Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kubuś potrzebuje busa

Dorota Nyk 76 835 81 11 [email protected]
Janina i Daniel Pogodowie z młodszymi synami: Kacprem i Kubusiem.
Janina i Daniel Pogodowie z młodszymi synami: Kacprem i Kubusiem. Dorota Nyk
Czteroletni niepełnosprawny Jakub może zimą nie mieć jak dotrzeć do przedszkola integracyjnego. Rodzice starają się o to, żeby mógł go odwozić miejski bus dla niepełnosprawnych. Ale MOPS nie może go wysyłać codziennie po Jakuba...

Sprawą rodziny Pogodów z Kopernika zainteresował się radny miejski Radosław Pobol. Zgłosił na sesji rady, że ci ludzie są w bardzo trudnej sytuacji życiowej i zdrowotnej. Ostatnio starają się wywalczyć, żeby bus mógł odwozić najmłodszego Jakuba kilka ulic dalej, do przedszkola integracyjnego. Na razie nie dają rady.

- Jak nie takim ludziom należy się ten bus, to komu? - pytał radny prezydenta.
Byliśmy u Pogodów w domu. To zwyczajna głogowska rodzina. Zwyczajna, ale niezwyczajna, gdyż niestety bardzo doświadczał i doświadcza ją los. Na pozór to ludzie ładni, młodzi, uśmiechnięci i zadowoleni z życia. Mają piękne, zadbane mieszkanie, radosną trójkę dzieci.

- Mam tylko 32 lata i już jestem bardzo doświadczona przez życie - opowiada Janina Pogoda. Na początku każdy by się zastanawiał, co mówi ta młoda, ładna kobieta. Ale wystarczy dalej posłuchać... Ta historia jest prawdziwa.

Czteroletni Jakub, najmłodszy synek, ma czterokończynowe dziecięce porażenie mózgowe, jest po dwóch wylewach i po odmie płuc. Chodzi do przedszkola integracyjnego przy ul. Herkulesa, ale mama nie ma jak go tam odprowadzać. Jeszcze gorzej będzie zimą. Jakub chodzi na własnych nogach, ale nie ma ich w pełni sprawnych.

- Mamy wózek inwalidzki, ale zimą go nie dopcham - rozkłada ręce mama. Po pierwsze chodniki nie są odśnieżane i ciężko. Po drugie... Pani Janina nie jest sprawna tak, jak wygląda na pierwszy rzut oka. Jest po dwóch udarach, ma niepełnosprawną rękę - po operacji przeprowadzonej kilka tygodni temu nie może jej wyprostować i obrócić.

Poza tym leczy się na dwie ciężkie choroby. Ma reumatoidalne zapalenie stawów, tzw. gościec - bez leków sterydowych nie może się ruszać. Toczeń układowy z zajęciem ośrodkowego układu nerwowego to jeszcze poważniejsza choroba - leczy ją w klinikach, od półtora roku jeździ na chemię. Pani Janina jest także po dwóch udarach, w sumie miała już siedem operacji, a w styczniu prawdopodobnie czeka ją następna - bo zdiagnozowano jej kolejna chorobę. Jak taka kobieta może zatargać zimą niepełnosprawne dziecko do przedszkola?

- Zwróciliśmy się do MOPS-u o busa, który mógłby naszego Jakuba wozić do przedszkola. Jakub bardzo by chciał, on się tam wspaniale rozwija i uwielbia tam chodzić - mówi mama. - Ale MOPS nam odmówił twierdząc, że ten bus jest także dla innych potrzebujących.

Tato Jakuba to osobna historia. Po pierwsze teraz od miesiąca pracuje w kopalni, musi zarabiać na rodzinę. Przez dziewięć miesięcy był na zwolnieniu lekarskim po wypadku, który przeżył na Rudnej w grudniu zeszłego roku.

- Wypadek był 30 grudnia. Mąż uszedł z niego z życiem. Kolegę uratował, wykopał go własnymi rękami - opowiada pani Janina tę przerażającą historię. - Zginęło wtedy jego trzech kolegów z brygady. Bardzo to przeżył. Od miesiąca pracuje, ale czeka go jeszcze operacja kręgosłupa.
Dla Pogodów najgorsze są zimy, bo dwóch młodszych chłopców bardzo często choruje.

- Dlatego staramy się o zasiłek życiowo-losowy od MOPS-u, sprawa jest w toku - mówi pani Janina. - Ale były już u nas panie z tej instytucji na wywiadzie środowiskowym. Powiedziały mi, że bardzo dobrze wyglądam. Poradziły mi, że jak przyjdzie zima, to żebym woziła syna do przedszkola na sankach. A ja przecież jestem po chemii, schudłam sześć kilo, a mój synek miał odmę płuc.

Panie z MOPS-u zauważyły także porządek w domu i że mieszkanie jest bardzo ładnie urządzone. Policzyły także, że pani Janina ma rentę, mąż pracuje, a niedawno dostał odszkodowanie po wypadku. - Nie doliczyły, ile kosztują nas leki, dojazdy do Wrocławia do kliniki, rehabilitacja, witaminy. Twierdzą, że dobrze żyjemy - mówią Pogodowie. I denerwują się, że aby dostać pomoc, musieliby chyba mieć brudno i butelkę z wódką na stole.

Tej rodzinie pomagają pracownice z przedszkola, do którego chodzi Jakub. Bardzo chcą, żeby nie musiał z niego rezygnować, bo dla takiego chłopca to byłaby tragedia. Pomaga także radny Radosław Pobol.

- Bus należy się każdemu niepełnosprawnemu - powiedział nam dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej Andrzej Mazur. - Ale ci państwo chcą samochód mieć codziennie do własnych celów. Praktycznie, żeby chłopiec był wożony jak taryfą do przedszkola i z powrotem. To jest niemożliwe nie dlatego, że nie chcemy. Po prostu musielibyśmy innych przestać wozić, musielibyśmy związać samochód tylko z tą rodziną. Mamy tylko jednego busa, którego dostaliśmy od prezydenta. On na przykład wozi dzieci na turnusy rehabilitacyjne.

- Sprawa jeszcze nie jest przegrana - uważa radny Radosław Pobol. - Wiem, że wiceprezydent Szulc obiecał rozmawiać jeszcze w sprawie wykorzystania tego busa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska