Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Daria prawie nie widzi przez błąd ordynatorki

Anna Białęcka 76 833 56 65 [email protected]
Daria czuje się samotna z powodu swojej inności. Trudno jej pozbyć się myślenia o tym, jak mogłoby wyglądać jej życie, gdyby przed sześciu laty lekarka zajęła się nią z właściwą troską.
Daria czuje się samotna z powodu swojej inności. Trudno jej pozbyć się myślenia o tym, jak mogłoby wyglądać jej życie, gdyby przed sześciu laty lekarka zajęła się nią z właściwą troską. Anna Białęcka
Sąd rejonowy wydał wyrok: lekarka jest winna. Naraziła dziecko na niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i utraty życia. Skazał ją na cztery miesiące pozbawienia wolności, w zawieszeniu na dwa lata.

- Prawie zupełnie straciłam wzrok - mówi 14-letnia Daria Prejs. - Trudno jest mi się z tym pogodzić, bo wiem, że gdyby ta lekarka zrobiła to co trzeba i zajęłaby się mną z troską, teraz mogłabym normalnie żyć.
To co zadecydowało o zdrowiu i obecnym życiu Darii wydarzyło się kilka lat temu, w maju 2005 roku.
- Córka miała wtedy osiem lat - opowiada Zofia Prejs. - Bolały ją rączki, więc podałam jej no-spę. Po pewnym czasie dostała wysypkę na całym ciele, myślałam, że to może być alergia. Wezwałam pogotowie. Pojechałyśmy do głogowskiego szpitala.

Jak wspomina matka, patrzyła z przerażeniem jak jej córka z każdą godziną czuje się coraz gorzej. Drugiego dnia pobytu w szpitalu dziecko miało zaburzenia równowagi, trudno mu było stać o własnych siłach, coraz gorzej widziało. - Lekarze twierdzili, że jest osłabiona leżeniem w łóżku - mówi kobieta. - Zlecono podawanie kroplówek, ale nawet nie wiem co to było, bo traktowano mnie na oddziale jak intruza. Te kroplówki wlewano w nią litrami. Zauważyłam jednak, że Daria nie oddaje moczu, zgłaszałam to lekarzom, ale zbagatelizowali to. Ówczesna pani ordynator uznała po kilku dniach, że czas wypisać Darię ze szpitala, mimo że dziecko leciało mi przez ręce, źle widziało. Napisała w karcie wypisu: stan dobry. Kpina!

A w domu było coraz gorzej. - Poszłam z dzieckiem do przychodni, do okulisty - opowiada mama. - Ten natychmiast skierował córkę do szpitala, stwierdził guza mózgu i porażenie nerwów wzroku.
Ale ordynator oddziału dziecięcego odmówiła przyjęcia do szpitala, nakazała wcześniejsze badanie u neurologa. Matka pojechała z córką znów do przychodni, tym razem do neurologa. I ten lekarz wydał natychmiastowe skierowanie do szpitala. Pomimo drugiego skierowania ówczesna ordynator odmówiła hospitalizacji. - Powiedziała mi, że nie ma potrzeby przyjęcia Darii bez wcześniejszego badania tomografem, które potwierdziłoby guza - mówi Zofia Prejs. - Zapewniła, że tomograf w szpitalu jest popsuty.

Od chwili pierwszego zgłoszenia do szpitala do wykonania badania tomografem minął prawie miesiąc. - Badanie zrobiono 13 czerwca, kazano mi zgłosić się po wyniki dopiero za cztery dni! - wspomina zdenerwowana kobieta.

Wynik badania tomografem co prawda nie potwierdził guza, jednak wykazał wodogłowie. Ordynatorka zdecydowała się w końcu na skierowanie Darii do kliniki neurochirurgii we Wrocławiu. Wtedy dziewczynka już prawie zupełnie nic nie widziała. Tu niezwłocznie wykonano jej wszystkie dodatkowe badania. Chirurdzy wstawili dziewczynce zastawkę w głowie, po pięciu dniach zaczęła odzyskiwać wzrok.
- Wiem, że wodogłowie jest efektem podawania Darii litrów kroplówek - twierdzi matka. - Mówiłam o tym pani doktor. Jestem laikiem, a jednak wiedziałam, że coś jest nie tak.

Dziś Daria ma za sobą lata leczenia. - Miałam już kilka operacji - mówi nastolatka. - Okazało się, że podczas pierwszej operacji zastawka została źle wstawiona. Obrzęk mózgu nie ustawał. Wstawiono mi nową, później robiono kilka poprawek. Wciąż jest ucisk na nerwy wzroku. Efekt? Widzę tylko prawym okiem, i to niewiele.

Dziewczynka chodzi do gimnazjum i stara się radzić sobie jak może. Rodzice czytają jej podręczniki, ma program w komputerze, który odczytuje teksty. Mama odprowadzą ją do szkoły i przyprowadza do domu. Daria jest bardzo dobrą uczennicą, jej średnia ocen wynosi ponad 5. Lubi się uczyć, interesuje ją wiele spraw.

Oskarżona ordynatorka pediatrii nie przyznała się do zaniedbań. Przed sądem stwierdziła między innymi, że "matka dziecka był negatywnie nastawiona do oddziału", a także to, że "wodogłowie mogło być wrodzone lub pourazowe".

Ten proces toczył się kilka lat, między innymi dlatego, że sąd czekał około dwóch lat na opinie biegłych lekarzy. Uznali oni między innymi, że rozpoznanie choroby nakazywało natychmiastową hospitalizację oraz pilną diagnostykę dziecka.

W uzasadnieniu wyroku sądu czytamy między innymi: "Z opinii biegłych sądowych wynika, że będąc w posiadaniu dwóch pilnych skierowań do szpitala, ordynatorka powinna natychmiast wdrożyć leczenie przeciwobrzękowe oraz przeprowadzić badania obrazowe. Zaniechanie oskarżonej jest trudno wytłumaczyć. Mogło wynikać z nieprzychylnego nastawienia do matki dziecka."

Sąd wydał wyrok: cztery miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na okres dwóch lat próby.
- Staram się jakoś radzić sobie w życiu - mówi 14-letnia Daria. - Nie jest to łatwe. Tym bardziej, gdy myślę o tym, że mogłoby być inne, lepsze, gdyby wtedy ta lekarka zajęła się mną tak jak trzeba. Nie mogę żyć tak jak moi rówieśnicy. W szkole właściwie nie mam przyjaciół, bo jestem inna. Czasami wiem, że podśmiewają się ze mnie. Jaka będzie moja przyszłość? Nie wiem…

To nie koniec walki rodziców Darii o sprawiedliwość. Lekarka złożyła już apelację w sprawie wyroku wydanego przez Sąd Rejonowy w Głogowie.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska