy. O gubińskich podziemiach nie ma także nawet wzmianki w archiwum wojewódzkim. To jest o tyle dziwne, że tutaj sporo jest wiadomości o tym mieście. Jednak ostatnie prace archeologów i budowlańców zdają się przeczyć istnieniu schowków.

ZATONIE - Złoto białego generała

Z Zatoniem wiąże się historia, którą opisał w swojej książce "Testament barona" znany dziennikarz - podróżnik Witold Michałowski. Uważa on, że testament bałtyckiego barona Ungerna-Sternberga, chana mongolskiego z 1921 roku, określający miejsce ukrycia skarbów mongolskich w Azji, trafił w 1945 roku z Estonii do Zatonia. Gdzie zaginął bądź został ukryty...
Baron Roman Nicolaus von Ungern-Sternberg to rosyjski generał, dowódca Azjatyckiej Dywizji Konnej na Dalekim Wschodzie. Urodził się w Grazu, wychowywał w Tallinnie. Uczestnik wojny rosyjsko-japońskiej w 1905. Po rewolucji lutowej wysłany na Daleki Wschód. Po rewolucji październikowej walczył z bolszewikami. Zasłynął bezlitosnymi mordami bolszewików lub osób podejrzanych o sprzyjanie bolszewikom czy innym frakcjom rewolucyjnym oraz na Żydach, przez co zyskał tytuł Krwawego Barona. Przejął dowodzenie nad armią w rejonie jeziora Bajkał.

Od 1920 odciął się od Białej Gwardii i ogłosił niezależnym wojownikiem. Jego celem stało się zaprowadzenie monarchii na całym świecie. Głosił hasła antysemickie. Zaczął przygotowywać ekspedycję, której celem miało być przywrócenie dynastii Qing w Chinach. W dniach 28 września - 2 października 1920 jego oddziały wkroczyły do Mongolii. 3 lutego 1921 zdobył Urgę i przywrócił tam władzę Bogda Chana. Faktycznie sam przejął władzę, ogłaszając się reinkarnacją Czyngis-chana.
W czerwcu 1921 na czele 20-tysięcznej armii białych Rosjan i Mongołów zaatakował Rosję, jednakże szybko został rozbity w bitwach pod Nauszkami i Jeziorem Gęsim. Obalony 6 lipca 1921, dowodził ruchem oporu do pojmania 21 sierpnia. Zginął 15 września 1921, rozstrzelany w Nowosybirsku.
O jakim skarbie mowa? To kasa białej gwardii, nad którą sprawował pieczę uzupełniona przez lamaickie dobra i kosztowności z buddyjskich klasztorów. Cały ten majątek zniknął ukryty gdzieś w stepach Mongolii. Gdzie? To pokazuje mapa ukryta w Zatoniu.

NIE TYLKO WITASZKOWO - Dzieło przypadku

Witaszkowo, wieś w gminie Gubin, słynne stało się za sprawą znaleziska scytyjskiego. Za jego sprawą niewielkie podgubińskie Witaszkowo można znaleźć w każdej archeologicznej encyklopedii. W 1882 roku witaszkowski wieśniak o nazwisku Leuschke (wówczas wieś nazywała się Vettersfelde) znalazł na swoim polu złoty skarb. W sumie uzbierało się 4,5 kg złotych przedmiotów. Chłop zawiadomił miejscowego wielmożę - księcia Henryka Schoenaicha-Carolatha, a ten berlińskich historyków. Natychmiast odkrycie uznano za sensację. Znalezisko scytyjskich wyrobów uznano za porównywalne z tymi pochodzącymi ze stepów Ukrainy. Zwłaszcza wspaniałą złotą rybę.

Według wstępnej interpretacji skarb miał pochodzić z kurhanu scytyjskiego wodza, który rozmyły gwałtowne deszcze. Historycy śmieją się z podobnej historii. W Polsce nie znaleziono żadnego scytyjskiego pochówku. Ponieważ Scytowie zabierali ze sobą zwłoki poległych towarzyszy. Ryba i inne złote przedmioty pochodziły prawdopodobnie z wyposażenia scytyjskiego bogatego wojownika. Zapewne były to elementy pancerza, który oderwali zwycięzcy. Autorem ozdób był prawdopodobnie jakiś grecki, joński artysta.
Na wieść o tym skarbie polscy historycy tylko wzdychają. Jego część można oglądać podczas okazjonalnych wystaw w berlińskich muzeach. Tuż przed wojną kopia skarbu - podobno znakomita i też wykonana ze złota - znajdowała się w gubeńskim muzeum. Oryginały dwóch najcenniejszych zabytków zaginęły. Kopie można podziwiać w muzeum w Świdnicy... Nawiasem mówiąc miniony rok był, jeśli chodzi o przypadkowe odkrycia skarbów, wyjątkowy. Na podkrośnieńskiej budowie znaleziono skarb kultury unietyckiej. Z kolei pod Jasieniem grzybiarz natknął się na "sejf" wytwórcy z pobliskiej Wiciny. A o ilu znalezionych skarbach nie wiemy...?

(Część informacji pochodzi z: Włodzimierz Antkowiak: "Nieodkryte skarby",: Wacław Dominik: "Złamany szyfr profesora Grundmana").

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska